Szkoła do której jest zapisana Agatka zaprosiła mnie na spotkanie z nauczycielami. Władowałam wszystkie podręczniki do torby, wydrukowałam tę część podstawy programowej, którą zamierzam zrealizować w tym roku i poszłam.
Spotkanie było generalnie sympatyczne, nauczyciele wyrozumiali. Niektórzy zadowoleni, że korzystam z tych samych programów, nawet jeśli jestem w zupełnie innym miejscu niż oni, to szybko przeszli nad tym do porządku dziennego, ok, egzamin dla Agi ma być tylko z tej "naszej" części i już. Inni elastyczni mimo, że korzystam z innych programów. Przejrzeli sobie podręczniki, popatrzyli w podstawę programową, poprosili o zeskanowanie spisu treści i gotowe. Aż doszło do pani od matematyki i informatyki. Nie mam pojęcia co stoi za oporem tej pani - ale tak ją odebrałam, jakby poczuła się zagrożona. Wg. niej powinnam korzystać z tych samych podręczników, co ona, i powinnam dokładnie w tych samych klasach uczyć Agę tego co ona (dotyczyło to informatyki, którą oni tutaj mają w klasie 2 i 3, a ja z Agą robię w klasie 1 i 2). W końcu z pomocą pani dyrektor udało się ustalić, że Aga uczy się dalej z tego podręcznika, z którego uczyła się do tej pory, ponieważ zmiana wymagałaby prawdopodobnie korzystania z dwóch podręczników (tego z klasy 1 i tego z klasy 2), a to dlatego, że treści są różnie rozłożone w różnych latach. Uff.... Mam nadzieję, że do końca roku szkolnego pani oswoi się z myślą, że jakieś dziecko uczy się w domu i to nie jest winą tego dziecka, że ma dziwną, pokręconą matkę.
Prawdę mówiąc do tej pory spotykałam się z samą życzliwością, co najwyżej zdziwieniem, ale po raz pierwszy spotkałam się z takim oporem. Może się mylę i źle oceniam reakcje tej nauczycielki, ale powiem szczerze, że odczuwałam coś na kształt ukrytej agresji. No i padło moje wewnętrzne przekonanie, że tak naprawdę nie ma znaczenia, w jakiej szkole jesteśmy zapisani. Przez dwa lata walczyłam ze sobą i takim wewnętrznym strachem przed szkołą. Udało się - ubiegły rok był bardzo fajny. A tu bach - i znowu muszę zwalczyć ten strach w sobie i myślenie, aby uczyć pod... panią, bo może się przyczepić do tego czy tamtego. Ja mam pomóc mojej córci w zdobyciu wykształcenia (czyli wiedzy i umiejętności), a nie przygotowywać dziecko, by błyszczało przed nauczycielem, lub by nauczyciel zobaczył, że jednak nie jest tak źle jak myślał na początku. Brrr.... nie lubię, oj nie lubię.
Spotkanie było generalnie sympatyczne, nauczyciele wyrozumiali. Niektórzy zadowoleni, że korzystam z tych samych programów, nawet jeśli jestem w zupełnie innym miejscu niż oni, to szybko przeszli nad tym do porządku dziennego, ok, egzamin dla Agi ma być tylko z tej "naszej" części i już. Inni elastyczni mimo, że korzystam z innych programów. Przejrzeli sobie podręczniki, popatrzyli w podstawę programową, poprosili o zeskanowanie spisu treści i gotowe. Aż doszło do pani od matematyki i informatyki. Nie mam pojęcia co stoi za oporem tej pani - ale tak ją odebrałam, jakby poczuła się zagrożona. Wg. niej powinnam korzystać z tych samych podręczników, co ona, i powinnam dokładnie w tych samych klasach uczyć Agę tego co ona (dotyczyło to informatyki, którą oni tutaj mają w klasie 2 i 3, a ja z Agą robię w klasie 1 i 2). W końcu z pomocą pani dyrektor udało się ustalić, że Aga uczy się dalej z tego podręcznika, z którego uczyła się do tej pory, ponieważ zmiana wymagałaby prawdopodobnie korzystania z dwóch podręczników (tego z klasy 1 i tego z klasy 2), a to dlatego, że treści są różnie rozłożone w różnych latach. Uff.... Mam nadzieję, że do końca roku szkolnego pani oswoi się z myślą, że jakieś dziecko uczy się w domu i to nie jest winą tego dziecka, że ma dziwną, pokręconą matkę.
Prawdę mówiąc do tej pory spotykałam się z samą życzliwością, co najwyżej zdziwieniem, ale po raz pierwszy spotkałam się z takim oporem. Może się mylę i źle oceniam reakcje tej nauczycielki, ale powiem szczerze, że odczuwałam coś na kształt ukrytej agresji. No i padło moje wewnętrzne przekonanie, że tak naprawdę nie ma znaczenia, w jakiej szkole jesteśmy zapisani. Przez dwa lata walczyłam ze sobą i takim wewnętrznym strachem przed szkołą. Udało się - ubiegły rok był bardzo fajny. A tu bach - i znowu muszę zwalczyć ten strach w sobie i myślenie, aby uczyć pod... panią, bo może się przyczepić do tego czy tamtego. Ja mam pomóc mojej córci w zdobyciu wykształcenia (czyli wiedzy i umiejętności), a nie przygotowywać dziecko, by błyszczało przed nauczycielem, lub by nauczyciel zobaczył, że jednak nie jest tak źle jak myślał na początku. Brrr.... nie lubię, oj nie lubię.
I pomyśleć, że wszyscy pozostali byli życzliwi, a co najmniej wyrozumiali, a tu jedna nauczycielka, tak potrafiła zachwiać moim spokojem.
Czytałam gdzieś artykuł porównujący szkołę w Wielkiej Brytanii oraz w Polsce. Nie chcę go zbyt długo streszczać, ale wniosek był taki, że nauczyciele w Anglii traktują podręcznik jako uzupełnienie materiału. U nas jest to podstawa. Być może pani od matematyki i informatyki nie umie inaczej... Wytrwałości i uśmiechu
OdpowiedzUsuńNo cóż miałaś wiele szczęścia, że tylko ta jedna pani była....niemiła.Gdy Bartek zmienił szkołę, w czwartej klasie, na "integracyjną" po pierwszych lekcjach zaatakowano mnie,że jak sobie wyobrażam test w szóstej klasie, bo on musi realizować cały program( mimo, że miał orzeczenie o specjalnym kształceniu,czyli przystosowaniu podstawy programowej do jego potrzeb)i oczywiście usłyszałam, że takie dziecko to do szkoły specjalnej.W szóstej klasie kiedy ,się poddałam,przeszliśmy na nauczanie indywidualne i niespodzianka....jedna z nauczycielek nie wiedziała, że podręcznik i podstawa programowa to dwie różne rzeczy, po czym oświadczyła.że nie ma czasu przygotowywać kart pracy. Na koniec semestru kiedy pan od angielskiego chciał mu postawić piątkę jedna z nauczycielek oświadczyła, że nie może tego zrobić ,bo nie realizują podstawy programowej z szóstej klasy. Wiem, że jedna osoba ,lub kilka, może spędzać nam sen z powiek.Jednak róbmy swoje,a na pewno wszystko ułoży się z korzyścią dla dziecka.Wspierajmy się na wzajem w ramach solidarności "dziwnych,pokręconych matek"!
OdpowiedzUsuńPopieram Przedmówczynię, rob swoje Kochana. Matka zawsze wie/ czuje co jest dla dziecka najlepsze :)
OdpowiedzUsuń