poniedziałek, 27 czerwca 2011

Rozkoszuj się swoimi dziećmi - klucz do ich serc – cz.1


W edukacji domowej chodzi przede wszystkim o relacje. Chodzi także o matematykę, umiejętność czytania, tworzenia wykresów zdań i o geografię, ale każda z tych rzeczy nic nie znaczy w Bożych oczach, jeśli nie wychowamy naszych dzieci na osoby, które potrafią stawić czoło wielkim wyzwaniom dla Pana (Jezusa). Jeśli czasami dla Ciebie edukacja domowa i rodzicielstwo jest ciężką harówką, to możesz sprawić, że Twoje dzieci będą odczuwało to w ten sam sposób. To wielka pokusa, abyśmy skupiali się na takich rzeczach, jak odmiana przez przypadki, rozróżniania orzeczeń, czy też dzielenie pisemne, że zapomnimy, aby rozkoszować się naszymi dziećmi i cieszyć się, że wspólnie spędzonego czasu

Przez 35 lat bycia rodzicami i 30 lat prowadzenia edukacji domowej odkryliśmy, że jest to prawdziwy klucz, aby wpoić wartości, które serca naszych dzieci skierują na Boże sprawy. Podstawową sprawą, by przygotować nasze dzieci do wielkich rzeczy jest skupienie się na budowaniu relacji z każdym dzieckiem indywidualnie. Kiedy twoje relacje z dziećmi są dobre, one we właściwy sposób odpowiedzą na twoje próby uczynienia nauki czymś przyjemnym.

  • Nauczy się postrzegać życie z punktu widzenia dzieci
    Mam 14 dzieci i każde z nich jest inne. Jestem pewna, że u Ciebie jest tak samo. Potrzeba czasu, aby naprawdę poznać swoje dzieci jako jednostki. Zawsze lubię „wejść w buty” drugiej osoby. Takie podejście pomaga wychowywać dzieci. Przypomnij sobie, jak to jest być dzieckiem, i jakie uczucia wywoływał w Tobie pewien charakterystyczny ton głosu, albo co czułeś, gdy ktoś na ciebie krzyczał (do dzisiaj, gdy słyszę rodziców wrzeszczących na swoje dzieci, kulę się w sobie).

    Doskonale pamiętam, jak mój syn Tim był małym chłopcem. Był on bardzo nieśmiały, ale często, gdy czuł się zakłopotany zachowywał się tak, że wydawało się, że jest zagniewany. Pewnego razu Rick chciał mu już dać klapsa za okazywanie złości. Odwołałam go na bok i wytłumaczyłam swoją teorię odnośnie zachowania Tima. Zaczął go obserwować i dzięki temu mogliśmy odkryć jak to działa. Tim nie był rozłoszczony, starał się tylko zachować twarz. Nie wolno nam było zranić jego ducha fałszywie interpretując jego reakcje jako złość, lecz powinniśmy pokierować nim tak, aby zaczął to robić w bardziej akceptowalny sposób.

    Mogę powiedzieć tyle, że potrzeba czasu, mądrości i umiejętności, aby nauczyć się jak właściwie postępować z sercem naszych dzieci (Więcej można przeczytać: Parenting From the Heart ( Rodzicielstwo prosto z serca)

  •  Dobrą zasadą jest, aby zawsze traktować nasze dzieci z szacunkiem. Zawsze korygujemy nasze dzieci w trzech kwestiach: nieposłuszeństwo, brak szacunku i nieodpowiedzialność. Jeśli naszym celem jest nauczyć nasze dzieci szacunku, musimy traktować je z szacunkiem. Zawsze myślę tak: „Czy potraktowałabym jakiegoś dorosłego w ten sposób w jaki właśnie potraktowałam swoje dziecko?”  W pewnym sensie, traktowanie naszego dziecka z szacunkiem jest nawet ważniejsze, ponieważ wówczas uczy się ufać nam całym swoim sercem. Nie chodzi o to, abyśmy byli doskonali. Oczywiście nie potrafimy tego, i oczywiście będziemy popełniać wiele błędów, ale nasze dzieci są zawsze gotowe i chętne, aby nam wybaczyć, gdy czują, że naprawdę żałujemy i chcemy przede wszystkim ich dobra. Jest to pozytywne, gdy nasze dzieci widzą jak upadami i przyznajemy się do tego. Jesteśmy dla nich wzorcem, z którego będą korzystać wiele razy w swoim życiu. Więc nie obawiaj się pokazywać im tego. Dzieci są mistrzami w odczytywaniu intencji naszego serca, zwłaszcza wtedy, gdy mają naście lat i odkrywają, że mama i tata wcale nie są doskonali.
     
  • Kiedy korygujesz swoje dzieci, upewnij się, że robisz to dla ich dobra, a nie dlatego, że jesteś wściekła.
     
  • Pokaż im, w jaki sposób łamią Słowo Boże. Zawsze kieruj je do Biblii. Mamy trochę materiałów, które mogą być przydatne. Nazwaliśmy je Identyfikowanie i postępowanie z niewłaściwym zachowaniem (Identifying and Dealing with Offenses)  Jest to lista wersetów z Pisma Świętego, którymi posługiwałam się, aby pokazać moim dzieciom w jaki sposób ich niewłaściwe zachowanie złamało przykazania Boże, a także, aby pokazać im co powinny robić, by zachować się w Boży sposób.
     
  • Zawsze uczyliśmy nasze dzieci, że musimy je korygować, bo jesteśmy posłuszni Bogu. Czytaliśmy im werset: Hebrajczyków 12:11 „Żadne karanie nie wydaje się chwilowo przyjemne, lecz bolesne, później jednak wydaje błogi owoc sprawiedliwości”.
     
  • Ucz swoje dzieci, aby używały Biblii jako przewodnika swojego życia. Biblia ma odpowiedź na każdy problem przed jakim staną, więc muszą zdobyć umiejętność stosowania Bożego Słowa w codziennych sytuacjach. Na przykład list do Efezjan 4:29 mówi: „Niech żadne nieprzyzwoite słowo nie wychodzi z ust waszych, ale tylko dobre, które może budować, gdy zajdzie potrzeba, aby przyniosło błogosławieństwo, tym, którzy go słuchają”. Innymi słowy: „Jeśli z kim rozmawiasz mów tylko to, co jest DOBRE i POMOCNE, CO PRZYNIESIE MU BŁOGOSŁAWIEŃSTWO” Werset ten daje praktyczne wskazówki, abyśmy nauczyli nasze dzieci jak mają oceniać swoje słowa. Czy to co powiedziałeś było DOBRE? Czy było POMOCNE? Czy PRZYNIOSŁO BŁOGOSŁAWIEŃSTWO? Jeśli nie to nie mów tego.

