niedziela, 31 sierpnia 2008

Zajęcia praktyczno techniczne

Jest taki przedmiot w szkole, który za moich czasów szkolnych nazywał się Zajęcia praktyczno-techniczne (ZPT), a teraz nazywa się technika. Traktowany jest trochę jako taki mniej ważny przedmiot, chociaż…(?) W każdym razie zgodnie z podstawą programową na technice dzieciaki poznają różne zawody (architekt, kucharz, elektryk); dowiadują się też o technologiach produkcji różnych rzeczy. W moich czasach był to przedmiot bardziej praktyczny uczyliśmy się szyć na maszynie, robiliśmy kanapki, coś z elektryczności (chyba naprawa wtyczki), robiliśmy jakieś koraliki z drutu miedzianego itd.
Chciałabym, żeby Agatka nie była pozbawiona ani jednego ani drugiego – i wiem, że nie będzie. Jeżeli chodzi o umiejętności praktyczne, to chyba nie ma lepszego miejsca, aby się tych rzeczy nauczyć niż dom. Bo te wszystkie praktyczne rzeczy w domu się robi i to nie dlatego, że są akurat w programie, ale dlatego że istnieje naturalna potrzeba, aby je zrobić. O podstawowych potrzebach jak zrobienie czegoś do jedzenia i picia nie będę pisać – obie moje dziewczynki są absolutnie samodzielne w tej dziedzinie (chociaż nie umieją jeszcze wiele, ale radzą sobie). Dzisiaj chcę pokazać zdjęcie jak Agatka z tatą zaspokajały potrzebę Babiego, czyli świnki morskiej należącej do Agatki, i budowali mu domek. Oczywiście wszystkie przycięcia wyrzynarką wykonywał tata, ale Agatka cały czas mu asystowała. A wcześniej ustaliła ze mną wymiary tego domku i wykreśliłyśmy jego ścianki, dach i wejście na drewnianej sklejce, z której miał być zrobiony. Bardzo kształcąca zabawa i dużo bałaganu. Ale prosiaczek jest zadowolony i my też.
Image Hosted by ImageShack.us

piątek, 29 sierpnia 2008

Poradnik domowy o Edukacji domowej

Co ma wspólnego Albert Einstein, Piotr Curie (i obie jego córki), Agatha Christie, Hans Christian Andersen, Mark Twain, Winston Churchill, Stanisław Ignacy Witkiewicz, Yehudi Menuhin i Elżbieta II? - otóż nikt z nich nie chodził do szkoły. Można o tym i innych kwestiach zwiazanych z ED, przeczytać we wrześniowym numerze Poradnika domowego .
Z tego co wiem również córki Piotra i Marii Curie były edukowane w domu przez rodziców, korzystając czasami z pomocy przyjaciół. Jak wiemy efekt tego nauczania był niesamowity. Dla mnie jest to bardzo ciekawy przypadek, ponieważ dwójce naukowców udało się poprowadzić swoje dzieci w dwóch różnych kierunkach, zgodnych z zainteresowaniami tych dzieci. Jak wiemy jedna z córek Curie jest zdobywczynią nagrody Nobla w chemii, druga była szanowanym dziennikarzem. Jest to dla mnie bardzo inspirujące.

czwartek, 28 sierpnia 2008

Fontanna Herona

Image Hosted by ImageShack.us
Udało nam się w końcu zrobic fontannę Herona. Długo się do tego zabieraliśmy. Okazało się jednak, że sprawa jest dużo prostsza niż mi się wydawało na samym początku.
Doświadczalna fontanna Herona wygląda tak:
Jakoś przez dłuższy czas miała problem z... zebraniem trzech słoików, aż w końcu obudziła się moja inteligencja i stwierdziłam, że tak naprawdę wystarczy tylko jeden z pokrywką (to ten z numerem 2), a pozostałe to mają być po prostu jakieś naczynia.
W pokrywce wykonujemy dwa otwory, przez które przetykamy słomki do picia. Otwory, dookoła słomek, uszczelniamy czymś (myśmy zrobiły to plasteliną). Do słoika 2 i naczynia 1 wlewamy wodę (w naczyniu może być dużo, w słoiku tak połowa, aby było widać wypływ wody). Ustawiamy słoik tak jak na rysunku. Woda spływajac do naczynia 3 powoduje, że w słoiku zmiejsza się ciśnienie, co z kolei pociąga za sobą zasysanie wody z naczynia 1.I mamy "prawdziwą" fontannę bez silniczka.
Słoik 2 można wykorzystać jeszcze do innej zabawy. Wystarczy wygiąć obie rurki, w jedną z nich dmuchać - z drugiej wypryśnie woda (na rośliny lub koleżanki ;).
Obrazek pochodzi z książki: Encyklopedia doświadczeń Larousse.

