czwartek, 31 marca 2011

Edukacja domowa – pomyślna, radosna, wykonalna – część 2

4 typy uczniów – co kogo motywuje?

Czy kiedykolwiek byłeś sfrustrowany próbując nauczać jedno ze swoich dzieci? To jest normalne. Każde dziecko jest inne. Ucząc czternastkę moich dzieci, zauważyłam pewne rzeczy, które mogą ci pomóc w twoich zmaganiach. Odkryłam, że oprócz stylów uczenia się takich jak wzrokowy, słuchowy itd. istnieją również różnice w tym co poszczególne dzieci motywuje. Utworzyłam cztery podstawowe kategorie, które wydają się pasować do moich dzieci, chociaż każde z dzieci nadaje tym motywacją swój własny, charakterystyczny ślad.

1. Samodzielny

Takie dziecko samo ustala sobie cele i myśli o nich jako o wyzwaniu rzuconemu sobie samemu. Uwielbia trafiać do celu i strzelać do niego (zazwyczaj jest to pierwsze dziecko w rodzinie). Zbyt wiele wskazówek nudzi go. Jest osobą, która musi pracować w swoim tempie. Niepowodzenia go nie zniechęcają. Wydaje się, że najlepiej pracuje kiedy da mu się tak wiele wolności jak to tylko jest możliwe, by zrealizował swój plan, ustawił swoje tempo, ustalił jakie są pośrednie cele na drodze do zrealizowania celu ostatecznego. Uważaj, by nie zrazić go, każąc mu sztywno wykonywać prowadzące krok po kroku polecenia z podręcznika. Twoje dziecko może wymyśleć dużo lepszy sposób, by do tego celu dojść.

2. Wrażliwy

Takie dziecko ma czułe serce, w którym odrobina nieszczęścia powoduje gwałtowny wzrost smutku i zniechęcenia. Powinieneś być blisko niego, wskazywać mu osiągalne cele, a słownie wyrażać dużo pochwał i zachęty, aby nie wycofało się, gdy napotka trudniejsze zagadnienie. I znowu, nie każ mu trzymać się sztywno podręcznikowego planu, jeśli ten plan miałby je przytłoczyć. Wrażliwy uczeń zwykle w końcu wykonuje bardzo dobrą pracę, ponieważ ma zazwyczaj dążyć do perfekcji, ale to dążenie może go również zniechęcić wtedy, gdy czuje, że nie dorasta do swoich własnych oczekiwań. Właśnie z tego powodu dziecko wrażliwe pracuje wolno i starannie. Nie powinno się go niepotrzebnie popędzać, ponieważ będzie czuł, że został zmuszony do zakończenia swoje pracy w krótkim terminie, ale za cenę braku poczucia satysfakcji, że jego praca została wykonana dobrze. Dobrym lekarstwem wzmacniającym takie dziecko, jest częste przytulenie go.

3. Gnuśny

Taki uczeń łatwo się rozprasza, gdy ma wykonać jakieś prozaiczne zadanie, ponieważ nie potrafi się „zbytnio cieszyć” wysiłkiem jaki przed sobą dostrzega. Sam nie chce się do niczego zmuszać, ale jest w stanie znieść pewne popchnięcie od innych, tyle że nigdy nie zrobi więcej niż absolutnie minimum. Takie dziecko wymaga wielkiej naszej uwagi i odpowiedzialności, ponieważ bardzo chętnie szybko „przeleci” przez wyznaczone zadanie, tylko po to, by zakomunikować nam, że już je zrobił, a następnie zacznie myśleć z jakiego powodu musiał robić takie zadanie. (Nie sprawdziłam wszystkich moich dzieci, ale wierzcie mi, ten typ ucznia tak). Powinniśmy mu pokazać jaka jest nagroda za wytrwałą pracę, ponieważ ma on tendencję do przekonywania siebie, że bardzo niemądre jest odkładanie pracy do jutra jeśli można ją odłożyć do następnego roku. „Kij i marchewka” są najbardziej użytecznymi narzędziami do pracy z takim dzieckiem, ale nie zapomnij kochać go pomimo tego, że czasami wystawia twoją cierpliwość na próbę.

4. Równomierny

Taki uczeń jest konsekwentną osobą, która generalnie uczy się z dosyć dużą łatwością wszystkich przedmiotów, chociaż podobnie jak inni, niektóre przedmioty są dla niego bardziej interesujące niż inne. Przez materiał przechodzi miarowo, bez zrywów czy zahamowani spowodowanych zwiększeniem czy brakiem motywacji. Zazwyczaj robi bardzo dużo, ponieważ nie łatwo mu przeszkodzić czy też zniechęcić. Jest dobrym uczniem, który nie sprawia wielkich kłopotów w czasie nauczania go.
 
* * *
Możesz stwierdzić, że niektóre twoje dzieci są mieszaniną powyższych typów, ale mam nadzieję, że ten opis zawiera wskazówki, które pomogą ci uporać się z codzienną nauką. Pamiętaj również, że Bóg w specjalny sposób „zaprojektował” twoje dziecko i uczynił ciebie właściwym partnerem, który będzie umiał odpowiednio postępować z każdym z twoich unikalnych dzieci.

Naprawdę ogromną radość poczujesz wtedy, gdy twoje dzieci staną się starsze i zaczniesz widzieć: Ach, to dlatego Bóg stworzył je w ten sposób!

cdn.

sobota, 26 marca 2011

Edukacja domowa – pomyślna, radosna, wykonalna – część 1

Oto kolejne tłumaczenie bloga Marylin Boyer - mamy 14 dzieci, z których wszystkie były uczone przez nią w domu. Większość jest już dorosła, a w domu pozostało troje. Tytuł jest znaczący i wiadomo o czym będzie. Niektóre aspekty, bez modyfikacji, nie przydatne niestety dla polskich rodziców, ale większość bardzo praktyczna i dla nas.

Zapraszam do lektury


Typowy dzień

Ludzie często pytają mnie jak wygląda „szkoła” w naszym domu. W edukacji domowej chodzi głównie o relacje z naszymi dziećmi. Pamiętaj o tym, kiedy przygotowujesz kolejny „rok szkolny”. Zaplanuj wszystko tak, aby być ze swoimi dziećmi, kiedy będą się uczyć. Nigdy nie mówię moim dzieciom, aby poszły sobie do swojej „szkoły”. Staram się wrzucić pranie do pralki, w czasie kiedy one wykonują swoje domowe obowiązki, a potem robimy razem lekcje. BĄDŹ ZE SWOIMI DZIEĆMI W KLASIE. Pewnego dnia, gdy byłam bardzo zmęczona, weszłam do salonu, a moje dzieci, jedno za drugim, przydryfowały do mnie – one są dużo bardziej zmotywowane do pracy, gdy mama też jest w nią zaangażowana.

Codziennie przydzielam im prace do wykonania i każde dziecko wykonuje ją w swoim tempie. Dotyczy to wszystkich przedmiotów szkolnych. Kiedy ktoś pyta moje dzieci, do której chodzą klasy, zazwyczaj podają taką klasę, która jest zgodna z ich wiekiem, ale tak naprawdę pracują nad poszczególnymi przedmiotami na poziomie różnych klas. Jeżeli są dobre w historii i kochają ją, mogą zrobić w jeden rok dwa lub trzy lata. Jeśli nie za bardzo radzą sobie z matematyką, mogą być „w klasie niższej niż powinny być”, ponieważ dużo ważniejsze jest zaszczepienie w nie pewności siebie. Zatrzymaj je na tym poziomie, które jest dla nich wyzwaniem, ale nie zniechęcaj ich. Kiedy posiądą już daną umiejętność, idź dalej. Jeśli piszą poprawnie ortograficznie, nie ma potrzeby dawania im listy nowych słówek, aby przez cały tydzień ćwiczyły ich pisownię. Jeśli w poniedziałek napiszą poprawnie dyktando zawierające jakieś trudne słowa, to naprawdę nie ma potrzeby, aby uczyły się jak należy je pisać przez cały długi tydzień. Dostosuj pracę swoich dzieci do ich potrzeb.

Pamiętaj też, że nie musisz wiedzieć wszystkiego, aby nauczać swoje dzieci. Dla twoich dzieci będzie czymś dobrym, gdy zobaczą jak ty sama się uczysz i zmagasz, jak ćwiczysz. Kiedy mam wyjaśnić jakieś nowe pojęcie, powiedzmy z matematyki, najpierw sama rozpracowuję to pojęcie, a dzieci są ze mną i się temu przyglądają. Potem pozwalam im patrzeć w jaki sposób rozwiązuję zadania. A w końcu każę im odejść, by zrobiły samodzielnie jedno podobne zadanie. Kiedy wracają pokazując mi swoje rozwiązanie, mogę zobaczyć czy poprawnie zrozumiały dane zagadnienie. Pomyśl jak byś się czuł, gdybyś gdzieś na boku rozwiązał 15 zadań z matematyki i w każdym z nich popełnił ten sam błąd – czy to nie byłoby zniechęcające? Większość podręczników do matematyki jakie widziałam, ma o wiele za dużo zadań, które dziecko ma wykonać jednego dnia. Dzieje się tak dlatego, że autorzy chcą pomóc nauczycielom, którzy mają w swoich klasach uczniów o różnych zdolnościach i umiejętnościach. Kiedy przydzielam moim dzieciom pracę na dany dzień, daję im 10 – 15 zadań matematycznych dziennie. Jeśli zrobią je poprawnie i wykażą się zrozumieniem to wspaniale – możemy pójść dalej i zrobić więcej następnego dnia. Czasami przerobimy jednostkę lekcyjną, czasami nie. Mamy książki przyrodnicze dla każdego dziecka, na jego poziomie. Książki te dotyczą różnych tematów np. pogody. Kiedy dane dziecko zakończy studiować tę książkę, wybieramy się do stacji meteorologicznej znajdującej się na lotnisku. Czasami takie wyjścia się nie udają, wówczas każę moim dzieciom po prostu przestudiować książkę, który jest na ich poziomie i dotyczy danego tematu.

Zrób wszystko, aby czas lekcji była fajnym czasem także dla młodszych dzieci. Ja robiłam coś, co dobrze działało, przygotowywałam specjalne materiały i zadania, aby moje maluchy mogły je wykonać w czasie, gdy starsze dzieci odrabiały swoje lekcje. Latem, w czasie wyprzedaży, kupowałam papiery, kredki, pisaki, kleje itd. Aż do pierwszych dni września przeglądaj gazetki reklamowe centrów biurowych Staples’a lub supermarketów Walmart, by znaleźć oferty tygodnia i zaopatrzyć się w to wszystko, co zajmie twoje przedszkolaki. Możemy kazać im pozostać w specjalnie wyznaczonym dla nich miejscu, aby tym się zajęły tym co jest dla nich przygotowane i nie nudziły się; (ale pamiętaj nie jesteśmy w stanie sprawić, by maluchy przez cały długi dzień się tym zajmowały i „trzymały od nas z daleka”). Mogą tam robić takie rzeczy jak układać flanelowe grafy, puzzle, lepić plastelią playdough, sortować różne kształty, szkicować, kopiować, rysować po śladach – to wszystko, co je czegoś nauczy.

W naszym domu, tata nie przeprowadza żadnych lekcji szkolnych; niektórzy ojcowie mogą to robić, ale u nas tata po prostu nie ma na to czasu. Czasami poprawia prace naszych maluchów oraz zachęca je swoją uwagę i nalepkami przyczepianymi do ich prac. W ciągu dnia zdarzało się naszym maluchom mówić, że swoją pracę wykonują dla taty.