Ciąg dalszy w przyszłym tygodniu

czwartek, 23 czerwca 2011

Katherine Loop

Przedstawiam dzisiaj kolejną absolwentkę edukacji domowej Katherine Loop, założycielkę organizacji Christian Perspective. Poprzez swoją służbę Katherine zachęca niezliczone rodziny do podjęcia trudu edukacji domowej. Poniżej można znaleźć jej własną historię. Katherine pozwala nam spojrzeć na bardzo normalne zmagania osoby, która dzisiaj jest już dorosła, ale swoją edukację widzi jeszcze z perspektywy dziecka, którym była nie tak dawno. Przyjemnego czytania. 

Kiedy w 1991 roku moi rodzice rozpoczęli mnie kształcić w domu, nie mieli zielonego pojęcia dokąd ich ta podróż zaprowadzi. Tak naprawdę zaczęliśmy od „okresu próbnego” – mój tata dał nam trzy miesiące na wykazanie, że ten szalony pomysł zadziała. Jeśli by nie zadziałał, wówczas planował wysłać mnie do chrześcijańskiej szkoły.

Tak właśnie wyglądał początek tego przedsięwzięcia zwanego edukacją domową. Pan Bóg niezwykle błogosławił nam przez te trzy miesiące. W końcu doszliśmy do takiego miejsca, gdzie najpierw moja mama a potem tata, przestali brać pod uwagę inne sposoby edukowania mnie i mojego brata.

Rozpoczęliśmy edukację domową bardzo mocno związani z podręcznikami, szkolnym planem lekcji, na wiele sposobów naśladując tradycyjną szkołę, tyle że odbywało się to w domu. Wcześniej chodziłam do publicznego przedszkola i miałam własny zbiór wyobrażeń jak powinna wyglądać szkoła. Patrząc wstecz, widzę jak bardzo presja „by odnieść sukces” i by dobrze to wyglądało w oczach innych wpływało na sposób naszego kształcenia. 

Kiedy miałam 11 lat, Pan (Jezus) dotknął serca mojej mamy w nowy, świeży sposób i wszystko drastycznie się zmieniło. Zdała sobie wówczas sprawę, że chociaż myślała iż kształci nas dla Pana, tak naprawdę dążyła do innych celów, takich jak sukces akademicki, a także do tego byśmy się odpowiednio zachowywali i mówili to co „właściwe”, „bo co inni powiedzą”. Kiedy zaczęła się bardziej i bardziej rozkoszować niezasłużoną miłością Chrystusa, punkt ciężkości naszego kształcenia przesunął się w inną stronę. Nadał poznawaliśmy podstawy nauki akademickiej, ale skupialiśmy się coraz bardziej na tym, by w tym czego się uczymy zobaczyć i uwielbić Chrystusa. (Rodzice pamiętajcie, że waszym sercem i postawami przesiąkają Wasze dzieci! Kiedy zmieniły się priorytety mojej mamy, odczuliśmy niewyobrażalną zmianę).

Nasze kształcenie każdego roku było inne, często było mieszaniną wielu metod. Mama nigdy nie identyfikowała się z jakimś „stylem” czy „metodą”, raczej skupiała się na słuchaniu Pana i szukało tego, co w przypadku każdego z nas by działało (sprawdzała też, co nie działa). Mojemu bratu pozwalała przy odrabianiu lekcji wiercić się czy wchodzić pod stół, a kiedy musiał uwolnić swoją chłopięcą energię, kazała mu biegać tam i z powrotem, na dosyć długim dystansie. W tamtym czasie nie mogłam zrozumieć, dlaczego mojemu bratu pozwalano się wiercić – i dlaczego moja mama nie wymaga od niego tego samego, czego wymaga ode mnie. Teraz to rozumiem – i jestem wdzięczna, że do każdego z nas podchodziła indywidualnie, szukając Bożej odpowiedzi, jak ma z nami postępować. 

W programach, które mieliśmy realizować w danym roku często następowały jakieś zmiany, co sprawiało, że uczenie się było ciekawsze. Czasami zamiany oznaczały naukę latem – albo naukę w samochodzie. Dzięki temu dostaliśmy wiele bezcennych lekcji, których nigdy nie nauczylibyśmy się z podręczników. Odkryliśmy, że te ruchy, nawet wtedy gdy były po prostu „przerwami” w nauce, tak naprawdę były Bożym planem naszej nauki. Kiedy wspominam te „przerwy” to widzę, że każda z nich była cenną „lekcją” wybraną przez Boga. Jego plany są dużo lepsze niż nasze własne!

Nasza edukacja domowa nie zawsze przypominała żeglowanie po spokojnym morzu. Były także trudne dni – dni, kiedy postanowiła płakać przez trzy godziny zamiast przeczytać jakiś rozdział lub poćwiczyć ortografię. Były okresy buntu, kiedy poddawałam moją mamę próbie lub przekonywałam ją, że ona chce wysłać mnie do szkoły. Pewnego razu powiedziałam mojej mamie, że nie chcę mieć nic wspólnego z Panem (Jezusem). Były takie dni, że wzajemne relacje w naszej rodzinie nie były – uff… idealne. Były takie lata, kiedy mój tata jeszcze nie był człowiekiem nawróconym i nie znał Jezusa, więc popychał nas w innym kierunku niż mama. Ale Pan wiernie przeprowadził nas przez to wszystko. Jestem bardzo wdzięczna mojej mamie, że zdecydowała się podążać za Jezusem i być mu posłuszna, nawet wówczas, gdy nie było to przeze mnie akceptowane. Potrzebowałam jej, aby zmusiła mnie do ćwiczenia ortografii lub przeczytania rozdziału, a wszystko po to abym nauczyła się posłuszeństwa wobec autorytetów. Były to trudne dni, ale stawką było coś więcej niż lekcje ortografii. Moja mama i ja jesteśmy sobie bardzo bliskie, mamy wspaniałe relacje, których nigdy byśmy nie miały, gdyby ona nie była wierna Panu, pomimo tego, że ja robiłam ze swojej strony wszystko, aby było to dla niej trudne.

Kiedy ukończyłam naukę w 2003 roku, nie wiedziałam, co Pan ma dla mnie, co mam robić dalej.

Sprawdziłam kilka możliwości przyglądając się, jak Pan zamyka niektóre drzwi i otwiera inne. Przez kilka lat udzielałam lekcji fortepianu, aż do momentu rozpoczęcia działalności „Christian Perspective”, internetowej służby dla rodzin uczących swoje dzieci w domu. Do tej pory napisałam dwie książki o nauczaniu matematyki z biblijnego punktu widzenia, oraz kilka o celebrowaniu świąt. W tej chwili mieszkam razem z moimi rodzicami i bratem, a poza domem pracuję dla mojej firmy, HEAV. Pisuję też do www.christianperspective.net

Wdzięczność

Wspominam lata edukacji domowej z wdzięcznością. Nie wszystko było doskonałe – ale Pan działał poprzez naszą niedoskonałość, by nas ukształtować. Jestem pewna, że jeśli Pan pobłogosławi mnie rodziną i da mi możliwość uczenia dzieci w domu, pewne rzeczy zrobię inaczej – przede wszystkim – my każdego roku działaliśmy inaczej, niż w poprzednich latach. Mam nadzieję i modlę się o to, abym szukała Pana, Jego prowadzenia i łaski, ponieważ tylko On doskonale zna potrzeby każdego dziecka. 

