wtorek, 18 listopada 2008

Przerwa

Oto mamy niespodziewaną przerwę w nauce. Aga zachorowała - ma zapalenie gardła i temperaturę, więc leży w łózku. Wczoraj z moją starszą pociechą wybrałam się do lekarza z tymi samymi objawami, na wszelki wypadek wzięłam też Agę. Jakoś tak jest, że jak jedna zachoruje to zaraz po niej druga. I tak się stało i tym razem. Już wczoraj wieczorem pojawiła się gorączka. Noc miałyśmy do tyłu, bo Agatkę tak bardzo bolało gardło, że cały czas się budziła i marudziła. Dzisiaj już troszkę lepiej się czuje, ale o nauce nie ma mowy - leży sobie cały czas w łóżeczku. Ania zresztą też. Tak więc mam w domu szpital i muszę zrobić wszystko, abym i ja nie zachorowała.

Dobrze, że z nauką jesteśmy do przodu, dzięki czemu w ogóle się nie stresuję tą przerwą.

niedziela, 16 listopada 2008

Pierwszy semestr historii za nami.... prawie

W pewnym momecie wydawało mi się, że nauki formalnej, czyli przygotowania Agatki do egzaminów jest bardzo dużo. A tu proszę, połowa listopada, a myśmy już skończyły materiał przeznaczony na I semestr z: historii, języka angielskiego i matematyki. Zostało nam 5 tematów z przyrody i 6 z j.polskiego (+lektura i analiza "W pustyni i w puszczy").

Jeżeli chodzi o historię to skończyłyśmy omawiać wszystkie zagadnienia przewidziane na I semestr: czyli spojrzenie na religię i kulturę w prehistorii, starożytnym Egipcie, Grecji, Rzymie, dalej Judaizm, Chrześcijaństwo i Islam oraz zagadnienia dodatkowe: a więc religie dalekiego Wschodu. Przy okazji przeczytałyśmy 3 książki: O piramidzie Chefrena, Czarne Okręty (4 tomy - o wyprawie starożytnych Kreteńczyków po bursztyn), a teraz kończymy już Meliklesa Greka. Książki czytałyśmy po to, aby przybliżyć sobie epokę i jej atmosferę.

Z historii zostały nam juz tylko powtórki. Matematykę i angielski ciągniemy dalej - bo obydwie dyscypliny, aby je dobrze poznać wymagają systematyczności. W grudniu (w tygodniu przed świętami) Agatka będzie miała egzaminy z historii i j.angielskiego. Pozostałe w styczniu po świętach.

piątek, 7 listopada 2008

Polski czy historia?

W książce dla nauczyciela języka polskiego znalazłam tekst o Olimpie i bogach greckich. Akurat jeżeli chodzi o historię to „jesteśmy w starożytnej Grecji”, dlatego też postanowiłam wykorzystać ten tekst – raz jako przypomnienie o religii starożytnych Greków, dwa jako tekst literacki, z którym można coś ciekawego zrobić.

Po przeczytaniu Aga wykonała trochę zadań związanych z tym tekstem i bohaterami w nim występującymi np. wymyśliła plan dnia Afrodyty, napisała zaproszenie dla tej bogini na ucztę na Olimpie oraz sprawozdanie z przebiegu tej uczty, oczami Afrodyty oczywiście. Boginkę sama sobie wybrała.

Gdy to wszystko co miało być przeczytane, zostało przeczytane, a to co miało być napisane zostało napisane Aga zadała pytanie, które naprawdę mnie rozbawiło: „A właściwie to jakiego przedmiotu my się teraz uczymy?” Biedne dziecko, przyzwyczajone do tego, że musi mieć przedmiot!!! Wszystko poszatkowane na przedmioty ;) A przecież mając taki tekst można się uczyć czegokolwiek. My potraktowałyśmy go literacko i historycznie. Ale można by z łatwością ułożyć jakieś fajne zadanie arytmetyczne albo geometryczne, można by zająć się geografią, przyrodą, można coś namalować czy w końcu nawet zająć się … gotowaniem. Tekst był tylko pretekstem do nauki. Odpowiedziałam więc jej „Agatko, po prostu się uczyłyśmy, po prostu dowiedziałaś się czegoś więcej, po prostu coś napisałaś” i tyle.

niedziela, 2 listopada 2008

Wieczór rodzinny

Korzystajac z pomysłów, jakie znalazłam w artykule na stronie Stowarzyszenia Edukacji w rodzinie, postanowiłam wrócić do dawno zapomnianej w naszej rodzinie tradycji - wieczorów rodzinnych. Zapowiedziałam rodzinie, że co piątek każdy z nas musi wygospodarować sobie czas na to, abyśmy robili coś razem. Co? Wszystko jedno co, byle byśmy ten czas spędzili naprawdę ze sobą a nie np. na zakupach.
Od słów do czynów nie było daleko i w ostatni piątek października zrobiłyśmy sobie pierwszy takowy wieczór (niestety bez taty, który wyjechał w okolice Gdańska). Razem zrobiłyśmy pyszne bułeczki z jabłkami - tzn. maszyna do chleba wyrobiła ciasto, a myśmy tylko oblepiły jabłka i włożyły do piekarnika. A potem była uczta dla podniebienia i próba przyjemnego spedzenia czasu. Nie takie to proste, gdy ma się dwie córeczki o zapedach liderskich i silnych skłonnościach do rywalizacji - ale jakoś wyszło i umówiłyśmy się na następny taki wieczór za tydzień. Piątek to dobry dzień - tydzień pracy się kończy, a nowy jeszcze jest daleko, wiec człowiek jest bardziej odprężony. Przed nami poważne i zabawowe wieczory - ustalanie zasad jakie mają panować w naszych wzajemnych relacjach, ale też ustalanie menu na świeta, urodziny Agatki czy Ani, tworzenie zabawek na choinkę, albo wspólna gra w.... cokolwiek.
Gdzieś w pędzie dnia codziennego człowiek czasami gubi te najważniejsze rzeczy i tak myśmy chyba gdzieś to pogubili, bo kiedyś naprawdę dużo czasu spędzaliśmy razem. Ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, tylko trzeba ustawić na nowo priorytety i z całych sił się ich trzymać.

sobota, 1 listopada 2008

Cztery pory roku - w wizji malarza

Cztery pory roku towarzyszyły nam przez kilka dni. Po poezji i muzyce przyszła kolej na sztuki plastyczne czyli dzieła Giuseppe Arcimboldo – jeszcze starsze niż dzieła Vivaldiego. Niesamowite są te jego portrety. Wklejam je poniżej.

Image Hosted by ImageShack.us
Ponieważ miałam jeszcze trochę czasu do wyjścia do pracy, poszłyśmy z Agatka jeszcze na spacer. Nazbierałyśmy różnych gałązek, liści i innych „darów natury”, a kiedy mnie już nie było Agatka przygotowała własną kompozycje ala Arcimboldo.
Image Hosted by ImageShack.us
A ile ja sama przy tym się uczę.

Cztery pory roku - w wizji poetki i kompozytora

Udało nam się w bardzo sympatyczny sposób spojrzeć na zmianę pór roku z różnych punktów widzenia.

Najpierw przeczytałyśmy i przeanalizowałyśmy wiersz Danuty Wawiłow pt. „Drzewo”

Bardzo sympatycznie czyta się ten wiersz. Bardzo czytelnie oddaje nastrój różnych pór roku.

Ale na poezji się nie zatrzymałyśmy. Na drugi dzień zaczęłyśmy od wysłuchania kilku fragmentów „Czterech pór roku” – Antonio Vivaldiego. Agatka patrzyła na mnie nieufnie i początkowo zdecydowanie była zdegustowana takim tokiem nauki. Kiedy słuchałyśmy pierwszego fragmentu „Wiosny” kazałam jej zamknąć oczy i słuchając muzyki wyobrazić sobie tę wiosnę, Aga stwierdziła, że nic nie potrafi sobie wyobrazić. W końcu wzięła kredki i narysowała łąkę z wieloma owadami. Kiedy doszłyśmy do lata słuchała już uważniej. Zauważyła zakłócenia we fragmencie presto i narysowała czarne chmury z piorunami. Z jesienią i zimą poszło o wiele łatwiej. Wręcz zaczęła jej się muzyka podobać.

Od Vivaldiego przeszłyśmy do rozmowy na temat „Co to znaczy, że coś jest dziełem?” Będąc we Włoszech Aga widziała pomalowane na czerwono krzesło, które było wystawione jako „instalacja” – czyli po przetłumaczeniu na j.polski – rzeźba. Śmiała się z tego dzieła. Pytanie jednak czy to „dzieło” przetrwa upływający czas, czy za 100 lat, ktoś będzie o nim pamiętał. A na podwórku muzycznym: Czy za 20-30 lat, ktoś będzie jeszcze słuchał piosenek Dody czy Michała Wiśniewskiego? Po tych pytaniach padło następne: „W takim razie czy utwory tego jakiegoś Vivaldiego, przetrwają?” I tutaj Agatka się bardzo zdziwiła, gdy okazało się, że utwory Vivaldiego mają ponad 350 lat. Przetrwały, ciągle ktoś ich słucha, więc na pewno jest to dzieło, warte tej nazwy.