poniedziałek, 15 lutego 2010

Błogosławione ferie

W naszym województwie już dawno zapomnieliśmy o feriach zimowych, bo mieliśmy je jako pierwsi. Ale chcę o nich wspomnieć, gdyż postanowiłam, że będzie to czas takiej „normalnej” edukacji domowej, bo przecież byłam w domu. Oj cudownie było – no prawie. Zaczynałyśmy rano i wczesnym popołudniem Aga miała zrobione wszystkie „zadania obowiązkowe”. Muszę powiedzieć, że nawet się nie buntowała, że oto jej koleżanki mają ferie, a ona musi się uczyć. Było to dla niej normalne.
Ale, żeby nie było, że tylko się uczyła – pewnego dnia moja przyjaciółka zabrała Agę wraz ze swoją córeczką na lodowisko. Dlaczego nie zrobiła tego mama? No cóż…. Wstyd się przyznać, ale mama nigdy nie miała łyżew na nogach. Dziewczynki były przeszczęśliwe i obiecały sobie, że to nie ostatni raz.


Niestety zapomniałyśmy o tym, że Agatka ma za dwa dni mieć robioną biopsję z nóżki (coś tam jej wyskoczyło i sterczy), więc z powtórki wyszły nici. Poza tą jedną planowaną wizytą w szpitalu, dwa dni później zaliczyłyśmy szpital po raz kolejny. Agatkę dopadł jakiś wirus żołądkowy i wylądowała pod kroplówką. Brr… Jak widać, człowiek strzela, ale to Pan Bóg kule nosi – nasze plany zostały troche pokrzyżowane. Ale I tak był to bardzo dobry czas. Pracując z Agatką odpoczywałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz