Etykiety
czwartek, 29 października 2009
Wyjazd do babci i dziadka w środku tygodnia
sobota, 24 października 2009
Tydzień Montesori
Aga zapaliła się do tego pomysłu bardzo. Natychmiast zrobiła sobie plan na następny dzień. Pracowała naprawdę sumiennie. Codziennie po powrocie z pracy otrzymywałam kolejną porcje rewelacji. A to, że napisała nowelkę, a to, że zaprojektowała dom, a to, że znalazła informacje o Namibii (2 punkty dla każdego, kto bez zaglądania do atlasu wie gdzie to jest ;) – my już wiemy), a to nauczyła się wiersza, czy przygotowała ulotkę o chomikach, czy też znalazła i opracowała informacje o Warszawie czy Wenecji. Ba pewnego dnia zabrała się nawet za matematykę – tyle, że podręcznik był inny niż ten z którego na ogół pracujemy.
W poniedziałek wracamy już do normalnej pracy, pod moim okiem. Ale raz na jakiś czas Aga będzie miała swoje tygodnie Montesorii.
W tym roku nie mamy egzaminów w środku roku szkolnego, więc jeszcze nie czuję presji (rok temu o tej porze już zaczynała dawać o sobie znać). O jak dobrze!
niedziela, 18 października 2009
Król Salomon
sobota, 10 października 2009
Inspiracja ze szkoły w Krzyżówkach
Ale już na drugi dzień… zaczęły się zajęcia i Aga była nimi zachwycona. Czym mianowicie? Ano tym, że mogła robić to co chce, więc zabrała się za pisanie książki o zwierzętach nocnych, kolejnego dnia napisała kolejną książkę tym razem „Ciekawostki o zwierzętach”, innego dnia bawiła się (tak, tak bawiła się) matematyką. W ten sposób upłynęło Agatce 5 dni. Szkoła, jak już pisałam w jakimś poprzednim wpisie, pracuje metodą Montessori. Rola nauczyciela polega głównie na inspirowaniu – w każdym razie w czasie pracy własnej. Szkoła w Krzyżówkach nie jest wielka, wręcz przeciwnie, ale teraz powiększyła się o ponad 30 dzieci z Edukacji Domowej z całej Polski. Dla nas, rodzin ED, szkoła (czyli ludzie, którzy nią zarządzają, a więc Ola i Marcin Sawiccy, oraz pracujący tam nauczyciele) organizuje zjazdy, abyśmy mogli się ze sobą spotkać i wymienić doświadczeniami, abyśmy mogli nauczyć się trochę innych metod pracy z naszym dzieckiem (dzięki za wykłady, rozmowy i możliwości zobaczenia - to Marek), aby nasze dzieci mogły się spotkać. To był nasz pierwszy taki zjazd (a myśmy byli czwartą, albo piątą grupą – razem było 5 dzieci ED).
Chociaż mnie tam nie było, to dzięki opowieściom Marka i telefonicznej rozmowie z Marcinem Sawickim jestem zainspirowana. Aga także. Swój pokój przerobiła na „pracownię Montessori” i napisała kolejną książkę tym razem na temat różnych religii. Zobaczymy co będzie dalej. Od poniedziałku wracamy w nasze stare koleiny, ale już z próbą pozostawienia Agacie trochę większej samodzielności twórczej. Umówiłam się z nią, że tą naszą naukę „formalną” musimy zmieścić w jak najkrótszym czasie, aby potem miała dużo czasu na to co dla niej samej jest ważne i ciekawe. Może się uda, bo i ja po iluś tam tabletkach z żelazem czuję się trochę lepiej i mam nieco więcej siły.
sobota, 26 września 2009
Anemia
niedziela, 20 września 2009
Nagroda Nobla z Fizyki
Czytelnicy anglojęzyczni mogą przeczytać nieco więcej na ten temat klikając tutaj
środa, 16 września 2009
Rok szkolny 2009/2010
A teraz intensywnie pracujemy. Intensywnie - czyli podobnie jak w ubiegłym roku. Chciałabym skończyć formalną naukę do kwietnia - czyli do czasu sprawdzianu na zakończenie SP. Uczymy się o różnych formach państwa w okresie starożytności. Jest to dla Agatki bardzo trudne - tak jak były dla mnie programy różnych partii politycznych, o których uczyłam się żyjąc w systemie jedynej przewodniej siły narodu. Przy okazji czytamy Diossosa - Makowieckiego - aby przybliżyć troszeczkę atmosferę epoki.
Jeżeli chodzi o czytanie i chęć do czytania, to muszę powiedziec, że Aga zmieniła się o 180 stopni. Teraz sama biega do biblioteki i wypożycza książki. A nawet te które czytamy razem podczytuje w czasie, gdy mnie nie ma. Bardzo mi się to podoba.
Poza tym uczymy się o zwierzętach - przyroda w tym roku wydaje się Agatce dużo przyjemniejsza. Z matematyki działamy na liczbach calkowitych - bardzo przyjemne. Czytamy wiersze i analizujemy je. Poza tym piszemy - różne rzeczy - w tym momencie skupiłyśmy się na ogłoszeniach i instrukcjach. Korzystamy także z kalendarza 6-klasisty z języka polskiego i matematyki. Agatka z przyjemnością wypełnia te testy (po jednej stronie dziennie), może dlatego że idzie jej to szybko.
Chciałabym przestać pracować zawodowo. W te dni kiedy byłam w domu wszystko było tak pięknie uporządkowane. Aga kończyła "lekcje" o 12, maksymalnie o 13. Potem ma jeszcze dużo czasu na inne sprawy. Ale kiedy idę do pracy to już nie wygląda to tak różowo. Pracuję z nią rano, nad trudniejszymi w moim przekonaniu kwestiami. Potem ona zostaje sama i działa dalej. A kiedy po kilku godzinach wracam to 1) sama jestem wykończona 2) ona też ma dosyć. A przecież dobrze by było porozmawiać jeszcze o tym co zrobiła. Nie wiem jak inni nauczyciele sobie radzą, ale ze mnie każda lekcja wyciąga tyle sił, że potem, gdy już jestem w domu, to mi ich brakuje.
czwartek, 20 sierpnia 2009
Koniec wakacji
sobota, 25 lipca 2009
Wakacyjna wyprawa - cz.5
W ostatni dzień przed powrotem, zaplanowaliśmy wyprawę do Morskiego Oka. Zapowiadał się upał, ale doświadczenia z Ojcowa, kazały nam zabrać ze sobą kurtki. Znowu wyjechaliśmy wcześnie rano. Ale na parkingu w Palenicy było już bardzo dużo samochodów. Cena za parking 20 zł za cały dzień nie budziła naszego sprzeciwu. Natomiast brak paragonu fiskalnego już tak. Mając jednak cały dzień przed sobą machnęliśmy na to ręką.
Za wejściem do Parku Narodowego stały zaprzęgi tramwajów konnych. Zastanawialiśmy się czy nie skorzystać. Jakby nie patrzeć przed nami było 9-cio kilometrowy odcinek do przejście, ale cena 40zł od osoby ostudziła nasze chęci (i jak się później okazało, bardzo dobrze). Czasami szlak pieszy przecinał się z drogą tramwajów, więc z ciekawości liczyliśmy ilość pasażerów na wozie – średnio 15 + dzieci, ale był i wóz wiozący 18 dorosłych osób. Jak na dwa koniki ciągnące pod górę wydawało mi się trochę dużo (zwłaszcza, że wóz też nieco waży). Ale nie jestem koniarzem, nie znam się, więc niezbyt długo zaprzątałam sobie tym głowę. Zwłaszcza, że droga była dosyć męcząca i upał (30 st. C) dawał nam się we znaki. Dobrze, że po drodze były strumienie z lodowatą wodą, która chłodziła nasze gorące czoła.
W końcu doszliśmy do miejsca zwanego Polana Włosienica – miejsca, do którego za moich młodych lat dojeżdżały autobusy, a teraz kończyły swoją trasę tramwaje konne.
Odpoczywaliśmy siedząc na trawie pod tablicą, kiedy podjeżdżał jeden z nich. Koniki ledwo ciągnęły wóz. Plątały im się nogi. Z ich ciał lały się wiadra wody, a na bokach było widać pianę. Agatka jak to zobaczyła, zaczęła płakać („oni zabiją te konie, one już nie mają siły”) a i mi gula stanęła w gardle – toż „nasza szkapa” miała zdecydowanie lepiej, bo przynajmniej słońce ją nie paliło. Ale znowu pomyślałam sobie „nie znam się” – przecież właściciel na pewno dba o takiego konia, ale jednocześnie dziękowałam Bogu, że nie siedzę na tym wozie, że nie pojechałam. A właściciel pozwolił zejść turystom z wozu i przyrządem przypominającym takie coś do ścierania wody z okien, tylko wygiętym, zebrał z koni pot i odjechał na dół, po kolejnych turystów.
