piątek, 24 grudnia 2010

Z życzeniami światecznymi

Życząc czytelnikom mojego bloga wszystkiego najlepszego z okazji Świąt Bożego Narodzenia, chciałabym podzielić się czymś co znalazłam gdzieś w zasobach internetu:

Mikołaj mieszka na Biegunie Północnym ...
Jezus jest wszędzie.

Mikołaj jeździ sani...ami
Jezus Chodzi po wodzie

Mikołaj jest, ale raz w roku ...
Jezus jest zawsze obecny .

Mikołaj przynosi prezenty ..
JEZUS dostarcza wszystkie potrzeby

Mikołaj wpada przez komin nieproszony...
Jezus stoi u Twoich drzwi i puka, a następnie wnika do serca, gdy go zaprosisz .

Trzeba czekać w kolejce, aby zobaczyć Mikołaja ...
Jezus jest zawsze blisko Ciebie

Mikołaj pozwala siedzieć na kolanach ...
Ty możesz zanurzyć się w ramiona Jezusa

Święty Mikołaj nie zna twojego imienia, co może tylko powiedzieć to: "Cześć mały chłopiec czy dziewczynka, jak masz na imię?" ...

JEZUS wiedział o naszym imieniu przed nami. Nie tylko zna nasze imię i nazwisko, zna nasz adres, On zna naszą historie i przyszłość a nawet zna ilość włosów na naszej głowie.

Święty Mikołaj ma brzuch jak miska z galaretka ...
Jezus ma serce pełne miłości.

Jedynie co Mikołaj może zaoferować to Ho Ho Ho ...
Jezus oferuje zdrowie, pomoc i nadzieję miłość i życie wieczne .

Mikołaj mówi "lepiej nie płacz" ...
Jezus mówi: "oddaj wszystkie swoje troski na mnie bo mnie zależy na tobie".

Mali pomocnicy Świętego Mikołaja zrobią zabawki ...
Jezus czyni nowe życie, naprawia zranione serca, naprawia rozbite rodziny

Mikołaj może spowodować uśmiech ale ...
Jezus da Ci radość na całe życie

Podczas gdy Mikołaj kładzie prezenty pod drzewa ...
Jezus stał się naszym darem i umarł na drzewie czy przyjąłeś ten prezent od niego ?

Z Kim kojarzą Ci się święta Bożego Narodzenia ?
Nie bądź dzieckiem ,nie wierz w Bajki lecz zapoznaj się z Jezusem..
Zatrzymaj się i pomyśl kim dla Ciebie Jest Jezus

czwartek, 23 grudnia 2010

Koniec roku 2010

Jeszcze trochę dni zostało do końca roku, ale już czuję jego oddech na karku. Za miesiąc Agatka będzie zdawała egzaminy końcowo-roczne z  4 przedmiotów: informatyki, geografii, historii i fizyki. Informatykę i geografię już skończyłyśmy, trzeba jeszcze tylko powtórzyć. Z historii i fizyki został nam jeden dział.  Zdążymy. Fizyka idzie nam trochę pod górkę, zwłaszcza, że jestem zwolenniczką zastosowania swojej wiedzy i próbuję nauczyć Agatkę nie tylko rozwiązywania zadań, ale rozwiązywania ze zrozumieniem. Nie jest to proste, zwłaszcza gdy odbywa się po raz pierwszy. Historia stała się ulubionym przedmiotem naukowych zainteresowań Agatki, a to dlatego, że bardzo wiele rzeczy uczymy się po raz drugi tyle, że w szerszym kontekście. 

Oczywiście nie spędzamy czasu tylko nad książką. Były przygotowania do Świąt - niezbyt wielkie - lubię święta, ale nie cierpię tłoku w sklepach, więc wiele rzeczy kupiłam wcześniej i pomroziłam, a jutro tylko wyjmę i podgrzeję.

Był też wyjazd do Gdyni na chrzest Ani. Moje starsze dziecko zdecydowało się przyjąć chrzest, z czego osobiście bardzo się cieszę, jako że była to jej własna decyzja. My ani nie namawialiśmy, ani nie odradzaliśmy. 

Wczoraj Ania przyjechała z Gdyni do nas do Warszawy, tak więc święta spędzimy razem. A ponieważ nie jestem fankom wielkiego sprzątania i gotowania świątecznego, a jedynie dobrej atmosfery w czasie świąt, dlatego też poszłyśmy sobie we dwie do Muzeum Narodowego. Wow.... muszę tam pójść z Agatka. Po prostu muszę. Co prawda spodziewam się, że Aga nie będzie piała z zachwytu na widok obrazów Gierymskiego czy Fałata, ale chciałabym aby po prostu zobaczyła. Jest to jeden z  pierwszych punktów mojego planu na przyszły rok.

niedziela, 5 grudnia 2010

Bardzo ciekawa strona

Tutaj możecie znaleźć bardzo ciekawą stronę dotyczącą edukacji domowej. Są tam wspomnienia mamy i syna, który już obowiązkową edukację zakończył. Trochę przydatnych rad. Jednym słowem osoby zainteresowane edukacją domową będzie to inspirująca lektura.

czwartek, 2 grudnia 2010

Nauka z pasją

Od dłuższego czasu Agatka bardzo lubi robić różne graficzne rzeczy na komputerze. (Właściwie zaczęła mając 3 lata bawiąc się paint'em ;)) Przed wakacjami kolega z podwórka (w Gorzowie) pokazał jej program GIMP do obróbki zdjęć. Agatce bardzo się spodobał, a ponieważ jest darmowy, ściągnęła go sobie z internetu i przerabiała obrazki, używając przy tym tylko i wyłącznie swojej intuicji, bo żadnego przewodnika po GIMP-ie po polsku nie znalazła. 

W czasie moich ostatnich rozmyślań o edukacji doszłam do wniosku, że fajnie byłoby znaleźć taki obszar, który by był jej pasją. Stwierdziłam, że może to być właśnie coś z grafiki komputerowej. Dlatego też wybraliśmy się z Markiem do księgarni i znaleźliśmy piękny przewodnik po GIMP-ie. Kolorowy, z mnóstwem zdjęć i płytą. Najpierw chcieliśmy zrobić z niego prezent na Boże Narodzenie, ale zrezygnowaliśmy. Po co książka ma się kurzyć przez jeszcze 3 tygodnie, skoro może być przydatna już dzisiaj. Więc daliśmy ją Agacie wczoraj wieczorem. Takiej radości nie widziałam dawno. Aga porwała książkę i popędziła do komputera. Natychmiast zaczęła ją czytać, próbować wykonywać różne zadania. Na razie te najprostsze, ale idzie dalej. Widać, że robi to z pasją - i o to chodziło. A efekty można zobaczyć na jej GIMP-owy blogu. Bo Agatka jest taka, że jak coś ją fascynuje to musi się tym podzielić z innymi.

środa, 1 grudnia 2010

Odszkolnienie

Od ostatniego mojego postu chyba trochę się zmieniło we mnie samej. Poczytałam sobie jeszcze trochę artykułów i w końcu doszłam do wniosku zaprezentowanego przez jego autora - Czy to nie jest niemoralne, że rodzic musi prosić państwo i jego urzędników o pozwolenie na to, aby sam uczył swoje dzieci? Czy to nie jest niemoralne, że państwo zmusza rodziców do oddania swoich dzieci na wiele godzin, dzień w dzień, przez wiele lat? I kiedy zadałam sobie te pytania i na nie odpowiedziałam zeszła ze mnie presja, uff....

Osoby uczące w domu mówiły mi, że odszkolnienie trwa jakieś pół roku. Mi zabrało to dwa lata. I nie chodziło od odszkolnienie Agi, ale mnie samej, moich myśli, wewnętrznych przekonań itd. Gdzieś podświadomie rozpoczęłam rywalizację z systemem szkolnym - nie uświadamiałam sobie tego, ale teraz widzę to wyraźnie. Jakbym bała się przegrać - a zwycięstwo miało oznaczać, że nauczyciele na egzaminie będą zachwyceni poziomem wiedzy Agi. Brr... Oczywiście, Agatka uczy się w domu nie z tego powodu, abym mogła coś szkole pokazać, ale ta chęć udowodnienia jednak istniała, a może nie tyle chęć udowodnienia, co strach przed porażką. I właśnie to wywierało na mnie straszną presje, którą odczuwała także Aga. Nie wiem, czy fakt bycia nauczycielem (i to z rodziny w której jest bardzo dużo nauczycieli) spowodował tak mocno mnie trzymał. Czy może przykład starszej córki, która dzięki swojej naprawdę dużej wiedzy i świetnym ocenom miała wybór i do każdej szkoły w Polsce zostałaby przyjęta? Ale czy to stanowi o szczęściu? O spełnieniu w życiu? Moja głowa mówi "oczywiście, że nie", ale jak to powiedział pewien hinduski filozof "serce ma powody, których rozum nie zna".

Kiedy sobie to uświadomiłam całe napięcie zeszło. Bo co się stanie jeśli nawet coś tam Agatce nie pójdzie w czasie egzaminów? Albo jeśli nawet będzie miała same dopuszczające? Albo jeśli nie zdążymy wszystkiego "przerobić" przed egzaminami? Nic, zupełnie nic. Byleby się rozwijała, byleby była szczęśliwym i dobrym człowiekiem, byleby była odpowiedzialna i życzliwa. Zatem pracujemy dalej, nadal korzystamy z podręczników, ale od dwóch dni mam w sercu pokój. Bo chociaż zaliczona matura na 100% jest sukcesem, to jednak nie gwarantuje, że człowiek znajdzie swoje miejsce w świece, w którym będzie szczęśliwy i spełniony.

poniedziałek, 29 listopada 2010

Jak uczyć w domu - artykuł

Dzięki blogowi HSLinum dotarłam do bardzo ciekawego artykułu dotyczącego Edukacji Domowej, a właściwie praktycznego podejścia do ED. Poruszony w artykule temat spędza mi sen z oczu - bo ja ciągle nie wiem, jak uczyć, aby dla Agi było to przyjemne, aby nie zniechęcić jej do nauki. Cały czas żyję pod presją egzaminów, materiału, podręczników. Nauka pod egzamin zabiera nam bardzo dużo czasu i energii.

Co prawda zabrałam Agatę ze szkoły "aby się uczyła" - bo niestety środowisko szkolne w jej przypadku nie było sprzyjające tego rodzaju aktywności - i dopięłam swego, Agata się uczy, widać także to, że wielu rzeczy, które były w podstawówce, a które teraz powtarzamy nie musi się uczyć, bo już po prostu umie, wie jak się uczyć, a do tego polubiła czytanie - ale mimo tego, że cel osiągamy ciągle nie daje mi spokoju fakt, że jest w tej nauce sporo przymusu, a mało radości. Myślę sobie, że chcę, aby moje dziecko nauczyło się dyscypliny, a także, aby ominęły ją rafy cwaniactwa tak pięknie kształconego w większości szkół, ale chcę także, aby miała pasję poznawczą i.... nie wiem jak to zrobić.

Póki co odeszłyśmy od fiszek, które przez ostatnie 2 lata towarzyszyły zdobywaniu wiedzy. Do każdej lekcji z historii i  przyrody przygotowywałam karteczki z pytaniami. Aga w tekście szukała odpowiedzi na te pytania, zapisywała je z drugiej strony, a potem ja to sprawdzałam, aby ona mogła się nauczyć. Było to dosyć dobre, bo pozwalało pięknie powtórzyć materiał przed egzaminami. W tym roku w tej kategorii przedmiotów jednak mamy biologię, chemię, fizykę, geografię i nawet pewne teoretyczne zagadnienia z informatyki. Co prawda chemię i biologie zostawiłyśmy sobie na drugi semestr i jeszcze nie tknęłyśmy ich, ale mimo wszystko odkryłam, że wypełnianie fiszek zajmuje nam bardzo dużo czasu (więcej niż w SP, bo materiału jest sporo więcej), więc spróbowałyśmy inaczej - po prostu Aga zakreśla ważne wg. niej informacje w książce kolorowym flamastrem. Trochę musiałam przełamać swoje przekonania wpojone w dzieciństwie, że po książce (a zwłaszcza po podręczniku) się nie rysuje, nie pisze itd. Przyznam, że przyszło mi to z trudem, ale zaoszczędziłyśmy sporo czasu. I okazało się, że Aga jest w stanie się z tak pokreślonej książki uczyć (prawdę mówiąc, ona bardziej broniła się przed nowym podejściem niż ja, bała sie, że nie da rady). Ale i tak ogrom tego, co trzeba zrobić "do egzaminu" przygniata mnie. Może też trochę z tego powodu, że cały czas gonimy stracony czas, bo Aga miała od połowy września do listopada "ferie" przeprowadzkowo-remontowe?

W artykule, o którym mowa, autor stwierdza, że materiał szkolny jest przeładowany. Gdy byłam czynnym nauczycielem słyszałam o tym, ale jakoś tak wydawało mi to się trochę przesadzone. Bo przecież jak zawsze się wyrabiałam z tzw. materiałem. Ale czy to znaczy, że uczniowie się naprawdę nauczyli? Trochę tak, trochę nie. Tak naprawdę to oznaczało, że udało mi się na czas opowiedzieć im o tym, co miałam do opowiedzenia,  wytłumaczyć to co  było do wytłumaczenia, poćwiczyć z nimi trochę. Niektórym udało się opanować wszystko na dany moment, niewielu utrwalić w taki sposób, że dali kilka miesięcy później byli w stanie sobie coś przypomnieć, ale zawsze zaskakiwali mnie ci uczniowie, którzy po wakacjach twierdzili, że nigdy w życiu nie widzieli czegoś, czego wcześniej ich uczyłam. Czyli tak naprawdę nie poznali tych treści trwale. Teraz gdy Aga przeszła już do gimnazjum widzę jak wiele jest materiału już na tym poziomie. Zastanawiam się "po co"? Po co komu materiał, którego większość uczniów nie jest w stanie tak naprawdę opanować? Kiedy mówię opanować, to mam na myśli naprawdę zrozumieć, zapamiętać, potrafić zastosować - z ewentualnymi drobnymi błędami (czyli po szkolnemu tak na 4). Materiał jest taki, że większość naszych uczniów kończy edukacje (a najpierw trwa w niej przez wiele lat) z poczuciem porażki i doskonałą zdolnością ukrywania się za plecami kolegów, udawania, że się umie, modlenia się "oby mnie nie zapytała", udawania złego samopoczucia, aby nie pójść do szkoły itd. Ja wiem, że są wybitne dzieci (takie jak moja Ania), które są w stanie to opanować i do tego zapisać się na 4 kółka pozaprzedmiotowe i dwa przedmiotowe, bo akurat interesuje je starożytna greka czy historia sztuki, ale większość niestety jest poza tym małym gronem. To może niech to grono robi sobie pewne rzeczy (wybrane przez siebie) w "zakresie rozszerzonym", a inni niech mają szansę wygrać w zawodach niższej rangi, ale niech mają poczucie, że coś potrafią.

Zastanawiam się też na co komu 2 języki w gimnazjum - przy czym ten drugi język jest 2 godziny tygodniowo?  Aby później uczeń mógł sobie lody kupić w sklepie? To rozmówki już do tego nie wystarczą? Prawdę mówiąc uważam, że dużo lepsze byłoby dołożenie tych 2 godzin do tego pierwszego języka, aby dzieciaki naprawdę się go nauczyły i miały go codziennie, niż forsowanie drugiego języka nie wiadomo po co, bo czegoż można nauczyć się przez 2 godziny w tygodniu? (Oczywiście znowu z moich rozważań wykluczam dzieci bardzo zdolne, dla których dwa czy trzy języki to żaden problem). 

My uczymy się niemieckiego i angielskiego. Zauważyłam, że kiedy zabrałyśmy się za niemiecki, to niestety zaniedbujemy angielski, który Aga już jako tako opanowała, mimo że coś tam robimy i w tym kierunku, to jednak widzę, że cofamy się i nie bardzo wiem, co mam z tym zrobić.

Eh, jednym słowem frustracja...

niedziela, 28 listopada 2010

Wizyta w Kancelarii Premiera

Pod koniec listopada Kancelaria Premiera urządziła drzwi otwarte dla publiczności. Dowiedziałam się o tym z portalu Facebook. Ponieważ odbywało się to wszystko w sobotę zmusiłam rodzinę (a w szczególności Agę) do wzięcia udziału w tym przedsięwzięciu. Generalnie rodzina nie lubi być o niczego zmuszana, ale tym razem byłam nieugięta - idziemy i już.

Sam dojazd do alei Ujazdowskich był dobrą wycieczką, bo jechaliśmy autobusem. Okazało się, że można od nas tam dojechać jednym środkiem komunikacji (tak przy okazji, Warszawa ma bardzo dobrze opracowaną stronę komunikacji miejskiej - wystarczy podać, gdzie się jest i dokąd chce się dojechać i otrzymujemy informacje z jakiego przystanku musimy wyjechać, ile zajmie nam dojście, gdzie musimy się przesiąść i ile przystanków jechać. Do tego mamy wgląd do planu miasta z wyrysowaną trasą - w moim przypadku bardzo często korzystam z tej strony i dzięki temu nie czuję się zagubiona w tym jakby nie patrzeć wielkim mieście).

W kancelarii bardzo miło przyjęła nas urzędniczka i eleganccy panowie w mundurach wojskowych.  Grupa ok 20-30 osób weszła przez bramki z czujnikami. Potem okazało się, że cała wycieczka była bardzo ciekawa. Urzędniczki były naprawdę dobrymi przewodnikami, ciekawie i ze swadą opowiadały o przeznaczeniu wielu pomieszczeń. Aga mogła sobie posiedzieć chwilę na miejscu pana premiera w sali posiedzeń rządu. Byliśmy w salach, które znamy z telewizji, a więc w sali kominkowej, gdzie premierzy wygłaszają oświadczenia i w sali, gdzie odbywają się konferencje prasowe. W tejże sali spotkaliśmy się z panem Pawłem Grasiem, który ciekawie odpowiadał na zadawane przez nas pytania.







Przyszły premier?
Czyżby Aga miała konkurencję do tego fotela w osobie swojego taty? ;)
Dla całej naszej trójki było to bardzo ciekawe - zobaczyliśmy nie tylko budynki, ale normalnych, żywych i życzliwych ludzi. 

Śnieg w Warszawie

Jaka piękna jest Warszawa.... chyba każdy zna ten wiersz.

A dzisiaj szczególnie jest piękna, bo jesienną szarość przykrył śnieżny puch. Dlatego też wybraliśmy się do lasu, a las Kabacki mamy bardzo blisko naszego miejsca zamieszkania. Można powiedzieć, że mieszkamy prawie przy lesie. W lesie było bardzo dużo ludzi, niektórzy biegali, inni spacerowali, ale wszyscy zadowolenie, że spadł śnieg, że jest cisza. Trochę porzucaliśmy się śnieżkami, zakłócając tę ciszę, ale co tam....

 Potem wróciliśmy do domu i ... zaczęliśmy przygotowywać święta. Wiem, wiem, że to jeszcze trochę czasu, ale postanowiłam nie robić niczego na wariata i wszystko przygotowywać powoli, i powoli też nasiąkać atmosferą świąt.. Tak po amerykańsku - czyli patrzę do przodu, przygotowuję się i czekam. Potem jak to minie, znowu patrzę do przodu na następne wyzwania. Z tego też powodu kupiliśmy Pierwszy raz w życiu sztuczną choinkę, aby trochę przed świętami była już gotowa i nie sypała igłami w samą wigilię. Choinka już stoi i czeka - jeszcze nie udekorowana, ale daje już poczucie, że zaraz, jeszcze troszeczkę i wszystko się zacznie. To co jest gotowe, to wieniec adwentowy. Zrobiony przeze mnie z prawdziwych gałązek sosny. Wyszedł trochę koślawy, ale jest.

Co jeszcze jest prawie gotowe - listy do "św. Mikołaja". Oczywiście w mojej rodzinie nikt już nie wierzy, że to święty Mikołaj przynosi prezenty (nie wiem czy kiedykolwiek wierzyli), ale poprosiłam wszystkich, aby taki list napisali, będzie łatwiej trafić w coś, co dana osoba by chciała.

W tym roku przygotowuję się do świąt zgodnie z kalendarzem poleconym przez znajomą z facebooka. Można go znaleźć klikając TUTAJ

Do Pani Izy z Ursynowa

Witam serdecznie
Bardzo proszę o kontakt ze mną: e-mail: wyspaskarbow1@o2.pl - to się umówimy i pogadamy o ED. 

czwartek, 18 listopada 2010

Czym są bajki i czego uczą?

Dzisiaj na polskim przerabiałyśmy "Co starają się nam przekazać bajki". Z tej okazji, jakby to nazwała mama - napisałam krótki tekst na ten temat.

Agata Sumisławska
Czym są bajki i czego uczą?

Bajki to krótkie opowieści, przez które autor stara się przekazać wartości oraz zachęcić do zmiany postawy. Bajki zawierają morał, czyli pouczenie, które czytelnik powinien wprowadzić w swoje życie. Uczą jak postępować, jaką mieć postawę. W wielu postacie ludzkie wchodzą z skóry zwierząt, aby ułatwić nam odczytanie o co chodzi autorowi. Bardzo dobrym tego przykładem są wiersze Ignacego Krasickiego, na przykład „Pan i Pies”, „Jagnię i Wilcy”.
Wymienione powyżej bajki uczą o tym że wiele razy osoby niewinne zostają karane przez te o dużej władzy „za nic”, lub za coś za co powinny zostać wynagrodzone, druga bajka mówi o napaści na osobę bezsilną przez kogoś o większej sile. Czyli krótko mówiąc bajki przekazują to że wiele razy jesteśmy niesprawiedliwi, nieuczciwi i zwyczajnie chamscy.

środa, 17 listopada 2010

Zdjęcia z Powązek

Dzisiaj był kolejny dzień, jak każdy. Wypróbowałyśmy tą metodę bez fiszek i jest mniej pisania, ale można też się doszukać minusów - ale w końcu nawet fiszki je miały :)
W poprzedniej notce mama pokazała Wam zdjęcia nocą pałacu prezydenckiego i bramy na Cmentarzu w Powązkach, a ja uzupełniam jej post, pokazując Wam moje art fotki.





Maraton w biegach

Cmentarz

Jako dawna morska harcerka, szczególnie na to zwróciłam uwagę


wtorek, 16 listopada 2010

Starówka nocą

Dzień przed Świętem Niepodległości wybraliśmy się na warszawską starówkę. Chciałam zobaczyć iluminacje na ścianach pałacu prezydenta, ale niestety ich nie było. Za to pałac i wiele innych budynków było pięknie oświetlonych. Mimo późnej godziny (do domu wróciliśmy po północy) po ulicach spacerowało bardzo dużo ludzi. Tylu, że aż byłam zaszokowana - jakby to nie była noc, ale dzień. Poniżej wrzucam zdjęcia - chyba każdy wie, jakie budynki przedstawiają.
Przed Pałacem Prezydenckim
Zamek Królewski



Na drugi dzień poszliśmy sobie na stare Powązki. Taki dzień zadumy i wspomnienia, że to co mamy teraz zostało nam przygotowane przez tych, którzy byli przed nami. 

Brama na cmentarz Powązkowski
Idąc na Powązki (tramwaje nie jechały ;(  kibicowaliśmy uczestnikom biegu niepodległościowego.  Przeżyłam swego rodzaju kulturowy szok - wzdłuż trasy było bardzo dużo ludzi i bez względu na to, kto biegł wszyscy byli oklaskiwani i wszystkim kibicowano. Bardzo sympatycznie.

6 godzin nauki, czyli krok do przodu

Tym razem to nie mama ale ja piszę :) Warto by się w takim razie na początek krótko przedstawić - mam na imię Agata, mam 13 lat. Jak już wiecie z ostatniego posta mamy uczę się w domu i od niedawna zamieszkuję Warszawę. Postanowiłyśmy razem prowadzić bloga, mimo że w większej części należy od do mamy - ja mam własny :)

Od niedawna pracujemy w nowym systemie. Polega on na uczeniu się 6 godzin dziennie. Bardzo mnie to motywuje do nauki, nie chce mi się obijać, gdyż każda przerwa (nawet najkrótsza) nie jest wliczana do tego czasu. Przez 6 godzin czysto się uczę. Na razie idzie dobrze, bardzo się staram.
Niedługo chcemy również spróbować moich sił w nauce bez fiszek, gdyż uzupełnianie (i przygotowywanie) ich zajmuje bardzo dużo cennego czasu.
Staramy sobie zorganizować również wf, ale szczerze powiedziawszy nie bardzo nam wychodzi, gdyż jestem chora, nie mogę więc iść na basen i biegać w dresie po uliczkach Kabat.

Staramy się również poznawać miejsce naszego zamieszkania - byłyśmy już na Powązkach oraz widziałyśmy maraton w biegach na rolkach i rowerach. Powiem Wam że zgadzam się z tym że Warszawa jest piękna i tępię informacje o tym jaka to ona straszna i zasmolona.

Las Kabacki

Osiedle koło nas
Te zdjęcia zrobiłam kiedy w końcu kupiłam sobie własny aparat, na naszym zarazem pierwszym wspólnym spacerem po okolicy.

Trochę o nas

Dla większości rodziców edukacja ich dzieci jest bardzo ważną kwestią. My jesteśmy jedną z tych nielicznych w Polsce rodzin, które edukację swojej młodszej córki wzięli w swoje ręce. Aga trzeci rok nie chodzi do szkoły i uczy się w domu. O tym dlaczego i jak to się stało można przeczytać na moim "starym" blogu klikając tutaj

Niedawno przeprowadziliśmy się z Gorzowa Wielkopolskiego do Warszawy, ale nadal kontynuujemy naukę w domu. Zmiana jest duża dlatego postanowiłam "na nowej drodze życia" pozmieniać trochę drobnych rzeczy. Bo skoro już zmieniłam miasto, mieszkanie, pracę (czyli w tej chwili nie pracuję), kościół, moja starsza córka przeprowadziła się do Gdyni, a młodsza jest już w gimnazjum, to przy tych wielkich zmianach mogę zmienić też mniejsze rzeczy takie jak zegarek czy .... adres bloga. 

Ten blog będzie trochę inny niż mój poprzedni ponieważ będę w nim także pisać o poznawaniu Warszawy - jako ktoś kto w kwiecie wieku przybył do tego miasta. Powiem od razu, że nigdy nie chciałam mieszkać w Warszawie. Młodość spędziłam w Trójmieście i zawsze tęskniłam do tego miejsca. Ale teraz zaskakuję samą siebie. Już pierwszego dnia poczułam się w Warszawie jak w domu i czuję się tutaj jak najbardziej na miejscu.  Nie chcę patetycznie pisać "zakochałam się w Warszawie" - ale tak to wygląda. To miasto jest niesamowite - zwłaszcza jak się pomyśli, że odrodziło się jak feniks z popiołów. 

Przewaliłam całego mojego starego bloga tutaj, aby mieć wszystko razem. Każdego, kto ma ochotę czytać starsze posty,  zapraszam do czytania.

niedziela, 15 sierpnia 2010

"Stabilizacja" - czyli wszystko jak zawsze

Niektórzy z rodziców tęsknią już do września, bo wtedy wszystko wskoczy w swoje tryby i wróci do normy. Ja też czekam, ale moja stabilizacja, jest zaprzeczeniem wszelkich istniejących stabilizacji. Nas jak zwykle czekają zmiany i to duże, bardzo duże.

Po pierwsze Ania wyjeżdża do szkoły do Gdyni. Stwierdziła, że nie wiąże swojej przyszłości ze sztuką i pożegnała się z Liceum Plastycznym. Ja natomiast stwierdziłam, że skoro tak, to powinna zacząć liceum od klasy pierwszej, gdyż oni w plastyku, byli bardzo daleko z materiałem (pod koniec roku byli gdzieś tam, gdzie licea były w listopadzie), mając dużo mniej godzin przedmiotów ogólnych. Ania pewnie by nadgoniła to wszystko, ale doszliśmy do wniosku, że po co ma zarywać noce i być sfrustrowana. I tak, gdyby została w plastyku, maturę zdawałaby 4 lata po skończeniu gimnazjum, więc to w zasadzie nie robi różnicy. Tak więc brała udział w rekrutacji tak jak wszyscy gimnazjaliści i dostała się do swojej wymarzonej szkoły - III LO w Gdyni. Tak więc moje starsze dziecko wyfruwa już z gniazda i pewnie do niego będzie wracać już tylko jako gość.

Ale to nie wszystko. W między czasie Marek dostał propozycje pracy nad pewnym projektem w Warszawie. Już tam jest i pracuje. I wszystko wskazuje na to, że będzie to praca "na dłużej". Tak więc w Gorzowie zostaję z Agatką i zwierzakami. Przynajmniej na razie. Bo nie wyobrażam sobie życia rodzinnego w takim rodzieleniu - e-rodzina Simsy4 ;) Wszystko dzieje się tak szybko, że nawet nie zdążyliśmy dobrze się zastanowić jak to ugryźć. W każdym razie doszliśmy do wniosku, że najlepiej będzie jeśli sprzedamy mieszkanie i przeniesiemy się obie do Warszawy. Właściwie to możemy to zrobić w każdej chwili - ot dobrodziejstwo edukacji domowej - rok szkolny nie wyznacza nam rytmu przeprowadzek. A do tego ja w tym roku szkolnym będę na urlopie bezpłatnym, więc mnie także praca nie trzyma w miejscu. Będzie to nasza 13 albo 14 przeprowadzka, więc żadna nowość. Miasta też zmienialiśmy jak rękawiczki. Warszawa będzie 5 miastem (nie licząc 2 miesięcy mieszkania na wsi w Rakowcu). Ale prawdę mówiąc nie spodziewałam się, że wyląduję w Warszawie.