piątek, 22 sierpnia 2008

W Muzeum Dekerta zobaczyłyśmy bardzo fajne grafiki - większość miedzioryty. Niesamowite, że coś takiego można zrobić, jako "stempelek" do tworzenia oryginałów. Postanowiłyśmy z Agatka też trochę pobawić się grafiką, oczywiście nie było to żadne miedzioryty, ani drewnoryty. Ale pobawiłysmy się troszeczke tzw. drukiem wypukłym. Na kawałku kartonu, Agatka narysowała kontur kwiatka, potem ten kontur został posmarowany klejem i przyklojona do niego zosatła nitka włóczki. To była nasza matryca. Potem przygotowałyśmy farbę - czyli zmieszaliśmy odrobinę szamponu z farbką plakatową i zaczęłyśmy tworzyć nasze oryginały. Jeden z nich Agatka postanowiła pokolorować (a kto powiedział, że grafiki się nie koloruje?)
Fajnei wyszło.

A potem przyszła kolej na "litografię" - malowałyśmy obrazek na szkle i ten obrazek odbijałyśmy na papier. Aga znowu zapragnęła siegnąć po kolor i tak też zrobiła. Znowu wyszło cos fajnego. Ale najbardziej wartościowe jest to, że ją samą to zafascynowała i sama paliła sie do pracy. A mi wcale nie przeszkadzał zachlapany farbą stół kuchenny - a co tam, da się umyć :)
Image Hosted by ImageShack.us

środa, 20 sierpnia 2008

Muzeum Dekerta

Jest w Gorzowie piękne miejsce – willa Gustawa Schroedera – w której mieści się muzeum Dekerta. Namówiłam jeszcze dwie mamy i taka małą wycieczką wybraliśmy się do tego muzeum. Nie wiedziałam czego się spodziewać. Sam budynek jest bardzo ładny, otacza go bardzo ładny park, ale co zastaniemy w środku? Już kiedyś byłam bardzo rozczarowana, gdy wybraliśmy się do Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie, zapłaciliśmy za bilety, weszliśmy do środka okazałego i bardzo ładnego budynku, a w środku…. niczego nie było (może poza jedną ciekawą, ogromną kolumną podtrzymującą sklepienie).

Ale nie, tutaj było bardzo ciekawie. Piękne wnętrza, bardzo ciekawe meble, cynowe naczynia domowego użytku i kościelne, duży zbiór monet (najstarsze z XIII wieku) w większości wykopanych tutaj, obrazy, grafika, herby, witraże

Każdy znalazł coś co go zaciekawiło. A na koniec pochodziliśmy jeszcze po parku. Fajnie tak usiąść w gorący dzień w parku, przy fontannie.

poniedziałek, 18 sierpnia 2008

Prace plastyczne

Muszę przyznać, że zawsze lubiłam robić coś plastycznego. Mam to chyba po mamie. Ania, moja starsza córka, też ma zapał to wszelkiego rękodzieła. Trochę inaczej jest z Agatką. Zawsze wydawało mi się, że jest bardzo twórcza. Jako maluch z kapcia robiła telewizor dla lalek i potrafiła spojrzeć się na przedmioty w niekonwencjonalny sposób - coś z niczego. Ale teraz kiedy jej powiedziałam, że będziemy robić coś plastycznego, to na jej twarzy pojawił się taki grymas jakbym kazała wypić jej szklankę octu. Cóż zrobić?
Akurat tę dziedzinę traktuję inaczej niż np. matematykę czy nauki przyrodnicze - tutaj nic nie jest na MUSISZ. Postanowiłam więc, że nie będę nachalna, tylko delikatnie będę proponować jej zrobienie tego czy tamtego. Mamy w domu jeden tom z serii "Każde dziecko to potrafi" - rewelacyjna książka dla maluchów i starszych. Zawołałam Agatke do siebie i pokazałam różne rzeczy, które mogłaby zrobić. Była strasznie na mnie zła i siedziała obok naburmuszona. A pare godzin później, zajrzał do jej pokoju i zobaczyłam, że... korzystając z tej książki ozdabia sobie okno.
Image Hosted by ImageShack.us
Co prawda nie jest to czas Walentynek, ale ugryzłam się w język, aby nie zniechęcić Agatki. Bo to co zrobiła jest naprawdę fajne - i nie ma znaczenia, że nie w porę, ani że od szablonów. Najważniejsze, że mimo wszystko widać w tym co zrobiła twórczy wysiłek.
Potem zrobiła jeszcze ramkę z szarej kopery wielkości A4. Pomysł na tę ramkę znalazłam chyba na forum ED. Wycina sie otwór jeden stronie koperty tak aby został tylko brzeg jako ramka. To co zostało ozdabia sie wg. własnego uznania (Aga okleiła moimi brokatami do paznokci - wyszło bardzo ładnie). A na końcu do środka koperty wkłada sie pracę - myśmy włożyły wydrukowany wiersz.
Cieszę się, że Aga zdecydowała się zrobić coś plastycznego zaproponowanego przeze mnie. Widać, że powoli otwiera się na tego rodzaju propozycje - i dobrze, chcę aby moje dziecko rozwijało się także w tej stronę, w stronę bycia twórczym. I tak np. dzisiaj zaproponowałm jej, aby napisała słowa: olbrzym, motylek, fajtłapa, porządek, straszny w taki sposób, który oddaje istotę tych rzeczy. Ćwiczenie to nie było moim pomysłem (zazwyczaj korzystam z cudzych :( ale jest naprawdę bardzo fajne. Dziecko musi zastanowić się jakie narzędzia użyć, jakiego koloru, w jaki sposób postawić kreskę. Niemalże widziałam jak Agatce mózg parował - a przecież o to chodzi. "W parowaniu mózgu jest jego rozwój".

