Agatka wyjechała do Poznania do swoich przyjaciółek a mi zbiera się na podsumowanie tego roku szkolnego, jakże niezwykłego dla nas.
Rok temu zaczęliśmy Edukację Domową. Aga była ciekawa i bała się, natomiast my, jej rodzice byliśmy zdeterminowani. Już wtedy wiedzieliśmy, że w jej przypadku chodzenie do szkoły to czysta strata czasu. Pierwsze miesiące były bardzo przyjemne, powoli wypracowywaliśmy sobie pewną rutynę. Aż do egzaminów semestralnych, które zburzyły ten cały porządek. Potem szpital, jakieś ferie, a potem gonienie z materiałem i bardzo duże zmęczenie, przede wszystkim moje. Ale było warto i to nie tylko dlatego, że Aga, uczennica, która rok wcześniej nie osiągnęła średniej 4 (pomimo ocen z wf-u, plastyki itd.) teraz dostała świadectwo z paskiem, ale przede wszystkim dlatego, że w końcu zaczęła się uczyć. Najpierw dosyć opornie (nawykowe uniki ze szkoły???), ale po jakimś czasie poczuła przyjemność w tym, że umie, że wie, że rozumie, że potrafi zaskoczyć dorosłych swoją wiedzą. Polubiła też czytanie książek.
Czy ustrzegliśmy się błędów? Ależ nie. Nasze odszkalnianie trwało dłużej niż zazwyczaj, bo dopiero pod koniec roku zauważyłam, że niektóre moje działania są bez sensu (wpis poniżej o języku polskim). Może wynika to z tego, że ciągle jestem czynnym nauczycielem? Ale tak czy owak nauka w domu to jednak coś innego niż nauka w szkole, pod wieloma względami, które poruszałam już na tym blogu, wiec nie będę się powtarzać.
Ten rok edukacji domowej zmienił moje myślenie o edukacji w ogóle, a o edukacji domowej w szczególności. Gdzieś we wrześniu usłyszałam historię o młodym Brytyjczyku, który nauczył się czytać dopiero mając 17 lat. . Jednocześnie chłopiec ten był genialnym skrzypkiem i całą swoją energię poświęcał właśnie na granie na skrzypcach. Odbierałam to jako niewiarygodną frasobliwość jego rodziców. Dzisiaj odbieram tę historię całkiem inaczej. Zastanawiam się, kto i na podstawie czego ma ustalać czego i kiedy mamy się uczyć. Szkoła jako taka, ze swojej natury, uśrednia i to nie tylko poziom, ale przede wszystkim treści – wszyscy uczą się tego samego w tym samym czasie. Jako nauczyciel matematyki zastanawiam się po co wszyscy licealiści mają zdawać maturę z matematyki. Po co taki genialny skrzypek ma tracić czas na ćwiczenie matematycznych zadań zamkniętych, czy nie lepiej by było, aby ten czas poświęcił na granie? Tylko dlatego, że aby grać w jakiejś filharmonii musi mieć skończone studia, a aby się na nie dostać musi mieć zdaną maturę (w tym tę z matematyki). Rok temu zupełnie inaczej myślałam, ale teraz to się zmieniło. Oczywiście wiem, że pewnego dnia z braku np. pracy może zechce przeskoczyć na politechnikę lub jakieś studia ekonomiczne. Ale powiem szczerze, że wszystkiego co mu będzie potrzebne, aby zacząć tam studiować jest w stanie nauczyć się w pół roku. Ja w ogólniaku miałam 6 godzin matematyki tygodniowo przez 4 lata, czyli grubo ponad 700 godzin. A na studiach matematycznych materiał z tych wszystkich lat klasy matematycznej został omówiony w trakcie 2 wykładów, czyli 4 godzin. Cała reszta szła w takim samym tempie. Więc moje stwierdzenie, że ktoś komu zależy jest w stanie opanować cały materiał ogólniaka w pół roku ma swoje podstawy. Zwłaszcza, że ten materiał jest zdecydowanie poobcinany w stosunku do poprzednich lat. I ja rozumiem, że to nie chodzi tylko o pojęcia, ale też o tzw. kulturę matematyczną, ale mimo wszystko, zmuszanie wszystkich do matury z matematyki uważam za przesadę.
Ciągle nurtuje mnie pytanie natury filozoficznej: dlaczego akurat tego mamy się uczyć, Anie czegoś innego? Jak widać, z tego co piszę, powoli zaczyna mnie uwierać gorset podstawy programowej, a może moje podejścia do niej.