Jedną z tych rzeczy, którą otrzymałam dzięki edukacji domowej, i którą bardzo doceniam jest nauczenie się jak się uczyć, a nie tylko połknięcie tych czy innych informacji. Ponieważ moja mama nie znała się na wszystkim, więc często uczyła się razem z nami! A dzięki temu nabyliśmy umiejętności jak zdobywać informacje – a także jak biec do Pana i szukać Jego mądrości. Nigdy nie zapomnę tej chwili, gdy moja mama położyła swoją głowę na książce do Angielskiego i prosiła Pana, aby pomógł mi zrozumieć, ponieważ ona nie zna odpowiedzi. Kiedy otworzyłyśmy swoje oczy, zrozumiałam to, z czym miałam kłopot. Bóg wiernie uczył mnie tego, co powinnam wiedzieć. Widziałam jak to robił, raz za razem – nie zawsze natychmiast i w taki bezpośredni sposób, ale zawsze w jakiś.
Kiedy Pan wskazał mi, abym otworzyła firmę, której celem będzie zachęcanie rodziców uczących swoje dzieci w domu, oraz abym napisałam książkę, nie miałam pojęcia jak otwiera się firmę, tworzy stronę internetową, czy piszę książkę. Ale wiedziałam jak się tego dowiedzieć – i wiedziałam, że jeśli Bóg mnie do czegoś powołuje, to On pokaże mi jak mam to zrobić i pomoże mi. Bóg użył edukacji domowej, aby przygotować mnie do życia, poprzez to, że nauczył mnie jak mam się uczyć, a przede wszystkim, nauczył mnie, abym zawsze biegła do Niego - Źródła wszelkiej mądrości. 

Dzięki edukacji domowej nauczyłam się również rozwijać tę jedną relację, z której wypływają wszystkie inne – moją relację z Panem – oraz relacje z członkami mojej rodziny. Ponieważ spędzaliśmy bardzo dużo czasu razem, nasze rodzina ma ogromną praktykę jak radzić sobie z różnicami i tarciami – zdobyłam w niej prawdziwe umiejętności społeczne. Ponieważ chodziliśmy z mamą na różne spotkania i mieliśmy czas, aby z nią rozmawiać o relacjach, jakie budowaliśmy z innymi ludźmi, uczyliśmy się jak odnosić się do innych ludzi (w każdym wieku) od naszej mamy, a nie od naszych rówieśników. 

Najbardziej wdzięczna jestem za duchowy fundament, jaki rozwinął się we mnie przez lata edukacji domowej. Jestem bardzo wdzięczna mojej mamie, że nie tylko uczyła nas umiejętności akademickich czy społecznych, ale starała się abyśmy rozumieli Boże Słowo. Jestem wdzięczna za to, że mogłam przyglądać się jej zmaganiom, że widziałam ją prawdziwą, gdy stała przed Bogiem, że pokazywałam nam Jego wierność i włożyła nasze ręce w Jego rękę. To właśnie tę wieczną lekcję, nie fakty i daty, noszę w swoim sercu każdego dnia.
Jeśli miałabym powiedzieć rodzicom o jednej rzeczy, powiedziałabym, aby skupili się we wszystkim na Chrystusie – aby szukali Go, na wszystkich drogach swojego życia. On jest Tym, który doskonale zna Ciebie i potrzeby twoich dzieci – a poznanie Jego jest ponad wszystkim innym, i tylko to tak naprawdę się liczy.
„Szukajcie Pana i mocy jego, szukajcie zawsze oblicza jego! (psalm 105:4)

Pytanie: Co było najgorszą rzeczą w czasie, gdy uczyłaś się w domu? Jak to widzisz teraz?

Kiedy myślałam o odpowiedzi na to pytanie, to na początku nic mi nie przychodziło do głowy. Ale gdybyś mnie zapytała wtedy, gdy byłam dzieckiem, to moja odpowiedź prawdopodobnie zależałaby od mojego wieku i nastroju. W okresie buntu, jestem pewna, że powiedziałabym, że najgorszą rzeczą jest przebywanie przez cały dzień w domu z moją rodziną i słuchanie, gdy mówią mi, co powinnam robić…. Innym razem mogłaby być to „ortografia”.

Ogólnie mówiąc, myślę, że najbardziej zmagałam się z tym, że mój dzień nie był tak poukładany jak potrzebowałam. Nie zrozumcie mnie źle – moja mama była bardzo zorganizowaną osobą i nasze dni były zaplanowane (mój brat pewnie by powiedział, że były za bardzo zaplanowane). Ale czasami czułam się sfrustrowana tym, że nie ustalonych godzin, punktu w którym kończę daną lekcję, planu na wszystko. 

Dzisiaj jestem zadowolona, że nie miałam tak ustrukturyzowanego czasu jak myślałam, że potrzebuję, ponieważ to nauczyło mnie brać odpowiedzialność za zaplanowanie sobie dnia, co stało się dla mnie nieocenione, gdy zaczęłam pracować na własny rachunek. Dzięki temu nauczyłam się także zarządzać czasem i być odrobinę bardziej elastyczną – życie nie zawsze układa się według planu. 

Patrząc wstecz, mogę powiedzieć, że najgorszą rzeczą było to, że straciłam wiele czasu – te dni czy lata, w czasie których po prostu chciałam przetrwać godziny nauki, zamiast uczyć się całym sercem dla Pana. Te przedmioty, którym mogłam poświęcić trochę więcej uwagi, a nie zrobiłam tego, a teraz żałuję.

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Koniec roku szkolnego

Uf... już po wszystkich egzaminach. Było ich w sumie 10, ale porozdzielanych. Niektóre Aga zdała już wcześniej. W czerwcu zdawała pięć: chemia (4), j.polski (5), j.angielski (5), j.niemiecki (4) i matematyka (4). Było sympatycznie. Aga postanowiła się nie denerwować. Udało jej się. Była dużo spokojniejsza niż w czasie egzaminów zimowych. Bardzo się z tego cieszę.

Zmęczone jesteśmy jak nieszczęście, ale zadowolone, że wreszcie wakacje. Przez parę dni odpoczniemy, a potem zastanowię się jak to wszystko ugryźć w przyszłym roku.