piątek, 15 sierpnia 2008

Eksperymenty z płynami

W sierpniu porobiłyśmy z Agatką trochę eksperymentów fizycznych. Myślę, że to dosyć ważne, aby dzieciaki miały możliwość zobaczyć, albo jeszcze lepiej przeprowadzać doświadczenia ilustrujace zjawiska przyrodnicze. Pamietam gdy studiowałam jeden z wykładowców fizyki, chcąc nam "matematykom" przybliżyć fizykę i jakoś ułatwić, jechał cały czas wzorami, nic nie mówiąc o zjawiskach. Na którymś z wykładów, gdy po raz kolejny pojawił się zapis divE=0, jęknęła "i co z tego wynika, że to divE=0" Na co nasz wykładowca z wielkim zdziwieniem zapytał: "Nie widzą państwo? Przecież to oznacza, że nie ma źródła". Nie widzieliśmy....
To pokazuje jak ważne jest zobaczyć, a dla dziecka dotknąć, samodzielnie zrobić itd.
Jednym z doświadczeń jakie zrobiliśmy było słynne doświadczenie z wybuchającą colą O doświadczeniu tym słyszałam już wcześniej, ale zrobiliśmy je poprawnie dzięki video jakie znalazłam w internecie na stronie Making Science Fun Wsypując do 2 litrowej coli-light od razu całą paczkę mentosów miętowych, wcześniej wsypanych w papierowy rulon. tak by loźno wpadły do butelki, spowodowaliśmy gejzer colowy, który wybuch na jakieś 3-4 metry w górę. Oczywiście tego doświadczenia nie robiłyśmy w domu tylko na łące, a towarzyszyło nam trochę innch zaprzyjaźnionych dzieciaków. Doświadczenie jest naprawdę bardzo fajne, każdemu polecam je zrobić - naprawdę dużo frajdy. Trzeba tylko pamiętać, aby mentosy wpadły za jednym razem do butelki. Myśmy poradziły sobie tak, że otwartą butelkę przykryłyśmy kartą do gry, na to postawiłysmy nasz papierowy rulon z mentosami i w pewnym momencie, jednym ruchem wyjełyśmy kartę.
Inne doświadczenie zrobiłam z Agatką w dniu kiedy rozmiawiałyśmy o rozszerzalności substancji pod wpływem temperatury. Oczywiście omówiłyśmy sobie rozszerzalność metali i konieczność wykonywania przerw w torach kolejowych, a także o zmianie kształtu drutów telefonicznych zimą w stosunku do lata. Rozmawiałyśmy także o tym, że woda zachowuje się troche inaczej, bo zamarzając zwiększa swoją objętość - Agatka pamiętała jak dawno temu Ania zrobiła doświadczenie polegające "na zostawienieniu butelki z wodą na mrozie" - oczywiście butelka pękła. A potem rozmawiayśmy o rozszerzalności gazów pod wpływem temperatury. Zrobiłyśmy także bardzo proste doświadczenie - bo z jednej strony gaz jest ściśliwy, a z drugiej jeśli może to się rozszerzy. Doświadczenie było proste, do zrobienia w każdej kuchni. Wystarczy szklana butelka, świeczka i garnek z wodą. Butelkę włożyłyśmy szyjką do wody i drugi jej koniec podgrzałyśmy świeczką. Po chwili przez szyjkę zaczęły wydobywać się bąbelki powietrza.
Image Hosted by ImageShack.us
A potem przez przypadek zrobiłam dodatkowe doświadczenie. Wyjmując butelkę podgrzanym jej końcem musnęłam lustro wody i... butelka pękła. Doskonała okazja do rozmowy o kurczliwości materiałów :)
Porobiyśmy też troche innych doświadczeń, ale to tak jakby przy okazji. Jedno z nich pokazywało skraplanie się pary wodnej na pokrywce pod wpływem różnicy temperatur. Z tego doszyśmy do pytanie, czy w oddechu jest para wodna i jak to stwierdzić - oczywiście zimą doskonale to widać, a latem trzeba przyłożyć lusterko w pobliże ust i... też widać skroploną parę wodną na lusterku. A jak ta wiedza może bardzo się przydać!!!!!!!!!
Z takich doświadczeń przygotowywanych specjalnie mam jeszcze ochotę zrobić z Agatka fontannę Herona.
Widzę jedna fajną rzecz odkąd postanowiłam sama edukować swoją córeczką. Spedzamy więcej czasu twórczo. Już nie zastanawiam się czym by tutaj Agatke zająć, ale wiem, że chcę aby wiedziała to i tamto i jeszcze spróbowała tego czy tamtego. Sama inaczej spojrzałam na świat. I jest to z korzyścia dla całej naszej rodziny. Korzysta na tym Ania, która mówi, że odkąd zaczęliśmy to ED to wiele fajnych rzeczy w domu się dzieje. Korzysta na tym Marek, bo jest włączany w wiele naszych projektów i chętnie w nich uczestniczy. Korzystamy jako rodzina. Jedna z dziewczyn uczących swoich synków w domu napisała do mnie kiedys "edukacja domowa do wspaniała przygoda dla całej rodziny". Marzenko miałaś rację.

niedziela, 10 sierpnia 2008

Park Dinozaurów

Odwiedziliśmy Park Dinozaurów w Nowinach Wielkich. To taka wioska leżąca blisko nas, jakieś 20 km od Gorzowa. Jakiś czas temu chciałam wybrać się z dziewczynkami do takiego miejsca, ale nie sądziłam, że znajdę je tak blisko.
Image Hosted by ImageShack.us
Modele gadów zrobiono w naturalnej wielkości. Od małych "piesków" (tak nazwały je moje córcie), czyli takich do ramienia, do olbrzymów wielkości 26 m.
Wszystko to pięknie opisane, łącznie z opisem okresu w dziejach ziemi i zaznaczeniem na mapie gdzie dany gatunek zamieszkiwał. Całą ścieżke dydaktyczną podzielono na kawałki związne z danym okresem. Mogłam sobie co nieco przypomnieć :) Szkoda tylko, że nie mamy żadnej książki o dinozaurach, bo możnaby od razu kontynuować i utrwalić zodbytą wiedzę i wrażenia. Ale i tak cieszę się, że tam byliśmy, bo miejsce bardzo przyjazne do spaceru, odpoczynku i edukacji.
Poniżej trochę zdjęć. Jeśli ktoś chce zobaczyć więcej niech kliknie na zielony napis na górze tego wpisu.