Na początku dnia spędzam 10 minut z najmłodszymi dziećmi, podczas gdy starsze wykonują proste prace domowe np. sprzątają jakieś rzeczy, które nie są na miejscu. Później, ok. godziny 10, kiedy starsze dzieci mają przerwę na przekąskę, znowu przez jakieś 10 minut pracuję z maluchami / przedszkolakami. Kiedy około południa „szkoła” się kończy, kolejny raz zajmuję się moimi najmłodszymi czytając im historie biblijne, ucząc na pamięć biblijnych wersetów lub przedstawiając im biblijne postacie. W tym czasie starsze dzieci przygotowują kanapki na lunch. Kiedy maluchy WIEDZĄ że mogą liczyć na to, że w tym czasie będą tylko one z mamą, zazwyczaj nie będę domagać się jej uwagi przez cały długi dzień.

Ludzie pytają nas czy mamy spokojną salę lekcyjną. Nie mamy! Próbujemy mówić szeptem, aby sobie nie przeszkadzać, ale ze względu na liczbę dzieci używamy trzech pokoi. Dzieci, które mają czytać, siedzą na kanapie w pokoju dziennym, chyba, że jest coś na czym muszą się szczególnie skoncentrować, wówczas przechodzą do swojego własnego pokoju. Małe dzieci są w kuchni, gdzie układają puzzle lub wykonują inne kształcące zadania. Dzieci, które piszą, siedzą przy stole w jadalni razem ze swoimi zeszytami ćwiczeń, czy podręcznikiem do matematyki. I tak nasze dzieci przechodzą z pokoju do pokoju. Zauważyłam, że nauczanie starszych dzieci wymaga dużo mniej czasu niż nauczanie młodszych. Przedszkolaki i dzieci, które właśnie uczysz czytać, są tymi, które potrzebują najwięcej twojego czasu i uwagi. Kiedy starsze dzieci zaczynają szkołę średnią, powinny być już zdolne do samodzielnego motywowania się do pracy. Powinno się im tylko pokazać, co chcemy aby w ciągu danego roku osiągnęły i pozwolić im, aby sami ustalili swoje tempo i wzięli na siebie więcej odpowiedzialności. Starsze dzieci musza przyzwyczaić się do pewnego poziomu hałasu jaki czynią maluchy, natomiast małe dzieci muszą nauczyć się trochę mniej hałasować.

Pamiętaj też o zaplanowaniu przyjemnych rzeczy – specjalnych wycieczek do jakiegoś sadu czy muzeum, przygotowania fajnych potraw z jakiejś okazji, projektów rękodzielniczych itd. Dzieci powinny nauczyć się robić pewne rzeczy, których nie lubią robić, ale pamiętaj odrobina zabawy sprawia, że wszystko staje się bardziej przyjemne i lepiej się to pamięta.

cdn

środa, 16 marca 2011

Egzamin z biologii

Biologię mamy za sobą. Aga wyszła z  oceną dobrą i po egzaminie była zadowolona. To co dla niej najtrudniejsze, czyli egzamin ustny, był bardzo fajnie przeprowadzony. Zdecydowałyśmy, że ostatnie 5 egzaminów odkładamy na czerwiec. Jednak dojazdy do Gorzowa to mordęga.

środa, 9 marca 2011

Caspar David Friedrich

Caspar David Friedrich - jest jednym z ulubionych malarzy mojej starszej córci (obok Da'Vinci, Chełmońskiego, Gierymskiego, Michałowskiego, Alfonsa Muchy i jeszcze kilku innych o których co najwyżej słyszałam). W każdym razie o Friedrichu słyszałam od Ani i razem z nią (oraz dzięki niej) oglądałam jego charakterystyczne obazy.

Dzisiaj natomiast jeden z tych obrazów omawiałyśmy z Agatka. W związku z nim, Aga napisała coś w rodzaju wiersza.