Myśmy doszli do Morskiego Oka (pod schroniskiem tłum jak na Marszałkowskiej) i postanowiliśmy je obejść, aby znaleźć jakieś spokojniejsze miejsce i trochę cienia. Znaleźliśmy to czego szukaliśmy + duże łaty śniegu.
Po kilku godzinach, około 16, wracaliśmy i niestety, gdy doszliśmy do Włosienicy okazało się, że przewidywania Agatki okazały się prawdą – jeden konik leżał na ziemi i nie miał siły wstać.
Właściciel twierdził, że się po prostu zdarzyło nieszczęście. Owszem było to nieszczęście, ale takie które była w stanie przewidzieć 11-letnia dziewczynka. Właściciel twierdził, że miał na wozie tylko 14 turystów (ciekawe czy policzył siebie i dzieci – one ważą może mało, ale jednak), poza tym chyba nie zauważył, że tego dnia naprawdę był straszny upał.
Znajomy góral powiedział nam, że przewoźnicy mieli wozić po 10 osób. Myślę, że w taki dzień jak wtedy powinni wieźć jeszcze mniej. Ta sytuacja najbardziej zaważyła na naszych wspomnieniach Tatr. Oto jesteśmy w Parku Narodowym, miejscu które ma uczyć poszanowania przyrody i widzimy znęcanie się nad zwierzętami – bo jak inaczej można nazwać takie traktowanie koni jakby były tylko maszynkami do robienia pieniędzy? Co prawda nie są to zwierzęta chronione, ale mimo wszystko ta sytuacja rzuca bardzo złe światło na Tatrzański Park Narodowy – bo przecież, chociaż to nie pracownicy parku są przewoźnikami, to jednak ten proceder dzieje się na ich terenie. Jeżeli nie są w stanie powstrzymać woźniców przed nadużywaniem zwierząt, to przecież mogą puścić tamtędy Melexy i sprawa byłaby rozwiązana. Może wjazd Melexem nie byłby tak romantyczny, ale przynajmniej zarzynanoby konie mechaniczne, a nie żywe.
Takim oto gorzkim akcentem zakończyła się nasza wyprawa. Gdyby nie to, mogłabym napisać, że się cieszę, że tam byliśmy, że Aga miała okazję dotknąć tego, czego się w tym roku uczyła, a czego jeszcze nie znałam, że ta wyprawa chociaż miała wyraźny podtekst edukacyjny to sprawiła nam ogromnie dużo przyjemności. Szkoda, że nie mogę tego napisać na 100% szczerze.
Wakacyjna wyprawa - cz.4
Wakacyjna wyprawa - cz.3
Nocleg w Ojcowie i zupełnie rano wyjazd do Wieliczki. Znowu mogę powiedzieć tylko tyle: „niesamowite”, słowa nie mogą tego wyrazić (chociaż do tego są słowa). Zawsze pragnęłam zobaczyć Wielicką kopalnię. W końcu udało mi się. I znowu, jak w przypadku Wawelu, rzeczywistość okazała się dużo bardziej wspaniała niż moje wyobrażenie.
Wakacyjna wyprawa - cz.2
piątek, 24 lipca 2009
Wakacyjna wyprawa - cz.1
wtorek, 23 czerwca 2009
Edukacji domowej rok pierwszy - ogłaszam za zakończony
Rok temu zaczęliśmy Edukację Domową. Aga była ciekawa i bała się, natomiast my, jej rodzice byliśmy zdeterminowani. Już wtedy wiedzieliśmy, że w jej przypadku chodzenie do szkoły to czysta strata czasu. Pierwsze miesiące były bardzo przyjemne, powoli wypracowywaliśmy sobie pewną rutynę. Aż do egzaminów semestralnych, które zburzyły ten cały porządek. Potem szpital, jakieś ferie, a potem gonienie z materiałem i bardzo duże zmęczenie, przede wszystkim moje. Ale było warto i to nie tylko dlatego, że Aga, uczennica, która rok wcześniej nie osiągnęła średniej 4 (pomimo ocen z wf-u, plastyki itd.) teraz dostała świadectwo z paskiem, ale przede wszystkim dlatego, że w końcu zaczęła się uczyć. Najpierw dosyć opornie (nawykowe uniki ze szkoły???), ale po jakimś czasie poczuła przyjemność w tym, że umie, że wie, że rozumie, że potrafi zaskoczyć dorosłych swoją wiedzą. Polubiła też czytanie książek.
