niedziela, 31 lipca 2011

Zielona Warszawa


Po kilku miesiącach mieszkania w Warszawie odkrywam, że jest to miasto parków, skwerów i zieleni (doliczyłam się 60 parków, nie licząc skwerów czy prawego brzegu Wisły). Powoli je odkrywam. W zeszłym tygodniu byłyśmy z Agatka w Parku Ujazdowskim. Park niezbyt duży, ale cudowny, zadbany i taki "klimatyczny". Chociaż niech nikogo nie zwiodą zdjęcia, który sugerują, że jest to oaza spokoju. Niestety nie jest - w parku bardzo mocno słychać miasto, jakby nie było znajduje się w Śródmieściu (między Alejami Ujazdowskimi a Trasą Łazienkowską). Ale i tak moim zdaniem jest piękny.





Razem z Markiem odkryliśmy też piękno Pole Mokotowskiego. Bardzo duży teren (ponad 68ha), pięknie wyrzeźbiony (podobno jest to dzieło człowieka, nie natury), znajduje się zaraz obok stacji metra o wdzięcznej nazwie "Pole Mokotowskie" - bo jakże inaczej ma się ona nazywać. Park nie jest aż tak dopieszczony jak Ujazdowski, ale w przeciwieństwie do tamtego jest na tyle duży i zadrzewiony, że wygłusza hałas miasta.







wtorek, 26 lipca 2011

Dramat w Norwegii

Jestem bardzo poruszona tym, co zdarzyło się kilka dni temu w Norwegii (wybuchy w centrum Oslo, strzelanie do młodzieży spędzającej wakacje na wyspie). Sytuacja, która nie mieści mi się w głowie, której nie potrafię opisać, bo nie znam odpowiednich słów, mogących wyrazić moje emocje i myśli z tym związane. Jakoś łatwiej mi przyszło pogodzić się i potraktować za występujące w świecie rzeczywistym, wybuchy w centrum Oslo (jak łatwo przyzwyczajamy się do aktów terroryzmu), w ostatnich latach takie rzeczy zdarzały się i gdzieś w mojej głowie siedziało przekonanie, że są możliwe. Ale strzelanie do nastolatków spędzających wakacje na wyspie? Jest czymś tak nierealnym, tak.... no właśnie nie mogę znaleźć słów, a czuję ból - bo te nastolatki były mniej więcej w wieku moich córek. 

W każdym razie postanowiłam, że skoro mieszkam w Warszawie, skoro jest tutaj ambasada Norwegii - to pójdę do tej ambasady i złożę kondolencje. Pojechałyśmy tam dzisiaj rano z Agatką. Zabitym już nie pomożemy, ale ich rodziny i przyjaciele i w ogóle przerażeni mieszkańcy Norwegii zasługują na nasze wyrazy współczucia i sympatii. I myślę, że to dobrze, aby nastolatki Polskie (a wiec też Aga), mogły takie coś małego z siebie dać. Zresztą od pierwszego dnia ludzie przychodzili pod ambasadę, aby to współczucie wyrazić.



poniedziałek, 25 lipca 2011

Obóz nad Biebrzą


Ostanie dwa tygodnie Agatka spędziła nad Biebrzą - na obozie organizowanym przez nasz kościół. Cisza, brak sklepów, świeże powietrze, grupa sprawdzonych, wartościowych przyjaciół - ot czego trzeba młodemu człowiekowi by odpoczął. Przy okazji Aga doszła do przekonania, że chce przyjąć chrzest. Jak postanowiła, tak zrobiła, a myśmy mieli przywilej brać udział w tej uroczystości. Nutę romantyzmu dodała do tego natura, bo chrzest odbył się w rzece, padał deszcze, a moje dziecię było szczęśliwe.


Samo miejsce jest bardzo urokliwe. Nieuregulowana rzeka i bagna.


niedziela, 17 lipca 2011

Na farmie w Oregon

Oddaję dzisiaj głos Jonathanowi Eischen, absolwentowi Edukacji Domowej i założycielowi dwóch firm. Jonathan podzieli się z nami tym, w jaki sposób edukacja domowa wyzwoliła w nim przedsiębiorczość i wpłynęła na jego wiarę.

Jonathan Eischen
Dziękuję Ci, że chcesz poświęcić swój czas, aby przeczytać moją historię! Jeszcze nigdy nie dzieliłem się w formie pisemnej swoim doświadczeniem i cieszę się, że przejdę przez to razem z Tobą. Co ważniejsze, cieszę się, że może być to dla Ciebie zachętą na Twojej drodze poznawania Bożej woli odnośnie kierunku w jakim ma pójść edukacja w Twoim domu.

Zacznijmy od początku!

Nazywam się Jonathan Eischen. Obecnie mieszkam we wsi Cornelius, w stanie Oregon, w wiejskim domu zbudowanym na farmie, w którym mieszkało 5 poprzednich pokoleń mojej rodziny. Mieszkam tam razem z piątką mojego rodzeństwa, rodzicami i dziadkami. Od drugiej do dwunastej klasy uczyłem się w domu. Niedawno ukończyłem Uniwersytet Stanowy Oregon w dziedzinie Ekonomii Zarządzania (Business Administration). 