Daleko wpatrzona, w jasne fale błękitne
Zadumane spojrzenie błąka się po rzece
Oczy smutek zdradzają i samotności falę
Pochylona stoi wgapiona nadal w obraz
Który żyje w swoim świecie
Ciemne fugi, ciemne ściany
Dają charakter smutny
Gdyż w samotnej niedoli Karolina stoi.

piątek, 4 marca 2011

CNK

Skrót należy rozszyfrować tak: Centrum Nauki Kopernik. Właśnie w tym miejscu spędziłyśmy dzisiaj z Agą ładnych parę godzin. Powiem od razu "z grubej rury" - Berlińskie muzeum techniczne przy Koperniku, to mały przedsioneczek w wielkim domu. Cieszę się, że byłam w Berlinie w tym muzeum, ale naprawdę Kopernik robi wrażenie. I wcale nie chodzi o tłumy bawiących się doświadczeniami ludzi w różnym wieku, ale o możliwości. O ilość różnych stanowisk, o ich różnorodność. Wow!!! 

Parę dni temu (coś mi się wydaje, że wczoraj) otworzono nowy dział Re: genracja. Rewelacyjny. Właśnie tam spędziłyśmy najwięcej czasu. Byłyśmy w Centrum ponad 3 godziny i nie udało nam się pobawić (tak to trzeba było nazwać) nawet połową tego, czym mogłyśmy się pobawić. Do niektórych miejsc nawet nie doszłyśmy, przez inne przeszłyśmy w biegu. Na szczęście kupiła bilety roczne (tylko 3 razy droższe od normalny i to niecałe 3 razy), więc pewnie będziemy częstymi gośćmi w tym miejscu. Niektóre urządzenia nie działały, może do następnej naszej wizyty zreperują.A do tego coś mi się zdaje, że tam jest sporo miejsca na kolejne eksponaty - jakieś takie puste przestrzenie widziałam.

 Aha, skorzystałyśmy też z "teatru robotów", obejrzałyśmy pomoce naukowe w sklepiku. a na koniec zakupiłyśmy coś do picia w barze. Można tam też kupić obiad, jeśli ktoś z daleka przyjechał, to nie jest skazany na szukanie czegoś do jedzenia "na mieście".

A na końcu parę zdjeć:






 I na sam koniec zagadka: kto wie co to jest?


czwartek, 3 marca 2011

Porady dla dyrektora szkoły

Jakiś czas temu (dawno, dawno) byłam dyrektorem szkoły. Dzisiaj już nie jestem - i dobrze, bycie dyrektorem to nie same zaszczyty, dużo pracy i ogromnie dużo odpowiedzialności - nasze życie rodzinne legło w tamtym czasie w gruzach i trudno było je jako tako odbudować.

Ale mimo, że nie jestem otrzymuję e-mailowo gazetkę dla dyrektorów szkoły. Dzisiaj też takową otrzymałam i zatkało mnie (chociaż może nie specjalnie zdziwiło). Otóż napisane tam jest tak:

Szanowny Dyrektorze!

Czy wiesz, że uczęszczanie do szkoły
jest bardziej niebezpieczne niż...
PRACA W KOPALNI?

Moja siostra, która uczy wf-u w gimnazjum raz na jakiś czas dzwoni do mnie, że coś tam się stało, a to jakieś dziecko wybiło sobie palec, a to zasłabło (i dzięki temu rodzina dowiedziała się, że ma chore serce) itd. Moja siostra bardzo przeżywa takie sytuacje.

Czy ktoś wysłałby swoje dziecko do kopalni? A jednak do szkół wysyłamy.
Jeżeli o nas chodzi to nie te kwestie były podstawą naszej decyzji o ED, ale chęć pomocy Agacie by rozwinęła swoje możliwości bez presji rówieśników. Natomiast nie dziwię się rodzicom maluchów, zwłaszcza pięciolatków, które od września będą musiały powędrować do szkoły, że obawiają się o swoje dzieci. W Warszawie nie wszystkie pięciolatki "zmieszczą" się w przedszkolach więc aż w 74 szkołach otworzono oddziały "zerówkowe".