Budowanie w rodzinie relacji opartych na miłości – część 3


Zachęta i kontakt

Kiedy napotykamy na jakieś kłopoty w rodzinie, naszą naturalną tendencją jest zamieść to pod dywan. Krótko mówiąc mamy nadzieję, że jest to coś przez co, ktoś przechodzi, ale co samo przejdzie. Ale zamiast uciekania przed problemami powinniśmy nauczyć się stawać z mini twarzą w twarz. Pamiętam jak w pierwszych latach naszego małżeństwa byłam sfrustrowana kwestiami związanymi z charakterem naszych dzieci, a także brakiem środków, których potrzebowałam by wykonać swoją pracę (takich jak brak półek na książki czy pojemników). Pewnego dnia Rick zachęcił mnie, abym spisywała wszystko, co danego dnia powodowało moją frustrację. Odkryłam, że nie było to 100 rzeczy, które działy się nie tak jak trzeba, ale raczej jakieś 2-3, które zdarzały się wciąż na okrągło, więc wydawało się, jakby było ich 100. Jeśli były to jakieś przedmioty fizyczne, których potrzebowałam (takie jak półki na książki), zapisywaliśmy je na liście priorytetów, aby zająć się tym wtedy gdy będziemy mieć czas lub środki na ich zakup. Poczułam się lepiej, tylko dlatego, że zostało to nazwane, a także widząc że Rick zajmie się tym, gdy tylko będzie mógł. W tamtym czasie usiedliśmy i znaleźliśmy rozwiązanie, związane z brakami w charakterach naszych dzieci, jakie wówczas zauważyliśmy.

Jedną z tych frustrujących spraw, które jak pamiętam wówczas zapisałam, był mój najstarszy syn, który wchodząc do domu, wrzeszczał do mnie z jednego końca domu na drugi, sprawiając, że pies zaczął szczekać, niemowlę płakać, a ja odczułam silną irytację. Kiedy spojrzeliśmy na ten problem separując go od innych, zdaliśmy sobie sprawę, że nasz syn nie chciał zrobić niczego złego, że to my nie nauczyliśmy go, aby zachowywał się inaczej. Użyliśmy wersetu z I listu do Koryntian 14:40 i sporządziliśmy tabelę, która miała krok po kroku pokazać mu właściwy sposób zachowania – wejdź do środka, po cichu rozejrzyj się za mamą, gdy ją znajdziesz poproś o to, o co chciałeś. Kiedy wyjaśniliśmy Rickowi czego od niego oczekujemy. bardzo chętnie zastosował się do tych wskazówek. Potem do naszej tabeli charakteru dodawaliśmy kolejne rzeczy, kiedy tylko dzieci potrzebowały konkretnego prowadzenia w jakiejś sprawie. Od tego czasu zmieniło się nasze spojrzenie. Zaczęliśmy się skupiać na tym, aby postrzegać problem bardziej jak prezentację (dzięki której możemy coś zauważyć i zmienić), niż coś co powoduje, że czujemy się pokonani.

Odkryłam, że bardzo pomocna jest próba postawienia się w miejscu dzieci i przypominanie sobie, jak to było, gdy sama byłam dzieckiem. Zamiast nieustannych prób przeciwdziałania, powinniśmy się zatrzymać i zastanowić się dlaczego czują to co czują, a następnie odpowiednio do tego zareagować. Rzeczy nie zawsze mają taką wartość jaką wydają się mieć. Zawsze starałam się, aby moje dzieci mogły wykorzystać moje wątpliwości odnośnie ich zachowania, i zachęcałam je, aby mi powiedziały jak się czuły i jak one same postrzegają daną sytuację. Mamy skłonność, by uważać, że każdy myśli tak jak my, ale nie ma nic bardziej błędnego. Wszyscy widzimy życie z własnej perspektywy i potrzeba czasu, abyśmy się nauczyli patrzeć na życie z punktu widzenia naszych dzieci. Powinniśmy dotykać ich serc przez współczucie i zrozumienie, a nie twardość i stanowczość. W danej sytuacji może tylko pomóc zadawanie pytań, a nie poczucie, że musisz wyrzuć z siebie wszystkie odpowiedzi, zanim rozważysz punkt widzenia swojego dziecka. Nie chodzi mi tutaj o usprawiedliwianie złego zachowania, czy złych postaw, ale uważam, że musimy najpierw zrozumieć zanim będziemy mogli skutecznie sobie poradzić z problemem. Serca naszych dzieci muszą być dotykane z troską. Kiedy to zrobimy, wówczas one będą zdolne by nam zaufać, że w ich najlepszym interesie zajmiemy się daną sprawą i podejdą do naszych instrukcji z zaufaniem.

Kiedy zajmujesz się konfliktami między rodzeństwem, zachęć każde z dzieci do rozmowy z tobą i ze sobą nawzajem, wówczas będziesz mógł spojrzeć na sprawę z punktu widzenia każdego dziecka zaangażowanego w ten konflikt, zanim pomożesz im wypracować rozwiązanie (Więcej na ten temat w późniejszym artykule).

Kiedy nasze dzieci dorastały, pytały dlaczego uznajemy takie a nie inne wartości, a my zamiast czuć się zagrożeni ich pytaniami nauczyliśmy się pozwalać im swobodnie zadawać takie pytania i wykorzystywaliśmy tę okazję, aby wyjaśnić dlaczego te akurat wartości są dla nas ważne. Czasami, gdy młodsze dzieci były już w łóżkach, zauważałam któreś ze starszych kręcące się po pokoju dziennym. Dla mnie był to znak, że prawdopodobnie nad czymś rozmyśla, o czym chciałby ze mną porozmawiać. Najlepsze rozmowy jakie miałam z moimi starszymi dziećmi odbywały się w nocy, kiedy wszyscy inni już spali, a nasz dom w końcu robił się cichy. Podwaliny jakie założysz, kiedy twoje dzieci są małe a ty próbujesz postawić się w ich miejscu, aby zobaczyć życie z ich punktu widzenia, sprawi, że kiedy staną się starsze, ciągle będą chciały do ciebie przychodzić. Będą wiedziały, że mogą zaufać twojemu sercu, że troszczysz się o nie bardziej, niż one troszczą się same o siebie.

Niech twoim celem będzie stanie się takim rodzicem, z którym dzieci chcą spędzać czas. Trzymaj się tej wizji, zanim przyjdzie trudny dzień, kiedy poczujesz, że drobiazgi życia przytłaczają cię. Robisz to, co robisz, aby służyć swojemu Zbawicielowi, który umarł, abyś ty mógł żyć! Twoje dzieci to Jego stworzenia, a On dał tobie ten przywilej, byś je wychował dla Niego! Jakiż to wielki zaszczyt!