Dla mojego pokolenia edukacja domowa była czymś nowym. Moi rodzice chodzili do tradycyjnej szkoły, a potem zdobyli dyplomy na publicznych uniwersytetach. Edukacja domowa była zupełnie nieznanym lądem zarówno dla moich rodziców, jak i dla nas – dzieci. Patrząc wstecz, powiem krótko, jestem niezwykle wdzięczny za możliwości i doświadczenie jakie ED wniosła do mojego życia. W podsumowaniu tego artykułu, będę chciał podzielić się z Tobą, tym co mi się podoba, a co nie w Edukacji domowej, z perspektywy osoby będącej już po studiach. Ale zanim to nastąpi, pozwól, że przedstawię Ci tło mojego akademickiego i osobistego życia.
Na początku moi rodzice zapisali nas do prywatnej szkoły chrześcijańskiej, znajdującej się w naszej okolicy. Chodziłem tam do przedszkola, a potem do pierwszej klasy. Niezbyt dobrze pamiętam ten okres mojego życia. Ale ciągle pamiętam jak bardzo byłem zakłopotany, kiedy nasz nauczyciel ogłosił, że opuszczamy szkołę, by uczyć się w domu. Obawiając się docinków kolegów, powiedziałem moim przyjaciołom z klasy, że opuszczam szkołę tylko na jakiś czas i na pewno wrócę. Oczywiście nie było o tym mowy i moja chwilowa nadzieja powrotu nigdy się nie spełniła. Bóg poprowadził moje życie w innym kierunku. 

Dla mnie, jako ośmiolatka, opuszczenie prywatnej szkoły nie miały żadnego sensu. Dużo później zdałem sobie sprawę, że posyłanie szóstki dzieci do prywatnej szkoły nie było tanie dla mojego taty. Ponieważ z farmy nie dało się utrzymać całej naszej rodziny (czyli rodziny mojego dziadka i mojego taty), więc częściowo żyliśmy z pracy mojego taty w przedsiębiorstwie przetwórstwa roślin na północ od Cornelius. Prywatna szkoła była zdecydowanie za droga. Moi rodzice wspólnie podjęli decyzję, że dzieci będą uczyć się w domu. Chociaż moja mama ukończyła studia i z łatwością znalazłaby jakąś pracę, obydwoje byli przekonani, że powinni budować dom, a nie kulturę korporacyjną. Edukacja domowa NIE udałaby się w mojej rodzinie, gdyby moi rodzice nie współdziałali ze sobą.

Edukacja domowa na farmie

Widok z naszego domu
Nasza rodzina uprawia kawałek ziemi na wzgórzu Cornelius w Oregonie, od 1884 roku. Uprawialiśmy i hodowaliśmy tam niemalże wszystko: od żywego inwentarza do drzewek brzoskwiniowych. Dzisiaj komercyjnie zajmujemy się głównie uprawą maraski (odmiana dzikiej wiśni), włoskiej śliwy, pszenicy, gospodarką leśną i pszczelarstwem. Powierzchnia naszego gospodarstwa wynosi ok. 300 akrów (ponad 120 hektarów). Praca na farmie jest sezonowa i co jakiś czas mamy kolejne "żniwa". Ze wszystkich tych zbiorów, najważniejsze dla mojej rodziny są czereśnie, śliwki i miód. Zarządzanie polami pszenicy i lasem, mój dziadek przekazał firmie zewnętrznej jakieś 25 lat temu wiedząc, że lepiej wykorzystają te zasoby. Ze względu na taką właśnie sezonowość, edukacja domowa z elastycznymi godzinami i okresami pracy miała niezwykle dobroczynny na nas wpływ. 

Jazda po zbitej trawie
Zamierzam teraz coś wyznać. Dorastanie na farmie i skupienie się na nauce było dla mnie bardzo trudne. Dla nikogo nie powinno być zaskakujące, że największym czynnikiem motywującym mnie do odrabiania lekcji, była wolność „badawcza” jaką miałem później na dworze. Czy był to środek lata czy głęboka zima, zawsze wolałem być na zewnątrz budując coś, czy krzątając się wokół gospodarstwa. Środowisko tradycyjnej szkoły z pewnością postrzegałoby mnie jako roztargnionego ucznia (albo dziecko z ADHD), a w końcu zniszczyłoby moje wyobrażenie o życiu. Życie na farmie pobudziło moją kreatywność w najlepszym znaczeniu tego słowa. Kiedy dzisiaj różni przedsiębiorcy zatrudniają moją firmę usługową, prawdopodobnie nie mają zielonego pojęcia, że moją klasą była farma na szczycie wzgórza, z zakurzoną starą stodoła i pięknymi widokami. Więc niech to wyznanie zostanie między nami.