Czyli - Sprzedaję mieszkanie w Gorzowie - jacyś chętni?

czwartek, 8 lipca 2010

Ach.... wakacje

Ania na obozie we Lwówku Śląskim. Aga z harcerzami nad morzem. Rodzice w domu odpoczywają.

Agatka jak wróci na pewno coś napisze o obozie. Mam nadzieję, że szefostwo obozu tym razem dało temat przewodni taki, że nikt z moich czytelników nie obrazi się na mnie, ani nie oburzy, jak to miało miejsce po biwaku. Jakby nie patrzeć nie mam na to wpływu. Ale te sytuacje pokazują, że zawsze, gdy oddajemy nasze dziecko na wychowanie komuś innemu (nawet na trochę), to nie mamy wpływu na wiele rzeczy. Czasami możemy walczyć o zmiany, ale często o wielu rzeczach po prostu nie wiemy a na inne zwyczajnie nie mamy wpływu.

sobota, 26 czerwca 2010

Koniec roku szkolnego

Agatka od kilku dni przebywa w Poznaniu u zaprzyjaźnionej rodziny. Dziewczyny śpią pod namiotem - więc jak widać mają już prawdziwe wakacje. Jak ja jej zazdroszczę. Do Poznania pojechała samodzielnie PKS-em. Trochę się obawiałam, ale wszystko poszło dobrze. Zwłaszcza, że nie było przesiadek.

W międzyczasie przyszło jej świadectwo ukończenia szkoły podstawowej. Średnia 5,2 i 35 ze sprawdzianu po 6 klasie. Ocena jak najbardziej uzasadniona. Agatka w tym roku zrobiła ogromne postępy, zwłaszcza w pisaniu różnego rodzaju tekstów.

W gimnazjum dalej planujemy edukację domową. Jak będzie zobaczymy. Zgodę już mamy, jeszcze tylko musimy ustalić parę rzeczy z dyrekcją, kupić książki, zobaczyć podstawę programową (już mam wydrukowaną), pewnie także spotkać się z nauczycielami. W klasie Agatki będzie jeszcze jeden chłopiec uczony w domu.

niedziela, 20 czerwca 2010

Ciekawe

Bardzo ciekawy wpis można znaleźć na blogu Pionierów ED - prowadzonego przez Izę Budajczak. www.izabudajczak.blox.pl/2010/06/Z-najnowszych-badan-Briana-Raya.html
Zachęcam do lektury.

Biwak - wpis Agi

Cześć :)
Po pierwsze - chciałabym Wam podziękować za komentarze pod moim postem. Było ich aż 5, a jak dla mnie to całkiem sporo. Tak czy inaczej, mama zgodziła się, żebym pisała z nią bloga.
Dzisiaj wróciłam z Biwaku Harcerskiego w Osieku, za słynną plażą nad jeziorem Długim. Jedzie się 50 minut, z naszego domu w Gorzowie. Miejsce jest na prawdę piękne. Ośrodek posiada dużo miejsca na baraki, namioty, łodzie i ogniska.
My - obie drużyny z Gorzowa, druhny Karoliny (TO MY!!!) i druhny Igi zajmowaliśmy 3 baraki, które nie były nasze lecz wypożyczone. Mieszkaliśmy tak:
  • Pierwszy barak - zastęp dziewcząt
  • Drugi barak - zastęp chłopców
  • Trzeci barak - Druhna Iga, Druhna Karolina oraz Druh Milan.
Niestety nie mogliśmy się kąpać, a nawet zamaczać nóg w jeziorze. Zasada ostrożności oraz bardzo napięty grafik...Naprawdę - wydawało mi się że minął tydzień albo więcej odkąd wyjechałam z Gorzowa na biwak, tyle się działo. Nie będę opisywać wszystkiego, tylko napiszę parę najważniejszych punktów.
  • 20 przysiadów harcerskich. Jeśli uważacie że to mało, powiem wam że jeden przysiad harcerski to tak naprawdę 20 zwykłych. Dostaliśmy karę grupową za to że Marlena skopała jednego chłopca. Ona robiła razem 400 zwykłych przysiadów. Innych zwalniali co jakiś czas. Mnie i jedną małą dziewczynkę pierwsze zwolnili ponieważ mam chore nogi (pamiętacie może wypadek z Lotką?) o Milena jest strasznie słaba.
  • Poranne biegi. 10 kółeczek oprócz baraków. Mnie to ominęło (nogi, nogi!), ale nie miałam łatwo. Przez 10 minut musiałam trzymać ręce w górze. Inni mieli zakwasy, więc i tak bieg był strasznie wolny ;p
  • Wiele gier zespołowych, poszukiwanie skarbów, prawda czy fałsz i podchody w lesie.
  • Robienie strojów. Wygrałam i zostałam miss tego obozu. Druhny robiły dużo zdjęć, może mój kostium z bibuły gdzieś się załapał, to zobaczycie co skombinowałam.
  • Byłam zastępową. Nic ciekawego. Odprowadzanie młodszych do toalet i meldowanie na apelu (Do zastępu: Baczność! Na wprost do raportu patrz! Do druhny: Czuwaj druhno drużynowa! Zastępowa zastępu dziewcząt, melduje zastęp na apelu. Stan zgodny sprawdzony).
  • Małe pisklaki. W naszej drewnianej, otwartej stołówce było takie małe gniazdko gdzie siedziało 5 młodych pisklaków. Cały ostatni dzień, zszedł mi i Basi na obserwowaniu.
  • Malowanie kubeczków - każdy z nas dostał metalowy kubek, który mógł pomalować specjalnymi farbkami. Oto mój:


  • Świetne nagrody w postaci słodyczy
  • PIKNIK!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Bardzo milo zleciał nam czas biwaku, oczywiście oprócz kar dawanych nam przez druhnę Karolinę.
Jutro jadę jeszcze do Poznania, do Taylorów. Pozdrowić ich od kogoś???
Papa
Aga

środa, 16 czerwca 2010

Basen - wpis Agi

Cześć :) To mój pierwszy post na blogu mamy i mam nadzieję że mnie stąd nie wywali. Ponieważ jak wiecie moje blogi są nietrawałe, mama pozwoliła mi od czasu do czasu dodawać nowe posty w jej blogu. Tak więc piszę.
Dzisiaj byłam na basenie z tatą. Okropnie się stęskniłam za wodą i za Słowianką. Wszystko przez to, że przez ten cały czas nie miałam kostiumu kompielowego, a ze starego wyrosłam. Dzisiaj znalazłam strój sportowy w kolorach granatu. Jest oczywiście jednoczęściowy.
Kiedy wróciłyśmy z zakupów, było bardzo gorąco i chciałam wypróbować mój nowy kostium. Jednak tata był umówiony na jakieś spotkania. Musiałam iść z psem na spacer. U nas jest takie drzewko i regulamin placu zabaw a między nimi przerwa o długości około 2 metrów. Miałam pecha. Biegłam między tymi dwoma przedmiotami, kiedy nagle, mój kochany piesek poplątał mi się w nogach. Spadłam na głowę o twardą ziemię a nogi poleciały do góry, po czym z hukiem uderzyły o regulamin. I wtedy światło zgasło.
Ponownie zapaliło się po 5 sekundach (chyba...). Bardzo bolała mnie noga, ale nie byłam na tyle odważna żeby spojrzeć czy przypadkiem nie jest roźcięta i czy nie krwawi. Tak jak byłam poszłam do naszej klatki. Miałam jeszcze problem z dojściem i z tym że moja Lotka bała się podejść do swojej płaczącej pani. Ale hacerze są dzielni. Wstałam i kliknęłam guzik naszego mieszkania. Powiedziałm krótko "proszę zejdź na dół" i usiadłam na zimnej płycie w klatce. Mama szybko się zjawiła razem z tatą i oboje wciągneli mnie jakoś na górę, gdzie dostałam okłady. Jakoś udało mi się opowiedzieć o moim wypadku i obronic się przed pomysłem pojechania do szpitala. Nie cierpie tego sztucznego zapachu, pielęgniarek i okropnych pokoi szpitala Gorzowskiego.
Kiedy poczyłam się lepiej, wyszłam na dwór, ponieważ zadzwonił mój dobry przyjaciel, nazywany Trawą (ma na imię Kamil). Gadaliśmy jak zawsze o simsach. Potem zadzwonił dzwonek i oboje poszliśmy sprawdzić co się dzieje. Przyjechał facet od waty cukrowej. Po sprawdzeniu cen, zaczęliśmy wracać. I wtedy się stało to! Ktoś mnie czymś rzucił a ja powiedizłam "co jest" i dotknęłam mojej głosy. Cała była ufajdana ptasimi odchodami (jak 6 lat temu. uff!). Wykąpałam się i poszłam z tata na basen.
Niestety, tata zamierzał wycisnąć ze mnie siódme poty, mimio że ciężko pracowałam nie dawał mi chwili na tak zwany rekals w wodzie. W końcu dał mi spokój bo byłam przemęczona i poszliśmy do jacuzzi. Dziwnie się czuliśmy, bo bylismy sami i jeszcze jedna pani oraz ratwniczka i zaczęto gasić światła, więc wytarliśmy się i wyszliśmy.
Na koniec tata kupił mi i sobie po batoniku i kremu czekoladowym na gorąco.
No i teraz jestem w domu. Tu i teraz piszę. I co myślicie o moim poście? Mogę być autorką tego bloga???
Pozdrawiam cieplutko,
Agata (to o mnie pisze mama ;p)

Zlot chorągwi


Jest taki dowcip dotyczący dzieciaków uczących się w domu: Gdzie trzeba szukać dziecko ED,
które poszło na wagary? Odpowiedź: w szkole pod ławką. Coś takiego miało miejsce u nas w zeszłym tygodniu. Co prawda nie było wagarów, ale Aga ubrała po raz pierwszy swój mundur harcerski i pojechała …. spać do szkoły ;). Tak więc nasze dziecko uczy się w domu a śpi w szkole ;)
A tak serio to owo zajście miało miejsce z powodu 100 lat harcerstwa na ziemiach polskich, które lubuska chorągiew uczciła zlotem drużyn i festiwalem piosenki harcerskiej. Drużyna Agatki też brała w tym udział, chociaż jak się okazało byli najmłodsi.
A po uroczystym apelu większość drużyn harcerskich miała jakieś zadania do wykonania w mieście – jakieś podchody czy coś takiego – a dziewczynki z naszej drużyny sprzedawały ciasteczka na festynie zorganizowanym przez miasto dla mieszkańców tegoż miasta. Ciasteczka miały kształt harcerskiej lilijki. Forma lilijki została zrobiona przez tatę druhny drużynowej, a ciastka upieczone przez harcerki i…. ich mamy ;) (Niech żyją kooperacje rodzinne). Cały dochód ma zostać przeznaczony dla drużyny, na obóz. Fajny pomysł. I widać było, że większość ludzi miała takie samo zdanie, bo chętnie od nich kupowano. Niektórzy nawet wrzucali więcej pieniędzy niż zasugerowane.
Po dwóch dniach Agatka było po prostu wykończona zlotem. Ale generalnie zadowolona.
W każdym razie pojutrze jedzie na biwak.

sobota, 29 maja 2010

Materiały na Chomiku

Na moim chomiku znajdują się materiały jakie uzywałam pracująć z Agatką w 5 i 6 klasie SP. Jest tam trochę sprawdzianów z różnych przedmiotów i kart prac. Polecam zwłaszcza materiały z języka polskiego w klasie 6 ćwiczące pisanie różnych form takich jak list prywatny i oficjalny, opis przyrody itd. czyli to wszystko co znajduje się w standardach sprawdzianu po 6 klasie. W matematyce z kolei ciekawe ćwiczenia, które w przyjazny sposób kształtują pojęcie przestrzeni kartezjańskiej. Chomik nazywa się tak jak ja na forum edukacji domowej, czyli Healthy.
Jeśli ktoś chce tam wejść, to proszę kliknąć przycisk:

Dzieci Ireny Sendlerowej


Parę dni temu koleżanka pożyczyła mi film pt. "Dzieci Ireny Sendlerowej" Chciałam obejrzeć go z Agatką. Prawdę mówiąc o Irenie Sendlerowej dowiedziałam się stosunkowo niedawno - dokładnie wtedy, gdy zmarła. Czytałam o niej z Agatka artykuły i obie byłyśmy wstrząśniete. Po pierwsze zawstydzone jej bohaterstwem - czym są nasze zmagania wobec jej? Po drugie zawstydzone tym, że do tej pory nic o niej nie wiedziałyśmy. Po trzecie wdzięczne Panu Bogu, za taką kobietę i za to co udało jej się dokonać. Po czwarte byłyśmy też zawstydzone tym, że Polska nie uhonorowała jej tak jak należy. Bo przecież jeżeli mieliśmy jakiś bohaterów, to do ich grona na pewno zalicza się ona.
Teraz kiedy mogłyśmy obejrzeć film o niej, skorzystałyśmy i obejrzałyśmy go. Ja dwa razy, Aga trzy. Film zrobiony prosto, bez specjalnych efektów, może dlatego bardzo poruszający. I wcale nie przeszkadzały mi pewne niekonsekwencje. Ten film pięknie oddał bohaterstwo pani Ireny i jej koleżanek. A także grozę sytuacji. Irena Sendlerowa mówiła, że zrobiła tak mało, wręcz za mało. Tak, wobec tego co działo się w warszawskim getcie, z jej punktu widzenia mogło to tak wyglać, ale czy ktoś zrobił więcej?

czwartek, 27 maja 2010

Chemia


Jakiś czas temu zapytałam moją koleżankę – nauczycielkę chemii – o istotę nauczania chemii w szkole. Nie będę ukrywać, że ta świetna nauczycielka – powiedziała mi, że najważniejsze jest nauczyć się przekształcać wzory chemiczne. Absolutnie się z tym nie zgadzam! Dla mnie najważniejsze jest wzbudzenie ciekawości, z której wypłynie pytanie „Dlaczego tak się dzieje, jak widzimy?”
Pamiętam, gdy po pierwszej lekcji chemii w klasie 7 szkoły podstawowej, poszłam na kółko chemiczne organizowane w technikum chemicznym. Pamiętam moją ciekawość i zapał i co… Ani nic. Przyszła pani w białym fartuchu, wzięła kredę i wobec kilkunastu takich naiwniaków jak ja, zaczęła wypisywać wzorami reakcje chemiczne, niewiele przy tym mówiąc. Dla mnie była to czysta strata czasu. Nie muszę chyba mówić, że już nigdy tam nie poszłam.

Chcąc uniknąć takiej sytuacji postanowiłam, że zacznę z Agą chemię inaczej. Zacznę właśnie
od rozbudzania pasji. Już dawno temu zauważyłam na Allegro taką pomoc dla dzieci od 12 lat – laboratorium chemiczne. Przymierzałam się do zakupu tegoż laboratorium i w końcu trafiło w nasze progi.
Zaczęłyśmy od bardzo prostych doświadczeń polegających na mieszaniu różnych płynów. Właściwie doświadczenie Agatka robi sama, tyle że pod moim nadzorem (jakby nie patrzeć to jednak jest chemia). Mieszanie tych płynów dawało zaskakujące efekty. Na przykład jak się połączy roztwór pomarańczowego oranżu metylowego z przezroczystym kwasem winowym, to otrzymany roztwór ma barwę ciemno bordową.
Albo jak do niebieskiego roztworu lakmusu doda się kwasu winowego to też otrzymujemy roztwór barwy czerwonej. Można ją zmienić znowu na niebieski dosypując węglanu sodu.

Jeszcze bardziej zaskakujący efekt otrzymałyśmy gdy zmieszałyśmy dwie ciecze: roztwór siarczanu miedzi i węglanu sodu. Bo w wyniku zmieszania dwóch cieczy otrzymaliśmy błękitny proszek.
Efekt tych naszych doświadczeń jest taki, że Agatka chce robić kolejne i tylko żałuje, że ja mam tak mało czasu oraz że ona nie ma własnej specjalnej pracowni.

środa, 26 maja 2010

Zgoda

Mamy ustną zgodę dyrektora lokalnego gimnazjum na Edukacje Domową. Wróciliśmy do naszej starej szkoły, bo to lokalne gimnazjum jest częścią zespołu szkół do których należała Agatki podstawówka. Nie mamy jeszcze co prawda zgody na naukę języka rosyjskiego (a raczej na to, aby nie uczyć się niemieckiego ;). Nie wiem czy szkoła sie zgodzi. Powód dla którego wolę rosyjski od niemieckiego jest banalny i przyziemny - rosyjski znamłam kiedyś dosyć dobrze, teraz wystarczyło by sobie go przypomnieć, co po 10 kwietnia, stało się dla mnei możliwe również emocjonalnie (jakaś klapka się otworzyła i przypomniałam sobie mnóstwo rzeczy). Niemieckiego będę musiała się uczyć od podstaw razem z Agatką. Wiem, że taki układ jest możliwi, ale jednak wolałabym nie musieć z niego korzystać. Ale nie będę mocno się upierać.

wtorek, 25 maja 2010

Nauka bez egzaminacyjnej presji

Już od ponad miesiąca jesteśmy po egzaminach, ale nadal Aga się uczy. Jakże to inaczej wygląda. Niby podobnie, a jednak bez egzaminacyjnej presji zupełnie inaczej.

Z matematyki pouczyłyśmy się o potęgach i pierwiastkowaniu. Musze powiedzieć, że Aga lubi matematykę. Ma problem co prawda z matematyzacją rzeczywiśtości - czyli rozwiązywaniem takich zadań które są po prostu praktyczne - ale to wg. mnie jest akurat najtrudniejsze.

Douczamy się też z historii - bo do omówienia zostały nam jeszcze dwie wojny światowe (akurat kończymy), PRL i zmiany po roku 80. Na egzamin Aga nauczyła się z tego podstawowych faktów, ale wiedziałam, że to są fakty mocno powyrywane, więc wracamy i omawiamy ten okres jeszcze raz, szerzej.

Uczymy się stale języka angielskiego - bo to chyba tak trzeba robić z językami obcymi

Oprócz tego Aga sporo czyta łatwiejszych i trudniejszych pozycji. Sporo pisze. W tej dziedzinie w tym roku zrobiła ogromne postępy.

sobota, 15 maja 2010

RFN kontra ED

Poniższą informację podała na forum edukacji domowej jedna z jego uczestniczek. Ponieważ zgadzam się z nią w 100% przeklejam poniżej.

Pewnie nie wszyscy wiedzą, że w Niemczech ED jest od 1939 roku do dzisiaj nielegalna. Ostatnio jeden z niemieckich homeschoolerow skierowal ponownie petycje do Bundestagu o umozliwienie tej formy edukacji w RFN. Zeby ta petycje w ogole dopuscic do debaty nalezy zebrac 50.000 podpisow (na razie jest troche ponad 2 tys.). 