~Marilyn

środa, 15 czerwca 2011

Budowanie w rodzinie relacji opartych na miłości– część 2

Doceniajcie swoją wzajemną odmienność

Inną sprawą, która pobudza bliskie relacje w rodzinie, jest nauczenie twoich dzieci, aby doceniały odmienność drugiej osoby. W rodzinie powinien być rozwijany duch współpracy, a nie duch rywalizacji. Bóg w unikalny sposób ukształtował każdego członka twojej rodziny, jako szczególną część swojego stworzenia. Nie mamy być jednakowi, ani nie mamy robić tych samych rzeczy w tym samym czasie i w ten sam sposób. Zwracaj uwagę na silne strony każdego i mów swoim dzieciom o tym, jak Bóg stworzył każdego z nich, aby osiągnąć cele, które tylko one mogą wypełnić. Bóg z wielką skrupulatnością zadbał o każdy szczegół osobowości, talentów, pragnień itd., które w unikalny sposób sprawiły, że twoje dzieci są tymi osobami, którymi są, a Bóg nie popełnia błędów. Nawet w edukacji domowej, odkryjesz, że jedno dziecko uczy się pewnych przedmiotów łatwiej, a z innymi się zmaga To jest normalne!

Powinieneś uczyć swoje dzieci, że w jednej rodzinie, Bóg stworzył nas tak, że się różnimy. W ciągu tych lat, kiedy dzieci dorastały, nigdy nie pozwoliłam, aby starsze dzieciaki, w momencie, gdy młodsze rodzeństwo zmaga się ze swoją pracą, mówiły „Ale to jest proste!”. Przypominałam im wówczas, że to nie było aż takie proste i dla nich, kiedy były młodsze, a nawet jeśli był to przedmiot, w którym były najlepsze, to istniały takie z którymi się zmagały. Nie jest niczym dobrym, gdy starszy sprawiają, że młodszy brat czy siostra czuje się „jak głupek”. Kiedy nauczymy się doceniać każdą osobę, będziemy potrafili lepiej pomagać sobie nawzajem. Bóg dał każdego z nas, aby mógł to robić. Kiedy odkryłam jak uczyć rozwijając pasje każdego dziecka, pozostałe mogły przyjść, by zobaczyć, że każde z nich ma specjalną dziedzinę zainteresowań, mogły też poznać, że Bóg wyposażył ich w naturalne talenty i osobowość, by zainteresowania te mogły być realizowane.

Naszym celem powinno być kształtowanie w dzieciach „zespołowego ducha”. Kiedy jedno z dzieci rozwija swoje pasje, oddając się konkretnemu zajęciu, wówczas wszyscy pozostali mogą dokładać się do tego, w taki sposób, w jaki Bóg ich obdarował, a wszystko po to, aby pomagać sobie nawzajem w osiągnięciu celów. Ducha zespołu, a raczej spoistości rodziny, uczymy się, gdy jako rodzina postanawiamy służyć innym. Nie ma znaczenia, czy bierzesz za rękę swoje maleństwo i pokazujesz mu jak usłużyć starszej osobie, lub matce, która właśnie urodziła dziecko, albo, gdy przyłączasz się do przedsięwzięcia, które chcą wykonać starsze dzieci - bliskość wewnątrz rodziny będzie naturalnym produktem dodatkowym. Nawet kiedy moje dzieci dorosły i założyły własne rodziny, nadal są swoimi najlepszymi przyjaciółmi. Kiedy, któreś z nich angażuje się w jakiś projekt, taki jak budowanie czy remont starego domu, lub prowadzi kampanię wyborczą, czy przygotowuje posiłki dla rodziny będąc w stresującej sytuacji, albo opiekuje się dziećmi, by dać im chwilę wytchnienia, wszyscy inni wnoszą swój wkład by jakoś pomóc. Ich wzajemna lojalność jest bardzo silna, i mają skłonność, aby szukać sposobu, by w razie potrzeby nawzajem sobie pomagać.

Spędzajcie razem czas

W społeczeństwie jest taka tendencja, aby każdy brał udział w jakiś aktywnościach razem z osobami w swoim wieku i chociaż rodzina mieszka razem w tym samym domu, sfery towarzyskie każdego członka rodziny są zupełnie oddzielne. Pamiętam to z czasów, gdy byłam dzieckiem. Mieszkałam w tym samym domu, co moja starsza o osiem lat siostra, ale każda z nas chodziła innymi drogami.

Pewnego dnia zapytałam moje dzieci, dlaczego cieszą się, że uczą się w domu. Bardzo podoba mi się to co powiedział mój syn Matt: „Dzięki temu mogłem naprawdę poznać moją rodzinę, a nie tylko spotykać się z nimi wieczorem”. Aby zbudować bliskie relacje, musimy być razem! Jeśli jesteś tylko mamą-taksówkarzem, który nieustannie zawozi kogoś tam i z powrotem, to fakt ten niszczy radość z towarzystwa drugiej osoby. Nauczyłam się, aby mówić „nie” wielu dobrym rzeczom, zarówno dla mnie jak i dla moich dzieci. Możliwości różnych dobrych działań, w które można się zaangażować są niezliczone! Zwłaszcza kiedy twoje dzieci są małe, musisz przeciwstawić się presji, aby angażować je we wszystkie działania czy okazje, jakie tylko się pojawią. Twoim celem nie jest wychowanie obrotnych dzieci, ale przygotowane duchowo sługi Boga, które opatrzność umieściła w naszej rodzinie po pierwsze po to, aby były błogosławieństwem dla siebie nawzajem, a po drugie po to, aby mogły wyjść na zewnątrz, by błogosławić tych, którzy są wokół nas. My, jako rodzice, powinniśmy być przy naszych dzieciach i uczyć je wrażliwości po pierwsze na potrzeby swojego rodzeństwa, a następnie potrzeby innych, z którymi zetknęli się w swoim życiu. Jest to styl życia. Chciałabym cię przestrzec, abyś pamiętał, że nie będziesz ze swoimi dziećmi zawsze. Przez jakiś czas wydaje się, że tak będzie, ale wierz mi, że przyjdzie taki dzień, i to szybciej niż sobie tego życzysz, że twoje dzieci urosną i nie będziesz już miał możliwości kształcenia ich. Nigdy nie żałowałam, że spędzałam „zbyt wiele czasu” z moimi dziećmi. Ten dzień przyszedł tak szybko. Kiedy dzisiejszy dzień się kończy, nigdy już nie wróci. Jeśli jesteśmy zbyt zajęci, by mieć czas dla siebie nawzajem, to jesteśmy zbyt zajęci.

Ciąg dalszy za tydzień.

~Marilyn

piątek, 10 czerwca 2011

Budowanie w rodzinie relacji opartych na miłości– część 1

Publikacja Marylin Boyer - mamy 14 dziecki, z których każde było edukowane w domu.

Stawianie solidnych fundamentów

Jedną z najważniejszych rzeczy, jaką moja rodzina zyskała dzięki edukacji domowej są zbudowane przez te lata trwałe relacje. Moje dzieci są swoimi najlepszymi przyjaciółmi! Przez najbliższy miesiąc będę się dzielić z Wami niektórymi czynnikami, które pomagają rozwijać tego rodzaju relacje.

W pierwszych latach życia: załóż solidny fundament.