Inną kwestią są sprawy wychowawcze. Jest to ta kwestia, która kieruje moje myślenie dalej niż szkoła podstawowa i z pewną nieśmiałością zaczynam zastanawiać się na ED w gimnazjum. Udało mi się wyrwać Agatkę z marazmu edukacyjnego, ale z drugiej strony nie chciałabym, aby wpadła w wyścig szczurów jak jej starsza siostra. Z jednej strony cieszę się z sukcesów Ani, ale z drugiej, kiedy widzę jak wielki jest koszt emocjonalny, który musi zapłacić to kroi mi się serce i zastanawiam się czy o to w życiu chodzi? Dzieciaki w wieku gimnazjalnym są tak niestabilne emocjonalnie, że wystawianie ich na takie próby wydaje mi się wprost nieludzkie. Więc może lepiej, żeby Aga uczyła się w domu, może dzięki temu będzie szczęśliwsza?
Etykiety
absolwenci
(6)
Agusia
(5)
angielski
(2)
Ania
(6)
artykuły
(8)
Budowanie w rodzinie relacji opartych na miłości
(3)
cała Polska czyta dzieciom
(1)
chemia
(7)
Co można zrobić z powieścią
(4)
Czas wolny
(29)
doświadczenia
(16)
ED
(122)
Edukacja domowa - pomyśla
(5)
Edukacja domowa nastolatków
(5)
egzaminy
(13)
fizyka
(1)
geografia
(3)
historia
(9)
kreatywność
(4)
Krzyżówki
(5)
Książka
(15)
matematyka
(2)
Montessori
(1)
nauka
(18)
plastyka
(10)
polski
(10)
Poradnia PP
(3)
prace pisemne
(4)
Rozkoszuj się swoimi dziećmi
(4)
Różnorodne wątpliwości związane z ED
(3)
skauting.
(6)
szkoła
(13)
Święta
(13)
teatr
(1)
the Boyer Blog
(17)
ustawa
(2)
video
(8)
Wakcyjna wyprawa
(5)
Warszawa
(17)
WOS
(1)
wychowanie
(9)
wycieczki
(28)
Zdjęcia
(4)
zgoda
(5)
zjazd
(9)
wtorek, 23 czerwca 2009
poniedziałek, 15 czerwca 2009
Po egzaminach
Jesteśmy po egzaminach. Ufff.... nareszcie. Jak zwykle nauczyciele i dyrekcja starali się, aby było miło, ale takie egzaminy są oczywiście trudne emocjonalnie dla zdającego je dziecka. Z wyników jesteśmy zadowolenie: cztery piątki i jedna trójka. Ta trójka to dzisiaj z języka polskiego. Nie wiem dlaczego, ale Aga wchodząc na egzamin założyła, że "nic nie umie" i rzeczywiście odpowiadała średnio czyli zapominała odpowiedzi, które doskonale znała w domu. Hm? Ciekawe dlaczego? To, że robi błędy ortograficzne czy interpunkcyjne - to wiem i to mnie nie dziwi. Jest to dziedzina, nad którą musimy popracować, ale cała reszta? To wyglądało tak jakby sobie założyła jakąś blokadę psychiczną. Zastanawiam się czy to nie ma jakiegoś związku z jej starszą siostrą, która pisze świetnie, czyta na kilogramy i język polski jest jej ulubionym przedmiotem szkolnym, co dodatkowo objawia się sukcesami w różnych konkursach. Może to jest jakiś taki kompleks starszej siostry?
Aga z jednej strony założyła, że kiepsko jej pójdzie, a z drugiej bardzo jej zależało, aby poszło jej dobrze. I po egzaminie wyszła zapłakana, mimo, że wszyscy byli dla niej bardzo życzliwi. Pocieszaliśmy ją jak mogliśmy, więc kiedy w końcu przekonała się, że nikt nie ma do niej pretensji o ocenę, bo nam przecież zależy przede wszystkim na tym, aby ona się rozwijała, a nie natym jakie ma oceny, uspokoiła się i zadowolona zaczęła śpiewać o wakacjach.
Ale powiem szczerze, że z językiem polskim mam pewien problem. Zmagam się jak to wszystko ugryźć. Już wiem, że muszę do tego podejść inaczej niż w tym roku. Ciągle jeszcze do końca nie wiem jak. Ale na razie świta mi taki pomysł, aby potraktować oddzielnie gramtykę i literaturę. W przypadku gramtyki będziemy ściśle trzymać się podstawy programowej. Jeżeli chodzi o tzw. kształcenie literackie chyba potraktuje program trochę luźniej. Po prostu cały czas, gdy zajmowaliśmy się formalną nauką języka polskiego czułam, że zabiera nam to dużo czasu i energii, a mimo to z jednej strony nie czuję aby Aga czegoś konkretnego sie uczyła, a z drugiej nie zawsze sprawiało nam to przyjemność.