Kazdy moze glosowac, niezaleznie od tego, jaka ma przynaleznosc narodowa i czy mieszka w Polsce czy w Niemczech (EU jest teraz naszym wielkim domem, nieprawdaz ), ale nawet jeśli mieszka w Afryce czy USA też może głosować. Jesli ktos chce sie podpisac pod petycja podaje namiar na strone: www.educatinggermany.7doves.com Jesli sie zjedzie na dol to jest caly proces rejestracji wyjasniony tez po angielsku. Generalnie trzeba najpierw kliknac Petition mitzeichnen i sie zarejestrowac (pod koniec registracji zaznaczyc maly kwadracik: Ich bin einverstanden,ze zgadzamy sie na registracje pod poreka ochrony danych. Potem klikujemy Registrieren na koncu strony po prawej i dochodzimy do listy petycji (powtarzam numer petycji 11495-Schulwesen...) a nastepnie dostajemy maila aktywujacego z Bundestagu i sprawa zakonczona. Jest nas na razie tylko 2223 podpisow. "Bracia-Amerykanie" jakos nie kwapia sie podpisywac bo twierdza, ze to nie ich kraj (przyznaje, jestem wsciekla)... Natomiast, jak siedza ze swoimi rodzinami w bazach wojskowych w Stuttgarcie czy w Wilhelmshoehe to swoje dzieci masowo EDukuja w domu i krzycza: to faszystowski kraj bez poszanowania praw czlowieka! Nawet Uwe Romeike (to ten, ktory uciekl z rodzina do US po azyl polityczny ze wzgledu na HS i go dostal nie potrafi ich jakos pobudzic). No nie wiem, moze jestem naiwna ale albo uwazam, z ED jest sluszna idea albo nie a jesli tak, to glosuje, zeby byla legalna!Potem trzeba kliknac na dokument petycji i pojawi sie okienko Bundestagu (niestety juz tylko po niemiecku) a potem kliknac na zdanie Petition mitzeichnen . Doprowadzi nas to do formularza zgloszeniowego (gdzie trzeba podac swoje nazwisko, adres, czyli nie jest to anonimowe ale gwarantuja ochrone danych, itd.). Nikogo nie namawiam i doskonale rozumiem powody, dla ktorych niektorzy pomysla ” a wypchaj sie…”, po prostu martwie sie, ze nie zbiora tych podpisow, dlatego z serca dziekuje za kazdy podpis.

Tyle Napisała Karen.
A teraz ja: Udało mi się umieścić tam swój podpis, chociaż jestem analfabetką jeżeli chodzi o język niemiecki. Więc myślę, że inni też sobie poradzą.

środa, 12 maja 2010

Poradnia PP

Jesteśmy już po badaniach w poradni PP. Mieliśmy mały kłopot, bo osoba rejestrująca nie chciała nas zapisać, gdyż nasze dziecko uczy się (czyli jest zapisane) w szkole w innym mieście. Na szczęście rozmowa z dyrekcją poradni wyprostowała sytuację.

Jeszcze czekamy na spisaną opinię, ale już jesteśmy po rozmowie. Przyznam, że trochę obawiałam się tych badań, bo nasze edukacja w tym roku mocno odbiegała od tego co bym sobie wymarzyła. Do tego panie badające Agatkę chciały sprawdzić czy naprawdę ED tak dobrze na nią wpłynęło, jak twierdziliśmy. Marek troche oponował, bo przecież, aby to sprawdzić trzeba by mieć badanie przed rozpoczęcie ED, a nasze jedyne badanie było robione rok temu, czyli po pierwszym roku Edukacji Domowej. W każdym razie okazało się, że moje przeciętne jeszcze rok temu dziecko, dzisiaj jest już ponad przeciętne ;) - ciekawe. Panie stwierdziły, że w jej rozwoju widać wiele stymulujących działań rodziców. Hm? To co by było, gdybym miała więcej czasu i bardziej szukała zainteresowań dziecka, a nie jedynie (no trochę przesadzam) sprawdzała czy Aga nauczyła się tego, co kazałam jej się nauczyć do egzaminu?

Z drugiej strony myślę, że może to nawet dobrze, że miałam mniej czasu. Agatka zrobiła się bardziej samodzielna w nauce. A to też jest ważna kwestia.

niedziela, 9 maja 2010

Tulipany

Aga, generalnie nie jest fanką prac plastycznych. Mimo to pewnego razu przymusiłam ją do namalowania czegoś. Moje dzieciątko nie było zachwycone, ponieważ obawiała się, że wyjdzie jej brzydko. Aby tego uniknąć skorzystałyśmy z gotowego wzorca, wystarczyło go przerysować i pomalować (zgodnie z instrukcją). Wszystko to bardzo ułatwiło pracę, co nie oznacza, że było jej mało. Najpierw kopiowanie, czyli pomazanie drugiej strony wzorca miekkim ołówkiem, a potem zastosowanie go, tak samo jak używa się kalki (może ktoś jeszcze pamięta?). Potem malowanie. Kupiłam Agatce farby akwarelowe w tubkach. Nie profesjonalne (wystarczy, że na takie pomoce tracę majątek dla Ani ;)). Ale dzięki temu, że były w tubkach udało się Agatce uzyskać efekt kryjący.

piątek, 9 kwietnia 2010

Koniec szkoły podstawowej

Agatka jest już po egzaminach - wszystkich. Wszystkie zdała dobrze i na luzie. Najbardziej bała się egzaminów ustnych - mówiła, że nie znosi jak zadają jej pytanie, a potem trzy osoby "wgapiają się we mnie". A tu okazało się, że nauczyciele w Krzyżówkach przeprowadzili je tak, że moje dziecko nawet nie zauważyło, że zdaje egzamin. "Po prostu rozmawiałam sobie z panem o histori". - powiedziała i nie zauważyła, że pan wyciąga od niej informacje o interesującym go przedmiocie. Ciekawe - jak oni to robią?

Z tego powodu trochę żałuję, że nie będą mieli póki co gimnazjum. Bo brak stresu egzaminacyjnego to jednak jest jakaś wartość.

W każdym razie szkołę podstawową mamy za sobą. Jeszcze nie wiemy jakie będą oceny, ale myślę, że dobre. W każdym razie Aga jest zadowolona. Mówiła, że na każdym teście potrafiła prawie na wszytkie pytania odpowiedzieć.... a teraz planuje mieć wakacje ;)

wtorek, 6 kwietnia 2010

Misz masz - groch z kapustą - czyli wszystkiego po trochu

Przez ostatnie dwa tygodnie bardzo dużo działo się w naszej rodzinie. Właściwie to planowałam skupić się na dwóch sprawach: świętach Wielkanocnych i egzaminach Agatki. Ale cóż czasami okazuje się, że nie da się wszystkiego przewidzieć.

Tydzień przed feriami wylądowałam w szpitalu – nic mi się nagle nie stało – ale fakt faktem, że jeszcze jakiś czas temu nie wiedziałam, że to w ogóle będzie możliwe. Po prostu moja anemia, na którą skarżyłam się od jakiegoś czasu wynikała z tego, że mam mięśniaki. Należało je usunąć. U nas w szpitalu (i pewnie w innych) proponowano mi chirurgiczne usunięcie mięśniaków i całej reszty (bo „do czego to pani potrzebne, w tym wieku”), tylko klinika w Lublinie daje alternatywę, która nazywa się embolizacja. Generalnie polega ten zabieg na tym, że zamyka się tętnice mięśniaków jakimiś preparatami dostarczanymi przez wąziutką rurkę (obserwując cały proces pod tomografem) i one zaczynają „obsychać”. Kiedy zgłosiłam się do nich ileś tam miesięcy temu, to nie było wiadomo, kto miałby zapłacić za mój zabieg, bagatele 7 tysięcy z czymś. Ale kiedy 8 marca zadzwoniłam tak z głupia frant do szpitala okazało się, że płaci NFZ. Termin był wolny akurat przed świętami, więc oczywiście nie zastanawiałam się. W szpitalu byłam 4 dni. Embolizacja sama jest bezbolesna, ale potem…. podają na szczęście morfinę. Ale człowiek po tym zabiegu bardzo szybko dochodzi o używalności, poza tym moje mięśniaki już przy wyjściu okazały się ponad 3 razy mniejsze.

Z Lublina zabrał mnie samochodem Marek. Wziął z sobą Agatkę, a że przebywali tam 2,5 dnia więc przy okazji Aga zobaczyła lubelską starówkę i dom Palikota, a także obóz w Majdanku.

W każdym razie w czwartek byliśmy już w domu. A w piątek Marek rozbił auto – nie widział samochodu terenowego zjeżdżającego z ronda i wjechał mu w bok. Dobrze, że nic nikomu się nie stało, ale autko chyba do kasacji. A tu przede nami nie tylko święta, ale jeszcze wyjazd na koniec świata do szkoły Agatki na egzaminy. Zorganizować święta pomogły mi moje przyjaciółki – jedna upiekła dla mnie sernik, druga murzynka – dzięki dziewczyny. Były pyszne.

A do Krzyżówek Marek pojechał pożyczonym samochodem. Jeden z naszym przyjaciół zaproponował nam, że pożyczy. I tak oto wszystko jakoś się ułożyło. Od jutra Aga ma egzaminy (historia i polski), w czwartek egzamin po SP i przyroda, piątek: matematyka i angielski. Po powrocie zrobię jej ferie. Co najmniej tydzień.

wtorek, 23 marca 2010

Jeszcze tylko dwa tygodnie

Do egzaminów pozostało nam 2 tygodnie. Obie marzymy o tym, aby było już po - bo nawet najbardziej sypatycznie przeprowadzone egzaminy są jednak egzaminami. Aga stara się przygotowywać, ale widzę, że jest to dla niej coraz trudniejsze. Dla mnie zresztą też. Jest to chyba ta jedna, jedyna rzecz w ED, która naprawdę nam przeszkadza.

Ale jak sobie pomyślę co będzie potem.... hmm.. to wpadam w rozmarzenie. Bo przecież potem to będziemy mieć ponad 4 miesiące wolności i mam już wizję co z tą wolnością zrobić ;)

Ale o tym co potem... napiszę .... potem.

wtorek, 9 marca 2010

Koniec z ... przyrodą - czyli marsz w kierunku egzaminów

W zeszłym tygodniu "skończyłyśmy podręcznik" z przyrody. Zajęło nam to 6 miesięcy i prawdę mówiąc sprawiało Agatce sporo przyjemności. Zupełnie inaczej niż w ubiegłym roku - wtedy przyroda wydawała jej się trudna a historia łatwa i przyjemna - w tym roku dokładnie odwrotnie. Przyznaję, program historii z którego korzystamy jest w 6 klasie dosyć trudny, bo dotyczy władzy, form jej sprawowania, partii politycznych i innych instytucji istniejących w państwie. Na tym tle przyroda to po prostu bajka.