Możesz zastanawiać się, co ma wspólnego ten pierwszy punkt z Budowaniem w rodzinie relacji opartych na miłości! Ale zauważ, że zatytułowałam tę część „Stawianie solidnych fundamentów” – ponieważ musimy budować na jakiejś podstawie, muszą zostać ustanowione pewne fundamentalne zasady i pojęcia, które pomogą w rozwoju bożych relacji. Twoje dzieci muszą wiedzieć, że je kochasz i że kocha je Bóg, muszą poznać Twoją dyscyplinę i Bożą dyscyplinę, Boże Słowo powinno być obecne w Twoim domu – w tym celu, aby Twoje dzieci wiedziały w jaki sposób mają kochać innych. Tak więc niech to, co ma być pierwsze będzie pierwsze.

Biblia mówi, że dzieci są błogosławieństwem od Pana. Przez lata, za każdym razem, kiedy dowiadywaliśmy się, że w naszej rodzinie ma pojawić się kolejne niemowlę, mówiliśmy naszym dzieciom, że Bóg daje im nowego braciszka lub siostrzyczkę i jest on/ona specjalnym darem dla naszej rodziny od Pana Boga. Kiedy dziecko już się narodziło, zawsze próbowałam, aby czas karmienia niemowlęcia, był specjalną porą, kiedy czytam moim maluchom, które przyszły na świat przed nim. Dzięki temu moje brzdące zamiast odczuwać urazę do mamy, która spędza czas z niemowlęciem, pory karmienia oczekiwały z niecierpliwością. A ja angażowałam je by podały mi pieluchę, wybrały kocyk czy coś innego potrzebnego ich nowemu niemowlakowi. Cieniutkim głosem udawałam niemowlę, które mówiło swojemu dużemu bratu lub siostrze, jak bardzo jest szczęśliwe, że oni są jego duży bratem / siostrą i jak bardzo ich kocha. One oczywiście odpowiadały mi i wyrażały słowami swoją miłość do nowo narodzonego dziecka, co wpływało na ich pozytywną postawę do niego, zamiast budowania urazy, że mama jest tak często zajęta kimś innym, a nie nimi.

Ucz swoje dzieci, że Bóg jest wszechobecny. Innymi słowy, On widzi wszystko i jest z nami przez cały czas! Nauczyliśmy nasze dzieci takie wersetu: „Tyś Bóg, który mnie widzi” (I Mojż. 16:13). Powiedzieliśmy im, że Bóg patrzy na nie przez cały czas i jest z nimi przez cały czas. Takie nauczanie nie tylko buduje zdrową bojaźń przed Bogiem („Bojaźń Pana jest początkiem mądrości”), ale daje im także poczucie komfortu, gdyż wiedzą, że Bóg jest zawsze przy nich, także po to aby im pomóc.

Ustal biblijne wskazówki dotyczące zachowania w waszej rodzinie. Biblia jest niezmienna, jest światłem dla ich ścieżek. Naucz się jak używać Biblii, by zmieniać złe zachowanie i skupić się na ukształtowaniu bożego charakteru. Naszym obowiązkiem wobec Boga i innych jest nauczenie się kontrolowania swojego egoizmu i szukania, w jaki sposób możemy zaspokoić potrzeby innych. To nie przychodzi w sposób naturalny, więc musimy w zamierzony sposób wyćwiczyć w tym nasze dzieci. I tak na przykład, aby wprowadzić wytyczne odnośnie właściwego zachowania się przygotowywaliśmy Tabele konsekwencji. Chcieliśmy, aby nasze dzieci zrozumiały, że mają wybór, ale z wyborami są związane konsekwencje. Rodzice powinni tak prowadzić swoje dzieci, aby te nauczyły się podejmować mądre decyzje. Jedna z takich Tabel Konsekwencji, jaką używaliśmy, jest dostępna do kupienia. Nie obejmuje wszystkiego. Odzwierciedla tylko to, z czym w pewnym czasie zmagały się nasze dzieci i może posłużyć Ci, jako wzorzec, dzięki któremu ustawisz własne wytyczne dla Twojej rodziny. Pamiętam jak kiedyś Kelley przyszła do mnie i zapytała jakie są konsekwencje czegoś tam. Powiedziałam jej, a ona odparła „Aha, w takim razie myślę, że tego nie zrobię”. Nauczyła się podejmować mądre decyzje .

W kształceniu swoich dzieci naucz się skutecznie posługiwać Biblią,. Staramy się, aby umysły naszych dzieci, były przesiąknięte Bożym Słowem. Jest wiele sposobów, aby to robić, a jednym z najbardziej efektywnych są nagrania Biblii, w których Rick czyta jej fragmenty dla naszych dzieci, wyjaśnia trudne słowa, podaje przykłady historii ilustrujących prawdy zawarte w Bożym Słowie. Puszczaliśmy te kastety, kiedy nasze dzieci kładły się na popołudniową drzemkę, lub kiedy szły spać wieczorem. Tak więc nasze dzieci zasypiały słuchając Bożego Słowa. Odkryliśmy, że służy to budowaniu w ich umysłach Bożego systemu wartości. Kiedy zapamiętywały fragmenty Biblii (chociaż nawet nie próbowały tego robić, działo się to samoistnie poprzez słuchanie), uczyły się zmieniać niektóre swoje bezbożne myśli na Boże myśli. Kiedy stawały się starsze, odkrywały w przeróżnych sytuacjach, że Boże Słowo, nigdy nie wraca puste, ale wraca z Bożą mądrością, właśnie wtedy, gdy najbardziej tego potrzebowali.

Więcej szczegółów za tydzień….

czwartek, 9 czerwca 2011

Zjazd ICHE stanu Illenois

Chciałam dla zachęty dla rodziców uczących dzieci w domu pokazać na Facebook'u urywki za zjazdu jednej z organizacji homeschoolerskich w stanie Illinois. Niestety, z niewiadomych dla mnie względów Facebook uznał ten link za obraźliwy. Ciekawe dla kogo?

A wracając do zjazdu (czy konwencji, jak oni to nazywają): tak wielkie zjazdy, z takimi materiałami jakie tam są, w Polsce są jeszcze na etapie naszych marzeń. Ale czasami marzenia się spełniają i jakoś tak mam przekonanie, że chociaż ja już pewnie nie będę brała w nich udziału (powoli moje dziecko wychodzi z wieku edukacji obowiązkowej), ale pewnie następne pokolenie edukatorów domowych będzie miało swoje "konwencje" w sali kongresowej lub innej tego rodzaju.

A teraz zobaczcie:



sobota, 4 czerwca 2011

Ogród UW

Poszliśmy sobie dzisiaj do biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego, w celu pochodzenia sobie po jej ogrodzie. Ogród jest przepiękny, część mieści się na dachu biblioteki skąd rozpościera się niesamowity widok na Wisłę. 

Aga niechętnie z nami poszła, ale także jej bardzo się podobało. Zwłaszcza, że mogła robić zdjęcia, co bardzo lubi. W najbliższym czasie zrobimy co się da, aby mogła się rozwijać w tej dziedzinie. Chciałabym nawet, zapisać ją do jakiegoś klubu, czy na jakieś kółko, gdzie młodzież uczy się takich rzeczy. 