Czy ustrzegliśmy się błędów? Ależ nie. Nasze odszkalnianie trwało dłużej niż zazwyczaj, bo dopiero pod koniec roku zauważyłam, że niektóre moje działania są bez sensu (wpis poniżej o języku polskim). Może wynika to z tego, że ciągle jestem czynnym nauczycielem? Ale tak czy owak nauka w domu to jednak coś innego niż nauka w szkole, pod wieloma względami, które poruszałam już na tym blogu, wiec nie będę się powtarzać.
Ten rok edukacji domowej zmienił moje myślenie o edukacji w ogóle, a o edukacji domowej w szczególności. Gdzieś we wrześniu usłyszałam historię o młodym Brytyjczyku, który nauczył się czytać dopiero mając 17 lat. . Jednocześnie chłopiec ten był genialnym skrzypkiem i całą swoją energię poświęcał właśnie na granie na skrzypcach. Odbierałam to jako niewiarygodną frasobliwość jego rodziców. Dzisiaj odbieram tę historię całkiem inaczej. Zastanawiam się, kto i na podstawie czego ma ustalać czego i kiedy mamy się uczyć. Szkoła jako taka, ze swojej natury, uśrednia i to nie tylko poziom, ale przede wszystkim treści – wszyscy uczą się tego samego w tym samym czasie. Jako nauczyciel matematyki zastanawiam się po co wszyscy licealiści mają zdawać maturę z matematyki. Po co taki genialny skrzypek ma tracić czas na ćwiczenie matematycznych zadań zamkniętych, czy nie lepiej by było, aby ten czas poświęcił na granie? Tylko dlatego, że aby grać w jakiejś filharmonii musi mieć skończone studia, a aby się na nie dostać musi mieć zdaną maturę (w tym tę z matematyki). Rok temu zupełnie inaczej myślałam, ale teraz to się zmieniło. Oczywiście wiem, że pewnego dnia z braku np. pracy może zechce przeskoczyć na politechnikę lub jakieś studia ekonomiczne. Ale powiem szczerze, że wszystkiego co mu będzie potrzebne, aby zacząć tam studiować jest w stanie nauczyć się w pół roku. Ja w ogólniaku miałam 6 godzin matematyki tygodniowo przez 4 lata, czyli grubo ponad 700 godzin. A na studiach matematycznych materiał z tych wszystkich lat klasy matematycznej został omówiony w trakcie 2 wykładów, czyli 4 godzin. Cała reszta szła w takim samym tempie. Więc moje stwierdzenie, że ktoś komu zależy jest w stanie opanować cały materiał ogólniaka w pół roku ma swoje podstawy. Zwłaszcza, że ten materiał jest zdecydowanie poobcinany w stosunku do poprzednich lat. I ja rozumiem, że to nie chodzi tylko o pojęcia, ale też o tzw. kulturę matematyczną, ale mimo wszystko, zmuszanie wszystkich do matury z matematyki uważam za przesadę.
Ciągle nurtuje mnie pytanie natury filozoficznej: dlaczego akurat tego mamy się uczyć, Anie czegoś innego? Jak widać, z tego co piszę, powoli zaczyna mnie uwierać gorset podstawy programowej, a może moje podejścia do niej.
Inną kwestią są sprawy wychowawcze. Jest to ta kwestia, która kieruje moje myślenie dalej niż szkoła podstawowa i z pewną nieśmiałością zaczynam zastanawiać się na ED w gimnazjum. Udało mi się wyrwać Agatkę z marazmu edukacyjnego, ale z drugiej strony nie chciałabym, aby wpadła w wyścig szczurów jak jej starsza siostra. Z jednej strony cieszę się z sukcesów Ani, ale z drugiej, kiedy widzę jak wielki jest koszt emocjonalny, który musi zapłacić to kroi mi się serce i zastanawiam się czy o to w życiu chodzi? Dzieciaki w wieku gimnazjalnym są tak niestabilne emocjonalnie, że wystawianie ich na takie próby wydaje mi się wprost nieludzkie. Więc może lepiej, żeby Aga uczyła się w domu, może dzięki temu będzie szczęśliwsza?
poniedziałek, 15 czerwca 2009
Po egzaminach
Aga z jednej strony założyła, że kiepsko jej pójdzie, a z drugiej bardzo jej zależało, aby poszło jej dobrze. I po egzaminie wyszła zapłakana, mimo, że wszyscy byli dla niej bardzo życzliwi. Pocieszaliśmy ją jak mogliśmy, więc kiedy w końcu przekonała się, że nikt nie ma do niej pretensji o ocenę, bo nam przecież zależy przede wszystkim na tym, aby ona się rozwijała, a nie natym jakie ma oceny, uspokoiła się i zadowolona zaczęła śpiewać o wakacjach.