Image Hosted by ImageShack.us






Image Hosted by ImageShack.us
Prawdę mówiąc, być może nie będę tutaj zbyt popularna, nie jestem szczególnie zmartwiona, że nie będę miała okazji zobaczyć takiego stwora żywego. Już wolę takiego... chociaż... sama nie wiem.
Image Hosted by ImageShack.us

czwartek, 7 sierpnia 2008

Co robimy latem?

Postanowiłam, że mimo wakacji (czy nie powinnam pisać lata???) będę z Agatka robić to i owo naukowego. Zwłaszcza z dziedzin wymagajacych systematyczności takich jak język obcy. W naszym przypadku jest to język angielski. Postanowiłam sprawdzić co to moje dzieciątko umie w tej materii i przeraziłam się, gdy się okazało, że po CZTERECH LATACH nauki nie zna dni tygodnia i miesza zaimki. Od tygodnia codziennie coś tam robimy i widzę ogromne postępy Agatki. Teraz jesteśmy na etapie pytania o godzinę i odpowiedzi na to pytanie (póki co pełne godziny i połówki). Dni tygodnia troszkę jeszcze miesza, ale codziennie zmienia kartke na tablicy przywieszając odpowiadajacą danemu dniu.

Co jeszcze robimy?

Oczywiście czytamy. Kroniki Narnijskie to cudowne książki. Autora z pewnością nie muszę chwalić, ale pochwalę tłumacza - przetłumaczone są genialnie. Piękny język. W tej chwili jesteśmy pod koniec lektury książki pt. "Koń i jego chłopiec" - jutro już zakończymy i natychmiast zabieramy się za kolejną czyli przed nami "Siostrzeniec czarodzieja". Czas czytnia książek jest dla mnie bardzo cenny. To czas wieczorny, przed samym snem, kiedy czyściutka już Agatka leży sobie w łóżeczku. Kiedyś, gdy obie dziewczynki były małe, codziennie coś im czytaliśmy. Później jakoś to uciekło. A teraz dzięki ED z przyjemnością wróciłam do tego wieczornego rytuału. Czasami dołącza do nas Ania (mam nadzieję, że będzie coraz częściej, ale nie chcę jej zmuszać) i często siedzi z nami Marek.

Czytamy też opowiadania historyczne dla dzieci "Opowieści z historii Polski" - Kazimierza Szymeczko. Bardzo fajne, pobudzajace ciekawość opowiadania. Czytajac o jakiś wydarzeniach próbujemy umiejscowić go w czasie i Agatka zadaje pytania. Czyim synem był ten król? Ile miał żon? Dlaczego zrobił tak czy tak?

Oprócz tego robimy doświadczenia (od czasu do czasu) - o tym napiszę wiecej trochę później.

Ale oczywiscie nie jest tak, że Agatka tylko uczy się i uczy, gdy na dworze jest taka piękan pogoda. Agatka dużo czasu spędza na podwórku - mamy tutaj taką fajną gromadkę dzieci. Poza tym, gdy jest gorąco tak jak dzisiaj jeździmy na pobliskie jeziora, w które obfituje nasza okolica.

poniedziałek, 4 sierpnia 2008

Festiwal Wikingów i Słowian w Wolinie

Image Hosted by ImageShack.us
Jedna z mam, która także uczy swoje dziecko w domu, podała na FORUM informację o odbywajacym się w Wolinie Festiwalu Słowian i Wikingów . Pomyślałam, że to tylko 160km od nas , i że fajnie byłoby tam pojechać. Nie musiałam zbyt długo wiercić dziury w brzuchu mojęmu mężowi, bo dla Marka 160 km, to tyle co dla kogoś innego wyjazd do sklepu.
W sobotę, 2 sierpnia, zaopatrzeni w picie i jedzenie, z samego rana ruszyliśmy na północ, do Wolina. Pojechała z nami także koleżanka moich córek, a jednocześnie córka mojej koleżanki. Bardzo się cieszę, że tam pojechaliśmy, to naprawdę była niesamowita impreza. Dla uczestników urządzono obozowisko z namiotami i chatami. Tych namiotów było.... pełno. Cały czas, w każdym miejscu coś się działo ciekawego. Przy różnych namiotach i chatach były osoby, które przedstawiały swoje rzemiosło (garcarstwo, grabarstwo, bicie monet, wyrób podpłomyków, robienie sznurów, kucie itd.). Można było te rzeczy nabyć. Co jakiś czas w kilku miejscach zespoły prezentowały inne umiejętnosci np. chłopcy i dziewczęta z Białorusi pokazywali taniec, Szwedzi różne średniowieczne zabawy siłowe, Ukraińcy walkę rycerską, w końcu na wodzie zespołu z różnych krajów przedstawiły też bitwę morska. Oczywiscie wszyscy byli ubrani w stroje wczesnego średniowiecza. Uczestnicy byli w bardzo różnym wieku: od niemowlęcia noszonego w przescieradle, przez młodzież, do osób starszych. Fajne były sceny (prawdziwe, nieinscenizowane), gdy kupowali miedzy sobą różne rzeczy potrzebne do tej zabawy: jakieś skóry czy miecze. Oprócz tego przygotowywali sobie na średnowieczny sposób posiłki i jedli je przed namiotami.
Po kilku godzinach wyszliśmy stamtąd i wtedy okazało się jak prawdziwe jest w tym wypadku przysłowie: Kto rano wstaje temu Pan Bóg daje. Kolejki do kas na co najmniej 500 osób. Gdy przyjechaliśmy rano, nie staliśmy w żadnej kolejce.
A wracając do samej imprezy, muszę powiedzieć, że jestem pod wielkim wrazeniem. Kilka razy w życiu byłam w różnych skansenach, ale to nie równa się niczemu. Bo tam były tylko budynki i przedmioty, a tutaj pełno ludzi w odpowiednich strojach, pracujących, bawiących się, walczących. Naprawdę niesamowite wrazenie. Dla dziewczynek także. Okazało sie, że opowiadały o tym swoim kolegom na podwórku. Myślę, że to jest takie zdarzenie, którego łatwo nie zapomną. Ania kupiła sobie na pamiątkę kamyk i monetę, natomiast Agatka łuk i monetę. Po drodze w lesie uczyliśmy się strzelać z tego łuku.
Pietruszewskih z forum ED, bardzo Ci dziękuję - dzieki Tobie tam pojechaliśmy.
Poniżej kilka zdjęć, które być może oddadzą atmosferę tej imprezy.
Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us
Image Hosted by ImageShack.us
Image Hosted by ImageShack.us
Image Hosted by ImageShack.us

piątek, 1 sierpnia 2008

Zaćmienie słońca

Dzisiaj koło południa zadzwoniła do mnie koleżanka, że oto widać zaćmienie słońca. Poradziła też, żeby rozwalić małą dyskietkę i wyjąć ze środka krążek, bo przez niego najlepiej widać. Porzuciłyśmy więc naukę angielskich słówek i zabrałyśmy się za rozwalanie dyskietek i tak uzbrojone wpatrywałyśmy się w słońce. Było wyraźnie widać, że jest kawałek nadgryziony, najpierw od góry, potem z lewej strony. Oj marzyłoby mi się zobaczyć kiedyś całkowite zaćmienie słońca - podobno w 1954 roku można było zobaczyć takie zaćmienie w Polsce. Najbliższe, widoczne w Polce, zaćmienie całkowite (obrączkowe), przewiduje się na rok 2075. No cóż, nawet jeślibym żyła miałabym wtedy 110 lat byłabym ślepa i głucha i nim ktoś byłby w stanie mi wytłumaczyć o co chodzi, byłoby już po wszystkim. Więc póki co muszę nacieszyć się obrazkami z książek i zdjęciami z internetu.

W każdym razie nie byłabym sobą, gdybym nie zaczęła tłumaczyć mojej młodszej latorośli zjawiska zaćmienia słońca. Rysować trzech kółek i pokazywać odpowiedniech cieni. Dzieci są fajne w takich okolicznościach - biorą wszystko tak naturalnie: AHA! To cała reakcja.