niedziela, 28 lutego 2010

Święto losów

Wczoraj na całym świecie Żydzi obchodzili święto Purim – czyli po polsku Święto Losów.
Chociaż nie jesteśmy Żydami postanowiliśmy w tym roku dołączyć do społeczności żydowskiej i razem z nimi obchodzić to radosne święto. Chcieliśmy w ten sposób przybliżyć Agatce i sobie troszeczkę kulturę narodu wybranego, jakby nie patrzeć „starszego brata” chrześcijan.
Najpierw trochę poszukaliśmy informacji na temat tego święta – czego dotyczy? Jak je się obchodzi?
Jest to święto upamiętniające niemalże cudowne ocalenie Żydów z zagłady jaka była na nich szykowana w czasach, gdy mieszkali w wielkim królestwie Perskim. Zausznik króla Persji, Haman, postanowić zniszczył Żydów., lecz jego plany spełzły na niczym dzięki odwadze dwojga ludzi - żony króla, Estery i jej wuja Mordechaja. Haman i jego stronnicy zostali zgładzeni tego samego dnia którego mieli wymordować Żydów. Następny dzień, 14 adar stał się świętem.
W czasie święta, które ma charakter karnawału, ludzie przebierają się, rozdają sobie prezenty, ucztują, no i oczywiście czytają księgę Estery.
Myśmy także przebrali się: Marek za piłkarza, ja za „syrenkę” (hihihi – dodam, że była to syrenka nieco przy kości), a Agatka za modelkę. Zrobiliśmy sobie ucztę z pierogów i ciasteczek, co popijaliśmy totalnie niezdrową Coca-colą. A w czasie, gdy Marek czytał księgę Estery, przy imieniu Hamana robiłyśmy z Agatką dużo hałasu. Rozdaliśmy sobie też prezenty (liczba mnoga pokazuje, że każdy dostał kilka).
Potem graliśmy sobie w różne gry planszowe – dzięki czemu zapomniałyśmy o obowiązkach, zbliżających się egzaminach. Było nam po prostu ze sobą dobrze.
A w tym czasie nasza starsza córcia była na urodzinach u swojej koleżanki…. Estery.
O święcie Purym i innych ciekawych sprawach dotyczących społeczności żydowskiej można więcej przeczytać na portalu tej społeczności klikając tutaj
Dla mnie najciekawsze jest to, że chrześcijanin tak łatwo może wpasować się w to święto. Bo ono pokazuje, że Bóg z łatwością może wyratować nawet w sytuacjach, które wydaja się beznadziejne.

sobota, 27 lutego 2010

Cząsteczkowa budowa materii

Wtorek - to dla mnie taki cudowny dzień, kiedy nie chodzę do pracy (jestem zatrudniona w niepełnym wymiarze godzin) i dzięki temu mogę bardzo dużo zrobić z Agatką. Właśnie jesteśmy na etapie poznawania budowy materii, co jest bardzo ciekawe. Zrobiłyśmy troche doświadczeń (niektóre to po prostu modele).
A teraz oddaję oddaję głos Agatce:
Doświadczenia o oddziaływaniu międzycząsteczkowym
Agata Sumisławska
Doświadczenie I
  1. Do wąskiego słoika wsypaliśmy bułkę tartą i fasoli
  2. Zaznaczyliśmy poziom do jakiego sięgają flamastrem
  3. Po wymieszaniu poziom obniżył się o 2 cm.

Wniosek: Bułka tarta zajęła wolne przestrzenie pomiędzy ziarnami fasoli.
Doświadczenie II
2 kawałki różnych plastelin złączyłam ze sobą. Kiedy chciałam je oderwać, stawiły wyraźny opór, co potwierdza hipotezę, że w ciałach stałych, również istnieje oddziaływanie międzycząsteczkowe.
Doświadczenie III
Nasze doświadczenie polegało na tym aby sprawdzić czy istnieje oddziaływanie międzycząsteczkowe w cieczach.
Na początku rozgrzaliśmy metalowy drut nad świeczką i zrobiliśmy 2 dziurki w starej butelce szamponu.
Kiedy wlaliśmy do niego wody, strumyczki się jednak nie połączyły, choć były bardzo blisko siebie. To potwierdza fakt że oddziaływanie międzycząsteczkowe działa tylko w bardzo małej odległości.
Wtedy spróbowałyśmy drugi raz. Zakleiłyśmy jedną z dziurek i zrobiliśmy jeszcze jedną, dużo bliżej niż poprzednią. Tym razem nasze działania przyniosły pozytywny efekt – oba strumyczki połączyły się w jeden.
Dziękuję za obejrzenie moich doświadczeń. Zostały one wykonane jak najdokładniej. Zdjęcia wykonała Agata Sumisławska.

środa, 24 lutego 2010

wtorek, 23 lutego 2010

Edukacja domowa jest legalna

Dlaczego o tym piszę? Otóż niedawno miałam rozmowę z pewną osobą, którą bardzo szanuję, ale która zarzuciła mi „że opowiadam głupoty o ED”, konkretnie chodziło o to, że uczennicy zainteresowanej edukacją domową odpowiedziałam na jej pytania.