Ale powiem szczerze, że z językiem polskim mam pewien problem. Zmagam się jak to wszystko ugryźć. Już wiem, że muszę do tego podejść inaczej niż w tym roku. Ciągle jeszcze do końca nie wiem jak. Ale na razie świta mi taki pomysł, aby potraktować oddzielnie gramtykę i literaturę. W przypadku gramtyki będziemy ściśle trzymać się podstawy programowej. Jeżeli chodzi o tzw. kształcenie literackie chyba potraktuje program trochę luźniej. Po prostu cały czas, gdy zajmowaliśmy się formalną nauką języka polskiego czułam, że zabiera nam to dużo czasu i energii, a mimo to z jednej strony nie czuję aby Aga czegoś konkretnego sie uczyła, a z drugiej nie zawsze sprawiało nam to przyjemność.
Czuję, że po tym egzaminie powinnam zrobić wszystko, aby Agatka nie znienawidziła czytania, pisania czy interpretowania przeczytanych tekstów. Kwestia przyjemności wydaje mi się tutaj kluczowa. Ania jest taka świetna w tej dziedzinie właśnie dlatego, że sprawia jej to nieukrywaną przyjemność.
Seminarium w Poznaniu
Cieszę się, że tam byłam, bo nie tylko, że wykłady były bardzo ciekawe – z gatunku tych, co to trafiają od razu, bo wydaje się, że wykładowca mówi o nas – ale jeszcze do tego spotkałam się ze znajomymi i poznałam osoby, które znałam dotąd tylko wirtualnie. Fajne spotkanie.
piątek, 12 czerwca 2009
Seminarium w Poznaniu
Powiem tylko tyle… człowiek słucha takie wykładu o traceniu czasu na bzdury i dokładnie wie… że to o nim. A potem wraca do domu i przyłapuje się, że nadal robi to samo. Trzeba brać się w garść i zacząć panować nad sobą w chwilach, gdy się ma ogromną ochotę na przepuszczenie czasu przez palce, aby zrobić coś co w ogóle nie jest istotne. Prawdę mówiąc już od jakiegoś czasu zapowiadam sobie, że wezmę się za siebie w tej kwestii, tyle, że zawsze ma to być od jutra. No i sama już nie wiem ile tych „jutro” już przeleciało. W każdym razie jak się zliczy te wszystkie godziny spędzone na serfowaniu po Internecie w nieznane, to będzie tego trochę. Co ja piszę? Trochę? Tego będzie dużo za dużo.
A tak poza tym, to miło było spotkać ponownie osoby, które już wcześniej poznałam osobiście oraz te, które znałam jedynie wirtualnie. Bo zainteresowanie seminarium było spore.
poniedziałek, 1 czerwca 2009
XV sesja Sejmu Dzieci i Młodziezy
wtorek, 12 maja 2009
Co czytać?
Wiek 8-10 lat:
Edmund de Amicis - SercePaul Berna - Rycerze Złotego Runa
Frances Hodgson Burnett - Tajemniczy ogród
J. Canfield, M. i P. Hansen, I. Dunlap - Balsam dla duszy dziecka
Roald Dahl - Matylda
Anna Kamieńska - Książka nad książkami
Rudyard Kipling - Księga dżungli
Eric Knight - Lassie, wróć!