A wracając do ogrodu - jeśli zabłądzicie kiedyś w Warszawie na Powiśle, albo nie będziecie wiedzieć co zrobić z czasem po wyjściu z Centrum Nauki "Kopernik", to zaraz po drugiej strony ulicy zobaczycie Bibliotekę i ten ogród (wejście od Dobrej), możecie tam wejść (a wejście jest bezpłatne) i odpocząć.

A żeby jeszcze bardziej zachęcić do odwiedzenia tego miejsca załączam fotki.


Spojrzenie dziecka edukowanego domowo po latach

Wielu z nas, edukatorów domowych, boryka się z pytaniem, czy dobrze, że to robię? Jak długo jeszcze? Czy nie krzywdzę swojego dziecka? Czy mu czegoś nie zabieram? Czy nie będzie mnie kiedyś przeklinać? Nie za bardzo mamy komu zadać pytania: Co czułeś, kiedy uczyłeś się w domu? Czy dzisiaj, z perspektywy lat pochwalasz decyzję swoich rodziców? Doświadczenia naszego kraju w tej materii są zdecydowanie skromne, dlatego bardzo się cieszę, że znalazłam świadectwo Laury Boyer, dzisiaj już dorosłej młodej kobiety, która razem ze swoim licznym rodzeństwem była edukowana w domu. Oddaje głos Laurze.

Dorastając w rodzinie Boyer
Artykuł ten został napisany przez Laurę Boyer i opublikowany na stronie bloga The Boyers Blog, a także na stronie on Biblical perspective of home education w dziale „Ask the Grade” (Zapytaj absolwentów)

Laura i jej bratanica Melody

Kiedy w 1980 roku moi rodzice rozpoczęli edukowanie dzieci w domu nie znali nikogo, kto by to robił. Na pomysł Edukacji Domowej wpadła mama, po prostu uważała, że będzie jej tak wygodniej. Dojazdy tam i z powrotem do przedszkola, pięć razy w tygodniu, by dwóch starszych chłopców dowieść tam na ich zajęcia zgodne z planem, mając jeszcze trójkę młodszych chłopców i oczekując kolejnego dziecka, to było dla niej zbyt wiele.
Mój tata zgodził się, by spróbować przez jeden rok i jak mówi stare powiedzenie, reszta jest już tylko historią. To co zaczęło się jako działanie z rozsądku, przerodziło się w silne przekonanie, że nauczanie domowe jest tym, czego Bóg od nich oczekiwał.
W 1982 roku moi rodzice zostali wezwani do sądu na rozprawę z powodu „wagarów” swoich starszych dzieci. Pomimo, że ich działania były absolutnie legalne (i edukacja domowa dzisiaj funkcjonuje pod niemalże tym samym prawem co wtedy), sędzia nie chciał ich wysłuchać. Powiedział, że nie chce słyszeć niczego na temat religii i nakazał moim rodzicom, aby ponownie posłali dzieci do szkoły.
Aby dokończyć rok szkolny, pozwolono mojej mamie korzystać z klasy w przedszkolu działającym przy kościele. Tam uczyła chłopców, a w kolejnym roku uczyła ich znowu w domu. Dzieci wiedziały, że w czasie godzin szkolnych, nie wolno im wychodzić na dwór, a okna muszą być zasłonięte; jeśli usłyszały pukanie do drzwi, chowały się pod łóżkiem, wiedząc, że jeśli ktoś ich odkryje, zostaną zabrane z domu. W między czasie, moi rodzice razem z innymi lobbowali za nowym prawem, które uchwalono w 1984. Od teraz bez obaw, że znowu zostaną oskarżeni, mogli uczyć swoje dzieci w domu i czynią to do tej pory.
Przyszłam na świat sześć lat później, jako dziesiąte dziecko z czternaściorga, które tworzyły naszą rodzinę.
W naszym domu, edukacja to nie był po prostu inny sposób nauczania nas podstaw wiedzy akademickiej, raczej inny styl życia: zwany przez chrześcijan uczniostwem. Tak jak Jezus wybrał swoich 12 uczniów, aby mogli być z Nim i aby mogli uczyć się od Niego i z Jego przykładu, tak samo moi rodzice, chociaż niedoskonali, usiłowali naśladować model jaki pokazał Jezus, pilnie ucząc nas, jak mówi V księga Mojżeszowa 6:7 „Będziesz je wpajał w twoich synów i będziesz do nich mówił, przebywając w swoim domu, idąc drogą, kładąc się i wstając”. Kiedy byłam jeszcze mała, nauczono mnie, że Biblia jest podstawą wszystkiego co robimy. W każdym miejscu naszego domu, znajdowały się biblijne wersety. (V Mojż. 6:9). Moja mama przygotowała fiszki (flashcards), gry, różne ręcznie wykonane kartki, wyszywanki, aby pomóc nam zapamiętać słowa z Biblii, a tata nagrał biblijne księgi na kasety magnetofonowe, abyśmy mogli słuchać ich wieczorami, kiedy idziemy spać.
Jestem bardzo wdzięczna, że przeszłam takie Biblijne szkolenie w tak młodym wieku. Od samego początku uczyłam się, co jest tak naprawdę ważne.
Oczywiście uczyliśmy się też przedmiotów szkolnych, ale zajmowały one dopiero drugie miejsce, po szkoleniu z Bożego Słowa.