Więc napisze jeszcze raz:


  1. Edukacja domowa w Polsce jest legalna. Co prawda nazywa się spełnianiem obowiązku szkolnego poza szkołą – tym niemniej zgodnie z Ustawą o systemie oświaty z dnia 19 marca 2009 roku art. 16 ust. 8 do 14 jest legalna i już. Rodzice i dziecko muszą co prawda spełnić pewne warunki jednak to nie zmienia istoty rzeczy.


  2. Edukacja domowa jest bardzo skuteczna i to pod wieloma względami. Rozpisywałam się już o tym wcześniej, więc teraz króciutko – uczniowie domowi generalnie mają lepsze wyniki testów, są bardziej samodzielni i lepiej radzą sobie w sytuacjach problemowych (to badania amerykańskie) – wcale mnie to nie dziwi. Dziecko w ED może zawsze zadawać pytania, na które prawie zawsze dostanie odpowiedź i jeśli ta odpowiedź nasunie mu kolejne pytanie to może je także zadać.

Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że niektóre szkoły nie są gotowe na przyjęcie takiego dziecka w „swoje progi” – powody mogą być różne np. strach, brak zaufania do metody itd. Ok., ich prawo. Ale z drugiej strony całkiem niezrozumiały dla mnie jest strach przed tym, że dziecko nie zda. Przecież to rodzice i uczeń biorą na siebie tę odpowiedzialność, a nie szkoła. Chcą zaryzykować? Ich sprawa.

Szkoły też nie muszą się obawiać, że może się okazać iż są zbędne, a nauczyciele niepotrzebni. W Polsce absolutnie Wam (Nam) to nie grozi. Bo na dzisiaj mamy może 100 takich dzieci, a nawet jeśli dojdziemy do tych 2-3% jakie mają Amerykanie, to i tak jest to kropla w morzu, nie mająca wpływu na całokształt szkolnictwa – jednak dla poszczególnych rodzin ED jakże ważna.

poniedziałek, 15 lutego 2010

Prace plastyczne

Umówiliśmy się ze szkołą w Krzyżówkach, że będziemy robić w domu prace plastyczne, które oni później ocenią i w ten sposób Agatka będzie miała ocenę z plastyki. Ta ocena nie jest mi specjalnie potrzebna i gdyby sie okazało, że Aga w ogóle, ale to w ogóle zapiera się okoniem przeciwko plastyce, to trudno tej oceny nie będzie. Ale z drugiej strony może świadomość, że będzie oceniana zmobilizuje ją jednak do jakiejś działalności artystycznej.
Agatka ma problem z zabraniem się za rysowanie, czy inne takie rzeczy z tego powodu, że jej starsza siostra jest bardzo utalentowana w tym kierunku i w tej chwili uczy się w Liceum Plastycznym. Moja abitna Agusia nie chce porównania (którego sama dokunuje), bo zawsze wyjdzie na straconej pozycji.
Ale lekko przymuszona zaczęła robić różne rzeczy - pomsły technik oczywiście moje.
W każdym razie zaczęłyśmy od scrapa. Scrap ma to do siebie, że nawet jak się zepsuje to można coś dokleić i poprawić. Agatki praca jest naprawdę bardzo ładna. Pomysł, aby była to praca z wersetem był mój, duże cięcia nożem też moje, ale cała reszta, od wyboru kolorystyki, wycinaków, gadżetów, podoklejania - to zasługa Agatki. A efekt jest naprawdę fajny:


Następną pracę był lampion. Znalazłyśmy gdzieś projekt czegoś takiego. Też bardzo ładnie wyszedł.Tutaj Agatka w trakcie pracy.


A tutaj już gotowy lampion, co prawda bez zapalonej w środku, ale też wygląda ciekawie.


A poniżej mamy kolejne próby poznawania się ze sztuką. Tym razem uczyłyśmy się perspektywy - jak pouczyła mnie moja Ania - liniowej, bo istnieją także inne.

Błogosławione ferie

W naszym województwie już dawno zapomnieliśmy o feriach zimowych, bo mieliśmy je jako pierwsi. Ale chcę o nich wspomnieć, gdyż postanowiłam, że będzie to czas takiej „normalnej” edukacji domowej, bo przecież byłam w domu. Oj cudownie było – no prawie. Zaczynałyśmy rano i wczesnym popołudniem Aga miała zrobione wszystkie „zadania obowiązkowe”. Muszę powiedzieć, że nawet się nie buntowała, że oto jej koleżanki mają ferie, a ona musi się uczyć. Było to dla niej normalne.
Ale, żeby nie było, że tylko się uczyła – pewnego dnia moja przyjaciółka zabrała Agę wraz ze swoją córeczką na lodowisko. Dlaczego nie zrobiła tego mama? No cóż…. Wstyd się przyznać, ale mama nigdy nie miała łyżew na nogach. Dziewczynki były przeszczęśliwe i obiecały sobie, że to nie ostatni raz.


Niestety zapomniałyśmy o tym, że Agatka ma za dwa dni mieć robioną biopsję z nóżki (coś tam jej wyskoczyło i sterczy), więc z powtórki wyszły nici. Poza tą jedną planowaną wizytą w szpitalu, dwa dni później zaliczyłyśmy szpital po raz kolejny. Agatkę dopadł jakiś wirus żołądkowy i wylądowała pod kroplówką. Brr… Jak widać, człowiek strzela, ale to Pan Bóg kule nosi – nasze plany zostały troche pokrzyżowane. Ale I tak był to bardzo dobry czas. Pracując z Agatką odpoczywałam.