Czuję, że po tym egzaminie powinnam zrobić wszystko, aby Agatka nie znienawidziła czytania, pisania czy interpretowania przeczytanych tekstów. Kwestia przyjemności wydaje mi się tutaj kluczowa. Ania jest taka świetna w tej dziedzinie właśnie dlatego, że sprawia jej to nieukrywaną przyjemność.
Aga z jednej strony założyła, że kiepsko jej pójdzie, a z drugiej bardzo jej zależało, aby poszło jej dobrze. I po egzaminie wyszła zapłakana, mimo, że wszyscy byli dla niej bardzo życzliwi. Pocieszaliśmy ją jak mogliśmy, więc kiedy w końcu przekonała się, że nikt nie ma do niej pretensji o ocenę, bo nam przecież zależy przede wszystkim na tym, aby ona się rozwijała, a nie natym jakie ma oceny, uspokoiła się i zadowolona zaczęła śpiewać o wakacjach.
Ale powiem szczerze, że z językiem polskim mam pewien problem. Zmagam się jak to wszystko ugryźć. Już wiem, że muszę do tego podejść inaczej niż w tym roku. Ciągle jeszcze do końca nie wiem jak. Ale na razie świta mi taki pomysł, aby potraktować oddzielnie gramtykę i literaturę. W przypadku gramtyki będziemy ściśle trzymać się podstawy programowej. Jeżeli chodzi o tzw. kształcenie literackie chyba potraktuje program trochę luźniej. Po prostu cały czas, gdy zajmowaliśmy się formalną nauką języka polskiego czułam, że zabiera nam to dużo czasu i energii, a mimo to z jednej strony nie czuję aby Aga czegoś konkretnego sie uczyła, a z drugiej nie zawsze sprawiało nam to przyjemność.
Czuję, że po tym egzaminie powinnam zrobić wszystko, aby Agatka nie znienawidziła czytania, pisania czy interpretowania przeczytanych tekstów. Kwestia przyjemności wydaje mi się tutaj kluczowa. Ania jest taka świetna w tej dziedzinie właśnie dlatego, że sprawia jej to nieukrywaną przyjemność.
Seminarium w Poznaniu
Przed nami ostatni egzamin – jutro. W między czasie zrobiliśmy sobie przerwę w powtórkach i pojechałyśmy do Poznania. W dzień Bożego Ciała odbywało się tam seminarium dla rodzin uczących w domu na temat planowania czasu. Małżeństwo, które to seminarium prowadziło musi być prawdziwymi specjalistami w tej dziedzinie, ponieważ mają 10 dzieci i wszystkie uczą w domu. Skróty wykładów można znaleźć na zaprzyjaźnionym blogu Taylorów, którzy byli gospodarzami tego seminarium. Wejść na ich bloga można klikając tutaj
Cieszę się, że tam byłam, bo nie tylko, że wykłady były bardzo ciekawe – z gatunku tych, co to trafiają od razu, bo wydaje się, że wykładowca mówi o nas – ale jeszcze do tego spotkałam się ze znajomymi i poznałam osoby, które znałam dotąd tylko wirtualnie. Fajne spotkanie.
Cieszę się, że tam byłam, bo nie tylko, że wykłady były bardzo ciekawe – z gatunku tych, co to trafiają od razu, bo wydaje się, że wykładowca mówi o nas – ale jeszcze do tego spotkałam się ze znajomymi i poznałam osoby, które znałam dotąd tylko wirtualnie. Fajne spotkanie.
piątek, 12 czerwca 2009
Seminarium w Poznaniu
Wczorajszy dzień był dniem odpoczynku od formalnej nauki, co nie oznacza, że był odpoczynkiem od Edukacji Domowej. Wprost przeciwnie. Pojechałyśmy z Agą do Poznania. Odbywało się tam seminarium dla rodzin edukujących w domu na temat organizacji czasu. Poznań odwiedziła rodzina edukująca w domu 10-cioro swoich dzieci. No tak, oni muszą wiedzieć jak organizować czas, aby ich rodzina mogła funkcjonować. O czym mówili nie będę pisać bo zajęło mi to kilka stron notatek, no i na ten temat jest sporo różnego rodzaju poradników.