Astrid Lindgren - Bracia Lwie Serce; Rasmus i włóczęga
Clive Staples Lewis - Opowieści z Narnii
Kornel Makuszyński - Szatan z siódmej klasy
Lucy M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza
Sempe, Gościnny - seria o Mikołajku
Anna Onichimowska - Dzień czekolady
Ida Pierelotkin - Ala Betka
Mark Twain - Przygody Tomka Sawyera; Królewicz i żebrak
Wanda Witter - Fotografia nieba
Wiek 10-12 lat:
Francesco d'Adamo - IqbalCharles Dickens - Oliver Twist; Opowieść wigilijna
Michael Ende - Momo
Antoine de Saint - Exupery - Mały książę
Ewa Grętkiewicz - Dostaliśmy po dziecku
Astrid Lindgren - Ronja, córka zbójnika
Witold Makowiecki - Diossos; Przygody Meliklesa Greka
Ferenc Molnar - Chłopcy z Placu Broni
Małgorzata Musierowicz - Noelka i inne tomy Jeżycjady
Jerzy Niemczuk - Opowieść pod strasznym tytułem
Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara
Katherine Paterson - Most do Terabithii
Michel Piquemal - Bajki filozoficzne
Eric Emmanuel Schmitt - Oskar i pani Róża; Dziecko Noego
Jerry Spinelli - Kraksa
J.R.R. Tolkien - Hobbit
José Mauro de Vasconcelos - Moje drzewko pomarańczowe
Jean Webster - Tajemniczy opiekun
Maciej Wojtyszko - seria o Brombie
Lemony Snicket - Seria niefortunnych zdarzeń
Wiek 12-14 lat:
H. Jackson Brown, Jr. - Mały poradnik życia
J. Canfield, M.V. Hansen, K. Kirberger - Balsam dla duszy nastolatka
Paulo Coehlo - Alchemik
Arthur Conan Doyle - Pies Baskerville'ów
Ursula K. le Guin - Czarnoksiężnik z Archipelagu
Barbara Kosmowska - Pozłacana rybka
Harper Lee - Zabić drozda
Dorota Terakowska - Córka czarownic
Anika Thor - Prawda czy wyzwanie
J.R.R. Tolkien - Władca pierścieni
Juliusz Verne - Tajemnicza wyspa
Beata Wróblewska - Jabłko Apolejki
książki popularnonaukowe
Edward de Bono - Naucz się myśleć kreatywnie
Tony Buzan - Rusz głową
Tadeusz Niwiński - Ja
niedziela, 10 maja 2009
Opinia z poradni PP
Na początku oczywiście mnie zatkało. Dla mnie (jak dla każdej mamy), Aga jest absolutnie nieprzeciętna, wyjątkowa, a jaka zdolna. Ale kiedy ochłonęłam z pierwszego szoku pomyślałam sobie, że to jest bardzo znamienne. Oto przeciętne dziecko, które dzięki indywidualnemu podejścia zaczyna się bardzo dobrze rozwijać, więc co by było gdyby było powyżej norm wiekowych, gdyby było trochę bardziej zdolne niż średnia krajowa? Widać tutaj wyraźnie jak bardzo system jaki mamy w polskiej (i nie tylko w polskiej) szkole, gdzieś przepuszcza przez palce możliwości dzieci. Ja nie twierdzę, że dzieciaki w szkole w ogóle nieczego się nie uczą - oczywiście uczą się. Ale o ile bardziej by się uczyły, gdyby były np. dużo mniejsze klasy.
Jeżli chodzi o nas, to wczoraj skończyłyśmy program historii i przyrody. Z tych przedmiotów zostały nam powtórki do egzaminów. Gdbyby nie grudniowo-styczniowa przerwa związana z egzaminami na I semestr, to pewnie skończyłybyśmy materiał szkolny w lutym, może w marcu. Dlatego zastanawiam się, czy w przyszłym roku nie warto egzaminów rozłożyć jakoś tak w czasie roku szkolnego. Czyli np. pozdawać te przedmioty wcześniej - zwłaszcza, że egzaminy mają być raz w roku. Ale to na razie pieśń przyszłości. Póki co czekają nas egzaminy - na poczatku czerwca + w połowie j.polski. A w poniedziałek zaniosę do szkoły wszystkie potrzebne dokumenty, aby dyrektor szkoły mógł wydać zgodę na ED w kolejnym roku szkolnym. Te wszystkie potrzebne dokumenty to: podanie, zobowiązanie do realizowania podstawy programowej, zobowiązanie do podejścia przez dziecko do rocznych egzaminów, opinia z przychodni PP. Marek żartuje, że mogę dołączyć jeszcze potwierdzenie Sanepidu o dobrych warunkach do nauki, potwierdzenie BHP o tym, że w domu są zachowane normy bezpieczeństwa. Potwierdzenie od psychiatry, że z moją głową jest wszystko w porządku. Potwierdzenie od pastora, że mam duchowe kwalifiakcje do bycia mamą. Zaświadczenie z pobliskiego sklepu, że robie zakupy i nie głodze dziecka. I zaświadczenie od weterynarza, że mój pies nie ma pcheł.;)
sobota, 9 maja 2009
Postcrossing - projekt geograficzny
czwartek, 30 kwietnia 2009
Różnorodne wątpliwości związane z ED - cz.1
Różnorodne wątpliwości związane z ED - cz.2
Różnorodne wątpliwości związane z ED - cz.3
Ciekawa jestem, jak sobie układają życie ludzie wyedukowani w domu teraz, we współczesności.