Laura I jej siostra Grace, bawią się na lekcji historii

Pomimo tego, że mama w pewnym okresie miała dwunastkę dzieci w wieku szkolnym na raz, to miała czas dla każdego z nas.
Ale nie tylko to, nasze zajęcia szkolne trwały 3 godziny dziennie. Ponieważ jednak każde dziecko uczy się w inny sposób i żaden program nie pasuje do wszystkich, nasza mama sama przygotowywała program, biorąc po kawałku z różnych gotowych, tak aby przygotować program na miarę, dopasowując sposób edukowania, do indywidualnego stylu uczenia się każdego z nas. Na przykład mój brat Tucker, uwielbiał przedmioty przyrodnicze i przez jakiś czas, każdego dnia, mama przeprowadzała z nim różne eksperymenty przyrodnicze. Mój brat Rick był zafascynowany historią i polityką, tak więc otrzymywał dodatkowe zadania związane z czytaniem na różne tematy, albo miał za zadanie napisać do wydawcy naszej lokalnej gazety listy dotyczący aktualnych wydarzeń.
W naszym typowym dniu zawsze mieściło się to, co mój tata nazywał „nauką przez przypadek” – jak na przykład wtedy, gdy tata z chłopcami jechał samochodem i zobaczyli na drodze zabitego szopa. Wzięli go na dach samochodu i przywieźli do domu, ciesząc się improwizowaną lekcją anatomii, i kiedy już wszystkie główne organy zostały zidentyfikowane, rozpoczęli grę „A co to jest?.
Albo wtedy gdy nauczyłam się wszystkiego o ruchu i energii, przy pomocy kawałka sklejki przybitej gwoździami do górnej części schodów, drewnianej kuli do krykieta, drewnianego młotka do krykieta …. i okna….
Edukacja domowa sprawiała, że mieliśmy więcej czasu, aby służyć innym. Mój tata i moi bracia wielokrotnie pomagali budować domy dla Habitat for Humanity, a dziewczęta pomagały przygotowywać posiłki dla rodzin w potrzebie, opiekowałyśmy się dziećmi młodych mam, które właśnie urodziły kolejne dziecko, często też mieliśmy gości na obiad itd.
Jedną ze służb w jaką ja byłam zaangażowana było odwiedzanie razem z mamą starszych ludzi z kościoła. Wśród nich było też małżeństwo emerytowanych misjonarzy. Ich historie z pola misyjnego były wprost nieprawdopodobne! Uwielbiałam te wizyty, przygotowywałam dla nich prezenty, pisałam do nich listy, piekłam ciasta na ich urodziny… I chociaż naszym celem, było przynieść im błogosławieństwo, oni na wiele sposobów byli błogosławieństwem dla mnie. Nauczyli mnie, co to naprawdę znaczy mieć serce sługi. Dzięki nim zobaczyłam co to naprawdę znaczy być całkowicie oddanym Panu. Nadal regularnie koresponduję z tą panią (ona jeszcze żyje), pomimo tego, że wyprowadziła się z naszego stanu.
Zawsze wydaje mi się komiczne, gdy ludzie, którzy zastanawiają się nad edukacją domową swoich dzieci, obawiają się o socjalizację. W naszym domu mieliśmy znacznie lepsze możliwości socjalizacji, niż gdybyśmy chodzili do szkoły, spędzają cały nasz czas w towarzystwie rówieśników. Uczyliśmy się w jaki sposób współdziałać z ludźmi w każdym wieku, i czujemy się tak samo komfortowo gdy rozmawiamy z dorosłym, jak i gdy rozmawiamy z naszym rówieśnikiem.
Gdy byłam na poziomie szkoły średniej, podjęłam próbę ukończenia trzech klas w dwa lata, aby ukończyć szkołę rok wcześniej, w wieku 17 lat.
Zdecydowałam również, że nie pójdę na studia, głownie dlatego, że nie miałam ochoty zaciągać dług na tysiące dolarów, aby zdobyć wykształcenie, które nie jest mi do niczego potrzebne. To co naprawdę chcę robić w życiu nie wymaga stopni akademickich.

Rumunia, Marzec 2010
Z tego powodu, pracowałam jako opiekunka do dzieci, udzielałam korepetycji, byłam wolontariuszką dla różnych służb w naszym kościele i pojechałam na misję do Rumuni.
W tej chwili pracuję jako niania 3 dni w tygodniu, sprzątam domy w 2 inne dni, i współpracuję jako wolontariuszka ze służbą techniczną w kościele. Wiosną i latem trochę podróżuję wspierając biznes moich rodziców „The Learning Parent”. Napisali oni kilkanaście książek dotyczących rodzicielstwa, edukacji domowej, i przemawiają na konferencjach w całych Stanach Zjednoczonych, a także w niektórych innych krajach.
Kocham moją pracę, zwłaszcza bycie nianią. Niektórym to co robię może wydawać się prozaiczne i nieważne, ale ja ten fakt, że mogę pomóc wychować te drogocenne dzieci, tak aby Kochały Pana Boga z całego serca, duszy i myśli” postrzegam to jako niezwykły przywilej.

Rodzina

Życie w rodzinie w której jest czternaścioro dzieci, rzadko kiedy jest nudne. Mogąc spędzać ze sobą dużo czasu, byliśmy (i jesteśmy) rodziną bardzo blisko ze sobą związaną. Nawet teraz, nikt nie jest w stanie tak mnie rozśmieszyć jak moi bracia. Nikt nie potrafi śmiać się z moich dylematów, a następnie dawać mi takich rad jak moje siostry. Nikt nie potrafi tak słuchać, jak moja mama. Nikt nie potrafi wprawić mnie w zakłopotanie tak jak mój tata. Jestem niezwykle wdzięczna za czas jaki mogliśmy razem spędzić, naprawdę poznając siebie nawzajem, pielęgnując te tak bliskie relacje, które przetrwają całe nasze życie.
Jednym z momentów, który pokazywał jacy jesteśmy, był czas, gdy u mojego brata Josha zdiagnozowano białaczkę we wrześniu 1996 roku.

Josh, ze swoją siostrą Kelley, krótko przed swoim odejściem w 1997
Cierpiał przez 7 miesięcy. Większość tego czasu spędzając w szpitalu, oddalonym od naszego domu o 2 godziny jazdy samochodem. To było bardzo trudne dla mamy i taty, ale chcieli spędzać z Joshem tak dużo czasu, jak to tylko możliwe, i kiedy tam jechali moja najstarsza siostra troszczyła się o młodsze dzieci, które zostały w domu. W marcu kolejnego roku Josh odszedł, aby być z Panem. To był bardzo trudny okres dla nas wszystkich, ale Pan posłużył się nim, aby przybliżyć nas do siebie nawzajem i zbliżyć do Niego. W ciągu kolejnych lat, dowiadywaliśmy się o ludziach, którzy byli bardzo dotknięci świadectwem Josha. Tak naprawdę, to Jego świadectwo, pokazało mi potrzebę zbawienia, dlatego też oddałam moje życie Chrystusowi, kilka tygodni po śmierci Josha. Czekam z niecierpliwością na dzień kiedy znowu z nim się spotkam i kiedy razem będziemy wielbić naszego Zbawcę!
Podsumowując, miałam tak wspaniałe doświadczenia zdobywania wykształcenia w domu, że nawet nie potrafię powiedzieć jak bardzo jestem wdzięczna moim rodzicom, za ich poświęceniem abym mogła mieć taki przywilej. Wiem, że będę zbierać tego plony przez resztę mojego życia.
Zamiast wysłać mnie z domu, aby jacyś obcy ludzie nieustannie bombardowali mnie swoją bezbożną wizją życia, kochający mnie rodzice, chociaż nie byli doskonali, nauczali mnie, pragnąc „prowadzić mnie drogą, którą mam iść” i ucząc mnie jak być sługą Chrystusa.
Rodzice, bez względu na poświęcenie jakie czynicie dzisiaj, nigdy nie będziecie żałować czasu i wysiłku jaki włożyliście by wychować swoje dzieci. One są jak strzały, które pewnego dnia będziecie mogli posłać, ku chwale Boga i by wypełniły się Jego plany, które przewyższają wszystko, co możecie sobie wyobrazić! Tak to wymaga wiele wysiłku i wiele poświęcenia, ale zapewniam Was, że warto.