Powiem tylko tyle… człowiek słucha takie wykładu o traceniu czasu na bzdury i dokładnie wie… że to o nim. A potem wraca do domu i przyłapuje się, że nadal robi to samo. Trzeba brać się w garść i zacząć panować nad sobą w chwilach, gdy się ma ogromną ochotę na przepuszczenie czasu przez palce, aby zrobić coś co w ogóle nie jest istotne. Prawdę mówiąc już od jakiegoś czasu zapowiadam sobie, że wezmę się za siebie w tej kwestii, tyle, że zawsze ma to być od jutra. No i sama już nie wiem ile tych „jutro” już przeleciało. W każdym razie jak się zliczy te wszystkie godziny spędzone na serfowaniu po Internecie w nieznane, to będzie tego trochę. Co ja piszę? Trochę? Tego będzie dużo za dużo.
A tak poza tym, to miło było spotkać ponownie osoby, które już wcześniej poznałam osobiście oraz te, które znałam jedynie wirtualnie. Bo zainteresowanie seminarium było spore.
Powiem tylko tyle… człowiek słucha takie wykładu o traceniu czasu na bzdury i dokładnie wie… że to o nim. A potem wraca do domu i przyłapuje się, że nadal robi to samo. Trzeba brać się w garść i zacząć panować nad sobą w chwilach, gdy się ma ogromną ochotę na przepuszczenie czasu przez palce, aby zrobić coś co w ogóle nie jest istotne. Prawdę mówiąc już od jakiegoś czasu zapowiadam sobie, że wezmę się za siebie w tej kwestii, tyle, że zawsze ma to być od jutra. No i sama już nie wiem ile tych „jutro” już przeleciało. W każdym razie jak się zliczy te wszystkie godziny spędzone na serfowaniu po Internecie w nieznane, to będzie tego trochę. Co ja piszę? Trochę? Tego będzie dużo za dużo.
A tak poza tym, to miło było spotkać ponownie osoby, które już wcześniej poznałam osobiście oraz te, które znałam jedynie wirtualnie. Bo zainteresowanie seminarium było spore.
poniedziałek, 1 czerwca 2009
XV sesja Sejmu Dzieci i Młodziezy
W czasie gdy my, czyli Agatka i ja, zmagamy się z egzaminami klasyfikacyjnymi, moja starsza córcia wyruszyła na podbój świata polityki. Na razie (i może tak zostane do końca) jest to polityka przez małe "p". Ale i tak pobyt w Sejmie w roli posła Sejmu dzieci i Młodziezy uważam za dośwaidczenie niezwykłe. Ci młodzi ludzie już nie muszą zastanawiać się w jaki sposób odbywa się głosowanie i jaką rolę pełni marszałek Sejmu. Oni to wiedzą już z doświadczenia. Prawdę mówiąc zazdroszczę trochę Ani, że miała taką możliwość. Po tym wszystkim napisała jeszcze artykuł, który został opublikowany przez witrynę e-kostrzyn.pl. To jest jej kolejne pozytywne doświadczenie.
Coraz bardziej dochodzę do przekonania, że w edukacji o takie doświadczenie chodzi. Oczywiście wymagają one jakiegoś przygotowania teoretycznego, ale przeżycie ich powoduje, że człowiek w bardzo krótkim czasie wskakuje jakiś poziom wyżej w danej dziedzinie.
Ale i Ania nie miała tak łatwo i przyjemnie w tym tygodniu. W piątek zdawała egzamin artystyczny do Liceum Plastycznego. 2 osoby na miejsce. Ania co prawda statruje z pewną nadwyżką punktową ponieważ zajęła 2 miejsce w konkursie plastycznym dla gimnazjalistów z województwa lubuskiego i zachodniopomorskiego (1 miejsce - dawało w nagrodę miejsce w 'plastyku' bez egzaminu, no ale miala drugie), ponadto na ustnym z historii sztuki w ogóle jej nie pytali, bo jest laureatką wojewódzkiej olimpiady historii sztuki, więc egzaminatorzy wyszli z założenia, że pytanie jej jest bez sensu. Ania troszkę sie denerwowała przed egzaminami, ale tłumaczyliśmy jej, że jeżeli nie ma wystarczajacego talentu, aby się do tej szkoły dostać, to bez sensu byłoby tam się uczyć, więc niech ten egzamin tak traktuje - jeżeli mam talent to chcę to robić, a jeśli nie to może lepiej, abym znalazła sie gdzieś indziej.
Subskrybuj:
Posty (Atom)