środa, 29 kwietnia 2009
Zjazd rodzin edukujących w domu
wtorek, 28 kwietnia 2009
Wielkanocna wycieczka
poniedziałek, 13 kwietnia 2009
Doskonały wykłada na temat kreatywności
wtorek, 7 kwietnia 2009
Poradnia PP
Nie byłam z nią, bo wczoraj moja starsza Ania poślizgnęła się idąc po schodach i rąbnęła z całej siły głową w metalową balustradę - rozcięła sobie łuk brwiowy i wylądowała w szpitalu z podejrzeniem wstrząśnienia mózgu. Byłam z nią w nocy - koszmar, człowiek patrzy na swoje nastoletnie dziecko, które pod wpływem wypadku nie wie jak się nazywa i nie rozumie co się do niego mówi. No ale dzisiaj już jest ok. Troszkę jest słaba, ale te wszystkie objawy wstrząśnienia ustąpiły. Chcę podziękować wszystkim naszym przyjaciołom, którzy modlili się za Anię tej nocy. Jutro, albo pojutrze zabieram ją do domu.
A wracając do Agataki i poradni. Okazało się, że w naszej poradniibadania takie są podzielone na 4 etapy. Czyli musimy pojawić się jeszcze trzy razy. Wiem, że gdzie indziej trwa to kilka godzin, ale za jednym zamachem. U nas krócej - i może lepiej, bo przynajmniej dzieciak nie jest przemęczony. Parę dni wcześniej, za radą jednej z mam ED, Marek wybrał się z Agatką do tej poradni i zaniósł "podstawę prawną" i jeszcze jakąś informacje o ED. I tutaj niespodzianka - okazało się, że pani pedagog zna zjawisko ED. Zna tzn. słyszała co nieco i to pozytywnie. Ciekawe, kim była ta osoba, która przy rejestracji prosiła, aby wszystko przynieść? No nieważne. W każdym razie z opowieści Agatki wiem, że badanie było bardzo sympatyczne i pani była bardzo miła. Mój mąż co prawda musiał popisać się znajomością takich informacji jak: czy dziecko urodziło się o czasie, ile dni było w szpitalu i ile ważyło, ile dostało punktów itd. I chociaż jest mężczyzną doskonale sobie z tym poradził. Ale na wszelki wypadek zanotował pytania i swoje odpowiedzi, aby je skonsultować ze mną. Bo któryż mężczyzna pamięta takie rzeczy i to po 11 latach ;)
wtorek, 17 marca 2009
Świetny artykuł
sobota, 14 marca 2009
Tomek na czarnym lądzie - wynalazcy i odkrywcy
A co robię? Oczywiście pytanie dotyczy Agatki. Otóż UCZYMY SIĘ. Na pewno nie odkryłam Ameryki. W każdym razie uczymy się właśnie o odkryciach w tym Ameryki właśnie i te historyczne tematy Agatka bardzo lubi bo kiedyś dawno, dawno temu dostała filmy z genialnej serii "Był sobie człowiek" o odkryciach właśnie. Obejrzała sobie te filmy wiele razy, więc kiedy przyszło co do czego miała już obraz całości. Mamy również filmy o wynalazcach z tej serii. Takze bardzo ciekawe.
poniedziałek, 23 lutego 2009
Ferie
czwartek, 12 lutego 2009
Badania histopatologiczne
niedziela, 8 lutego 2009
Król trędowaty
środa, 4 lutego 2009
Historia żółtej ciżemki
Przy okazji pooglądałyśmy sobie zdjęcia ołatarza Wita Stwosza, odkryłyśmy bogaty średniwieczny Kraków i bogatych wolnych chłopów.