W tej chwili powtarzamy już do egzaminów, które mam nadzieję, będziemy zdawać zaraz po świętach, czyli na począku kwietnie.

Z przyrody w tym tygodniu powtórzyłyśmy sobie pierwszy dział - Ciało człowieka jako środowisko zycia wielu organizmów. Ku mojemu zaskoczaniu Agatka większość rzeczy pamietała doskonale, dzięki czemu powtórka obyła sie bez bólu. Omawiane tematy były jak najbardziej życiowe: czyli jak zrobić opatrunek, jak nie zarazić się tasiemcem i dlaczego trzeba dezynfekować rany i myć ręce. Jutro zaczynamy - Różne sposoby klasyfikacji organizmów. Potem jeszcze - środowisko życia człowieka, bodźce i ich odbieranie, geografia świata oraz fizyka cząsteczki, i trochę astronomii. Wydaje sie dużo - ale jeśli Agatka tak świetnie to pamięta jak pierwszy dział (omawiany we wrześniu) to jestem zupełnie spokojna.

Z innych przedmiotów też zabraliśmy się za powtórki. O historii już wspomiałam. Poza tym - matematyka, polski, angielski. Dodatkowo: informatyka.

Jeżeli chodzi o matematykę, to muszę stwierdzić, że bardzo jestem zadowolona z programu "matematyka 2001" - nowego, rzecz jasna. I piszę to jako absolutna miłośniczka innego programu "matematyki z +" GWO. Aga uczy się korzystając z "matematyki 2001" dlatego, że po prostu kontynuowałam z nią to, czego uczyła się w szkole, a w naszych szkołach większość korzysta właśnie z tego programu. Dlaczego jestem zadowolona? Otóż autorzy programu i podręcznika wszystko tak pięknie poukładali, że od od tygodnia jesteśmy w miejscu, w którym zaproponowali powtórki, przed sprawdzianem po 6 klasie. I dzięki tym powtórkom Agatka także powtarza sobie do egzaminu klasyfikacyjnego. Oczywiście jako ED trochę wyprzedziliśmy szkołę i już zaczęłyśmy uczyć się tego czego na egzaminie nie będzie. Ale nie szkodzi. Ważne, że autorzy zauważają tak wazną sprawę jak powtórzenie. Tak więc zupełnie bezinteresownie polecam ten program.

wtorek, 2 marca 2010

Harcerstwo

Jakiś czas temu Aga nagle, nie wiadomo dlaczego, postanowiła wstąpić do harcerstwa. Na jej prośbę pisałam do szefostwa ZHP (to sie jakoś nazywa, chyba chorągiew, ale ja jeszcze nie jestem obeznana z tym nazewnictwem) w naszym województwie z pytaniem, czy gdzieś jest blisko jakaś drużyna i czy fakt, że moje dziecko jest zapisane do szkoły w województwie zupełnie innym, i to nawet nie ościennym, nie jest przeszkodą. Na szczęście nie był i po paru próbach, Aga w końcu udała się dzisiaj na zbiórkę. Wróciła zachwycona. I tak oto mamy w domu harcerkę z 17 Gorzowskiej Wodnej Drużyny Harcerskiej i Zuchowej "Szkwał" - no dobra jeszcze nie jest harcerką, bo do tego trzeba chyba jakiegoś przyżeczenia, ale wiem, że będzie chodzić na zbiórki i oby nie straciła zapału.

niedziela, 28 lutego 2010

Święto losów

Wczoraj na całym świecie Żydzi obchodzili święto Purim – czyli po polsku Święto Losów.
Chociaż nie jesteśmy Żydami postanowiliśmy w tym roku dołączyć do społeczności żydowskiej i razem z nimi obchodzić to radosne święto. Chcieliśmy w ten sposób przybliżyć Agatce i sobie troszeczkę kulturę narodu wybranego, jakby nie patrzeć „starszego brata” chrześcijan.
Najpierw trochę poszukaliśmy informacji na temat tego święta – czego dotyczy? Jak je się obchodzi?
Jest to święto upamiętniające niemalże cudowne ocalenie Żydów z zagłady jaka była na nich szykowana w czasach, gdy mieszkali w wielkim królestwie Perskim. Zausznik króla Persji, Haman, postanowić zniszczył Żydów., lecz jego plany spełzły na niczym dzięki odwadze dwojga ludzi - żony króla, Estery i jej wuja Mordechaja. Haman i jego stronnicy zostali zgładzeni tego samego dnia którego mieli wymordować Żydów. Następny dzień, 14 adar stał się świętem.
W czasie święta, które ma charakter karnawału, ludzie przebierają się, rozdają sobie prezenty, ucztują, no i oczywiście czytają księgę Estery.
Myśmy także przebrali się: Marek za piłkarza, ja za „syrenkę” (hihihi – dodam, że była to syrenka nieco przy kości), a Agatka za modelkę. Zrobiliśmy sobie ucztę z pierogów i ciasteczek, co popijaliśmy totalnie niezdrową Coca-colą. A w czasie, gdy Marek czytał księgę Estery, przy imieniu Hamana robiłyśmy z Agatką dużo hałasu. Rozdaliśmy sobie też prezenty (liczba mnoga pokazuje, że każdy dostał kilka).
Potem graliśmy sobie w różne gry planszowe – dzięki czemu zapomniałyśmy o obowiązkach, zbliżających się egzaminach. Było nam po prostu ze sobą dobrze.
A w tym czasie nasza starsza córcia była na urodzinach u swojej koleżanki…. Estery.
O święcie Purym i innych ciekawych sprawach dotyczących społeczności żydowskiej można więcej przeczytać na portalu tej społeczności klikając tutaj
Dla mnie najciekawsze jest to, że chrześcijanin tak łatwo może wpasować się w to święto. Bo ono pokazuje, że Bóg z łatwością może wyratować nawet w sytuacjach, które wydaja się beznadziejne.

sobota, 27 lutego 2010

Cząsteczkowa budowa materii

Wtorek - to dla mnie taki cudowny dzień, kiedy nie chodzę do pracy (jestem zatrudniona w niepełnym wymiarze godzin) i dzięki temu mogę bardzo dużo zrobić z Agatką. Właśnie jesteśmy na etapie poznawania budowy materii, co jest bardzo ciekawe. Zrobiłyśmy troche doświadczeń (niektóre to po prostu modele).
A teraz oddaję oddaję głos Agatce:
Doświadczenia o oddziaływaniu międzycząsteczkowym
Agata Sumisławska
Doświadczenie I
  1. Do wąskiego słoika wsypaliśmy bułkę tartą i fasoli
  2. Zaznaczyliśmy poziom do jakiego sięgają flamastrem
  3. Po wymieszaniu poziom obniżył się o 2 cm.

Wniosek: Bułka tarta zajęła wolne przestrzenie pomiędzy ziarnami fasoli.
Doświadczenie II
2 kawałki różnych plastelin złączyłam ze sobą. Kiedy chciałam je oderwać, stawiły wyraźny opór, co potwierdza hipotezę, że w ciałach stałych, również istnieje oddziaływanie międzycząsteczkowe.
Doświadczenie III
Nasze doświadczenie polegało na tym aby sprawdzić czy istnieje oddziaływanie międzycząsteczkowe w cieczach.
Na początku rozgrzaliśmy metalowy drut nad świeczką i zrobiliśmy 2 dziurki w starej butelce szamponu.
Kiedy wlaliśmy do niego wody, strumyczki się jednak nie połączyły, choć były bardzo blisko siebie. To potwierdza fakt że oddziaływanie międzycząsteczkowe działa tylko w bardzo małej odległości.
Wtedy spróbowałyśmy drugi raz. Zakleiłyśmy jedną z dziurek i zrobiliśmy jeszcze jedną, dużo bliżej niż poprzednią. Tym razem nasze działania przyniosły pozytywny efekt – oba strumyczki połączyły się w jeden.
Dziękuję za obejrzenie moich doświadczeń. Zostały one wykonane jak najdokładniej. Zdjęcia wykonała Agata Sumisławska.

środa, 24 lutego 2010

wtorek, 23 lutego 2010

Edukacja domowa jest legalna

Dlaczego o tym piszę? Otóż niedawno miałam rozmowę z pewną osobą, którą bardzo szanuję, ale która zarzuciła mi „że opowiadam głupoty o ED”, konkretnie chodziło o to, że uczennicy zainteresowanej edukacją domową odpowiedziałam na jej pytania.

Więc napisze jeszcze raz:


  1. Edukacja domowa w Polsce jest legalna. Co prawda nazywa się spełnianiem obowiązku szkolnego poza szkołą – tym niemniej zgodnie z Ustawą o systemie oświaty z dnia 19 marca 2009 roku art. 16 ust. 8 do 14 jest legalna i już. Rodzice i dziecko muszą co prawda spełnić pewne warunki jednak to nie zmienia istoty rzeczy.


  2. Edukacja domowa jest bardzo skuteczna i to pod wieloma względami. Rozpisywałam się już o tym wcześniej, więc teraz króciutko – uczniowie domowi generalnie mają lepsze wyniki testów, są bardziej samodzielni i lepiej radzą sobie w sytuacjach problemowych (to badania amerykańskie) – wcale mnie to nie dziwi. Dziecko w ED może zawsze zadawać pytania, na które prawie zawsze dostanie odpowiedź i jeśli ta odpowiedź nasunie mu kolejne pytanie to może je także zadać.

Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że niektóre szkoły nie są gotowe na przyjęcie takiego dziecka w „swoje progi” – powody mogą być różne np. strach, brak zaufania do metody itd. Ok., ich prawo. Ale z drugiej strony całkiem niezrozumiały dla mnie jest strach przed tym, że dziecko nie zda. Przecież to rodzice i uczeń biorą na siebie tę odpowiedzialność, a nie szkoła. Chcą zaryzykować? Ich sprawa.