Agatka natomiast stwierdziła, że to wstyd, że była w Berlinie, w Wenecji, a nigdy nie była w pradawnej stolicy Polski, w Krakowie. Musimy koniecznie to nadrobić.
niedziela, 1 lutego 2009
Olimpiada polonistyczna i metoda Domana
Potem okazało się, że chociaż Ania bardzo dobrze czyta, to mamy problem z głoskowaniem - bo ona uczyła się czytać globalnie (i tak jej zostało), a nie po literze. Ale dosyć szybko zaczęła pisać pamiętnik i przebrnęłyśmy dosyć łatwo przez trudności z pisaniem - i dzisiaj moja starsza córka z powodzeniem startuje w konkursach polonistycznych. Czy metoda Domana miała na to wpływ? Pośredni na pewno tak. Ania nigdy nie miała trudności z czytaniem i szybko zaczęła czytać teksty dotyczące spraw, które ją interesują. Zostało jej tak do dzisiaj - książki wypożycza na kilogramy, aż czasami jestem przerażona.
Agatki nie uczyłam tą metodą. Nie wiem czy był to brak czasu (bo niestety karty się poniszczyły w kolejnych przeprowadzkach i trzeba było zrobić nowe) - gdy uczyłam Anię, miałam tylko ją. W każdym razie cieszę się, że czuję taką wewnętrzną wolność, aby pozwolić Ani rozwijać się zgodnie z jej własnymi predyspozycjami i chociaż zmusiłam ją do pójścia do klasy matematyczno-fizycznej w gimnazjum, to już wtedy zrobiłam to tylko dlatego, że klasy te są na wyższym poziomie we wszystkich przedmiotach, nie tylko w matematyce i fizyce.
czwartek, 29 stycznia 2009
Lekcja gry na keybordzie
poniedziałek, 26 stycznia 2009
Ustawa o systemie oświaty
ust. 8 otrzymuje brzmienie:
„8. Na wniosek rodziców dyrektor odpowiednio publicznego lub niepublicznego przedszkola, szkoły podstawowej, gimnazjum i szkoły ponadgimnazjalnej, o której dziecko zostało przyjęte, może zezwolić, w drodze decyzji, na spełnianie przez dziecko odpowiednio obowiązku, o którym mowa w art. 14 ust. 3, poza przedszkolem, oddziałem przedszkolnym ub inną formą wychowania przedszkolnego i obowiązku szkolnego lub obowiązku nauki poza szkołą.”,
f) dodaje się ust. 10–14 w brzmieniu:
„10. Zezwolenie, o którym mowa w ust. 8, może być wydane, jeżeli:
1) wniosek o wydanie zezwolenia został złożony do dnia 31 maja;
2) do wniosku dołączono:
a) opinię poradni psychologiczno – pedagogicznej,
b) oświadczenie rodziców o zapewnieniu dziecku warunków
umożliwiających realizację podstawy programowej obowiązującej a danym etapie kształcenia,
c) zobowiązanie rodziców do przystępowania w każdym roku szkolnym przez dziecko spełniające obowiązek szkolny lub
obowiązek nauki do rocznych egzaminów klasyfikacyjnych, których mowa w ust. 11.
11. Dziecko spełniające obowiązek szkolny lub obowiązek nauki poza szkołą otrzymuje świadectwo ukończenia poszczególnych klas danej zkoły po zdaniu egzaminów klasyfikacyjnych z zakresu części podstawy programowej obowiązującej na danym etapie kształcenia, uzgodnionej a dany rok szkolny z dyrektorem szkoły, przeprowadzonych
zgodnie z przepisami wydanymi na podstawie art. 22 ust. 2 pkt 4 przez szkołę, której dyrektor zezwolił na spełnianie obowiązku szkolnego lub bowiązku nauki poza szkołą. Dziecku takiemu nie ustala się oceny zachowania.
12. Roczna i końcowa klasyfikacja ucznia spełniającego obowiązek szkolny lub obowiązek nauki poza szkołą odbywa się zgodnie z przepisami wydanymi na podstawie art. 22 ust. 2 pkt 4.
13. Dziecko spełniające obowiązek szkolny lub obowiązek nauki poza szkołą ma prawo uczestniczyć w szkole w nadobowiązkowych zajęciach ozalekcyjnych, o których mowa w art. 64 ust. 1 pkt 4.
14. Cofnięcie zezwolenia, o którym mowa w ust. 8, następuje:
1) na wniosek rodziców;
2) jeżeli dziecko z przyczyn nieusprawiedliwionych nie przystąpiło do egzaminu klasyfikacyjnego, o którym mowa w ust. 10 pkt 2 lit. , albo nie zdało rocznych egzaminów klasyfikacyjnych, o których mowa w ust. 10 pkt 2 lit. c;
3) w razie wydania zezwolenia z naruszeniem prawa.”;