Szkoły też nie muszą się obawiać, że może się okazać iż są zbędne, a nauczyciele niepotrzebni. W Polsce absolutnie Wam (Nam) to nie grozi. Bo na dzisiaj mamy może 100 takich dzieci, a nawet jeśli dojdziemy do tych 2-3% jakie mają Amerykanie, to i tak jest to kropla w morzu, nie mająca wpływu na całokształt szkolnictwa – jednak dla poszczególnych rodzin ED jakże ważna.

poniedziałek, 15 lutego 2010

Prace plastyczne

Umówiliśmy się ze szkołą w Krzyżówkach, że będziemy robić w domu prace plastyczne, które oni później ocenią i w ten sposób Agatka będzie miała ocenę z plastyki. Ta ocena nie jest mi specjalnie potrzebna i gdyby sie okazało, że Aga w ogóle, ale to w ogóle zapiera się okoniem przeciwko plastyce, to trudno tej oceny nie będzie. Ale z drugiej strony może świadomość, że będzie oceniana zmobilizuje ją jednak do jakiejś działalności artystycznej.
Agatka ma problem z zabraniem się za rysowanie, czy inne takie rzeczy z tego powodu, że jej starsza siostra jest bardzo utalentowana w tym kierunku i w tej chwili uczy się w Liceum Plastycznym. Moja abitna Agusia nie chce porównania (którego sama dokunuje), bo zawsze wyjdzie na straconej pozycji.
Ale lekko przymuszona zaczęła robić różne rzeczy - pomsły technik oczywiście moje.
W każdym razie zaczęłyśmy od scrapa. Scrap ma to do siebie, że nawet jak się zepsuje to można coś dokleić i poprawić. Agatki praca jest naprawdę bardzo ładna. Pomysł, aby była to praca z wersetem był mój, duże cięcia nożem też moje, ale cała reszta, od wyboru kolorystyki, wycinaków, gadżetów, podoklejania - to zasługa Agatki. A efekt jest naprawdę fajny:


Następną pracę był lampion. Znalazłyśmy gdzieś projekt czegoś takiego. Też bardzo ładnie wyszedł.Tutaj Agatka w trakcie pracy.


A tutaj już gotowy lampion, co prawda bez zapalonej w środku, ale też wygląda ciekawie.


A poniżej mamy kolejne próby poznawania się ze sztuką. Tym razem uczyłyśmy się perspektywy - jak pouczyła mnie moja Ania - liniowej, bo istnieją także inne.

Błogosławione ferie

W naszym województwie już dawno zapomnieliśmy o feriach zimowych, bo mieliśmy je jako pierwsi. Ale chcę o nich wspomnieć, gdyż postanowiłam, że będzie to czas takiej „normalnej” edukacji domowej, bo przecież byłam w domu. Oj cudownie było – no prawie. Zaczynałyśmy rano i wczesnym popołudniem Aga miała zrobione wszystkie „zadania obowiązkowe”. Muszę powiedzieć, że nawet się nie buntowała, że oto jej koleżanki mają ferie, a ona musi się uczyć. Było to dla niej normalne.
Ale, żeby nie było, że tylko się uczyła – pewnego dnia moja przyjaciółka zabrała Agę wraz ze swoją córeczką na lodowisko. Dlaczego nie zrobiła tego mama? No cóż…. Wstyd się przyznać, ale mama nigdy nie miała łyżew na nogach. Dziewczynki były przeszczęśliwe i obiecały sobie, że to nie ostatni raz.


Niestety zapomniałyśmy o tym, że Agatka ma za dwa dni mieć robioną biopsję z nóżki (coś tam jej wyskoczyło i sterczy), więc z powtórki wyszły nici. Poza tą jedną planowaną wizytą w szpitalu, dwa dni później zaliczyłyśmy szpital po raz kolejny. Agatkę dopadł jakiś wirus żołądkowy i wylądowała pod kroplówką. Brr… Jak widać, człowiek strzela, ale to Pan Bóg kule nosi – nasze plany zostały troche pokrzyżowane. Ale I tak był to bardzo dobry czas. Pracując z Agatką odpoczywałam.

sobota, 16 stycznia 2010

Krzyżówki - sesja zimowa

Już w piewszym tygodniu stycznia Agatka z Markiem wylądowali w szkole, w Krzyżówkach. "Sesja zimowa" zapowiadała się pod znakiem narciarstwa - tyle że nie dla nas. Agatka zaparła się, że nie zamierza na żadnych nartach jeździć. Ok, postanowiliśmy jej nie zmuszać, zapakowaliśmy do samochodu sanki i pojechali. Oto Agusia przed szkołą - ma do niej ponad 500 km.


Po przyjeździe okazało się, że większość rodzin ED wybiera się do Krzyżówek w drugim tygodniu, tak więc razem z Agatką były jeszcze dwie rodziny. W związku z tym Aga miała mieć instruktora tylko i wyłącznie do swojej dyspozycji. Postanowiła spróbować i jak spróbowała, to się zakochała. Co z tego, że narty wypożyczone, co z tego, że ubranko zdecydowanie nieodpowiednie - zasmakowała wielkiej przyjemności w korzystaniu z nart. Do czego też przyczynił się świetny instruktor - Szymon.

piątek, 15 stycznia 2010

Góra lodowa - czy zaleją nas wody?

Jakiś czas temu pisałyśmy o górze lodowej - a niedawno Marek zrobił z Agatką doświadczenie mające pokazać, czy rozstopienie się gór lodowych, pływających w oceanach, może spowodować podniesienie się w tych oceanów, a w rezultacie zalanie powierzchni lądów.

Trzeba przyznać, że taka góra wygląda imponująco. Co będzie jeśli góra sie rozpuści?

Aby to sprawdzić Aga do szklanki nalała wode, włożyła do niej sporą grudkę lodu. Lód pływał. Oczywiście większa jego część była pod powierzchnią, tak jak na rysunku powyższej góry. Zaznaczyła poziom wody, a potem odstawiła szklankę, aby lód mógł się rozpuścić. I co się pokazało? Po rozpuszczeniu się lodu, poziom wody był tak sam jak na początku. Więc gdzie sie podziała ta "objetość" lodu. Po prostu lód jest mniej gęsty niż woda i to całe wyjaśnienie.

Zatem rozpuszczenie się pływający gór lodowych nie spowoduje katastrofy - nie wypowiadam sie o innych lodach.

Doświadczenie było ciekawe, a jakie proste do zrobienia.

sobota, 2 stycznia 2010

Jak już pisałam wcześniej brak czasu bardzo mocno nam (a szczególnie mi) doskwiera. Właściwie nie mam mowy o świadomym "uczeniu przy okazji", jeżeli coś takiego ma miejsce to robi to sama Agatka. Ale mimo braku czasu udaje nam się czasami robić wspólnie coś innego niż tylko rozwiązywanie problemów z podręcznika.
Oto np. zrobiłyśmy doświadczenie sprawdzające jaki obraz powstanie gdy użyjemy soczewki obustronnie wypukłej. Znałam to doświadczenie teoretycznie, ale gdzieś wewnętrznie nie wierzyłam, że naprawdę powstaje po drugiej stronie jakis obraz. Myślałam, że to jest tylko takie abstrakcyjne określenie. Ale nie!!!! Wzięłyśmy świeczkę, lupę i zamknęłyśmy się w ciemnej łazience. Aga przesuwała lupą próbując złapać ostrość i nagle zobaczyłyśmy na ścianie wyraźny powiększony i odwrócony obraz naszej świecy. Nawet kolory się zgadzały. Szok po prostu.
Image Hosted by ImageShack.us
Ponadto Agatka często namawia nas na wspólną grę w Cashflow - bardzo dobra gra edukacyjna - ucząsa praktycznie czym są pasywa, aktywa. Pokazująca jak wygląda przepływ pasywny (czyli z aktywów). W grze rodzą się dzieci, płaci sie podatki i spłaca kredyty. Można zakupić akcje, nieruchomości. Ceny akcji rosną lub spadają. Zdarzają się redukcje akcji i zwolnienia z pracy. Jednym słowem samo życie. Aga jest bardzo dobra w "te klocki". Ogrywa nas bez pardonu. A pomyśleć, że jeszcze tak niedawno nie bardzo chciała zostać nawet bankierem wydającym pieniądze.
Image Hosted by ImageShack.us
Poza tym, czasami chodzi z Markiem na basen.
A samodzielnie chodzi na gimnastykę korekcyjną (coś ostanio marudzi, że tam się nudzi i wolałaby ćwiczyć sama w domu, hm???), buduje domy korzystając z gry "the sims 2", tworzy modę dla wirtualnych lalek i czyta ksiązki.

piątek, 1 stycznia 2010

Podsumowanie

Ten rok szkolny bardzo różni się od poprzedniego. Wynika to z dwóch zasadniczych powodów:

1) Mam dla Agatki zdecydowanie mniej czasu. Oj trzeba to zmienić. Ale jak, kiedy nasza sytuacja zmusza mnie do pracy zawodowej? Widzę, że Aga uczy się solidnie, ale moje poczucie odpowiedzialności cierpi, że nie mogę nad tym czuwać. Z drugiej strony może to lepiej... ech, sama nie wiem.

2) Drugi powód to zmiana ustawy, dzięki czemu nie mieliśmy egzaminów na koniec semestru. Święta były świętami, bez stresu, że trzeba powtarzać to czy tamto do egzaminów. Może też zmieniło się nieco moje podejście. Większą wagę przykładam do umiejętności, a nie do "przerobienia" konkretnych stron w podręczniku. Może to wynik naszego pewnego (choć ciągle niewielkiego) doświadczenia w ED. Może też poczucie większego zrozumienia ze strony nauczycieli ze szkoły do której Aga jest zapisana na ten rok. Najpewniej wszystko na raz. Ale czuję większy luz.

W moich myślach raz na jakiś czas pojawia się pytanie: Kiedy skończyć? Czy to już jest ten czas? Prawdę mówiąc chciałabym, abyśmy w domu przeszły jeszcze gimnazjum. Ale czy dam radę? I czy nie zaszkodzę tym Agatce? Gdybym mogła mniej pracować, to nie miałabym wątpliwości, ale na to niestety się nie zanosi.