Pszczelarstwo
Gdy miałem jakieś czternaście lat, otworzyły się przede mną pewne możliwości biznesowe. Stało się to możliwe dzięki edukacji domowej i temu, że mieszkałem na farmie. Mój dziadek hodował dla przyjemności pszczoły miodne, a ja bardzo chciałem nauczyć się pszczelarstwa, więc mój dziadek wraz z naszym sąsiadem, również pszczelarzem, nauczyli mnie tego. Jesienią 1999 roku, owocowy przemysł przetwórczy zaczął się kurczyć, jako rodzina stanęliśmy wobec niebezpieczeństwa, że nie sprzedamy naszych zbiorów śliwek. Kiedy razem z dziadkiem byliśmy w sadzie w czasie zbiorów, żartowaliśmy sobie, że możemy jakoś połączyć nasz słodki miód z naszymi przepysznymi śliwkami. W ciągu kilku miesięcy pomysł ten został wprowadzony w życie. Z wielkim entuzjazmem stworzyliśmy nasz pierwszy przepyszny produkt i z powodzeniem sprzedaliśmy jego próbki na targu dla rolników w Hillsboro. W odpowiedzi na zapotrzebowanie na ten produkt założyliśmy firmę Little Oak Farms, w której pod znakiem towarowym Original PlumHoney wytwarzamy coraz więcej smakowitych produktów z miodu. Cały czas rozwijamy firmę, angażując w nią większość członków naszej rodziny- to jest nasza wspólna droga. Wszyscy zdajemy sobie sprawę z momentu, kiedy Bóg rozpoczął tę naszą wspólną podróż.

Styl naszej Edukacji Domowej

Młody Jonathan jako piłkarz
Korzystaliśmy z różnorodnych źródeł i programów. Najpopularniejszymi programami realizowanymi w naszej rodzinie był szkolne programy video A Beka. Szkoła video spowodowała, że nasz plan lekcji był elastyczny, a dla mnie dodatkowo był o tyle dobry, że miałem wizualne przykłady tego, czego się uczyłem. Mogliśmy włączyć nasze lekcje video w każdym czasie i od dowolnego miejsca, tak aby jak najbardziej pasowały do postępów jakie robiliśmy. Moim rodzicom, bardzo podobał się program tej szkoły video, ponieważ miał bardzo wysokie, biblijne standardy, obszerny zakres informacji, a także dawał możliwość łatwego „zarządzania” nauką. A mi podobały się dlatego, że były dla mnie ciekawe, a po nauczycielach było widać, że także są zainteresowani tematem. 

Sport, muzyka i rolnictwo stanowiły również ważną część naszej akademickiej edukacji. Wszyscy braliśmy udział w jakiś zawodach sportowych i programach na świeżym powietrzu. W okresie szkoły średniej bardzo często rano uczyłem się w domu, a po południu jechałem gdzieś, aby trenować. Tak było najlepiej.

Pewnych rzeczy nie lubiłem

Bardzo wielu rodziców uczących w domu, a także bardzo wielu domowych uczniów robi pewne rzeczy inaczej i może nawet lepiej, niż miało to miejsce w mojej rodzinie. Ale pewne rzeczy, których ja nie lubiłem, są bardziej uniwersalne i generalne. Jestem przekonany, że nie ma doskonałego modelu edukacji domowej i myślę, że rodzice muszą być realistami i wiedzieć, że nie wszystko będzie doskonałe. 

W tej chwili przychodzą mi na myśl trzy rzeczy, których nie lubiłem: nikomu niepotrzebny krytycyzm ze strony obcych ludzi, brak materiałów, trudność w oddzieleniu nauki od „normalnego” domowego życia. 

  1. Wiele osób ma wrogie lub krytyczne nastawienie, ponieważ nie rozumieją dlaczego ktoś może coś robić w inny sposób. Dosyć często coś takiego miało miejsce, kiedy ludzie z naszej lokalnej społeczności, nie mający nic wspólnego z edukacją domową, zaczynali o niej rozmawiać. Wielu ludzi kwestionowało jakość naszego wykształcenia i w ten sposób, chociaż nie wprost, umiejętności moich rodziców. Byłem obrażony na tego rodzaju ludzi i przyznam, że nie cierpiałem piętna jakie było związane z edukacją domową. Ludzie po prostu nie rozumieją tego powiewu wolności jaki mamy w naszym kraju, ani tego, że moi rodzice po prostu go wykorzystali. Obecnie wiem - byłem niezwykle uprzywilejowany, ponieważ byłem edukowany w domu.
  2. Kiedy weźmiemy po uwagę milionowe dotacje jakie otrzymują szkoły, widzimy że sami nie możemy mieć takich źródeł, nawet w najmniejszej części. Nasze komputery, przyrządy do przeprowadzania doświadczeń, inne przedmiot potrzebne do nauki zazwyczaj są dużo gorszej jakości, często są przestarzałe. Nie podobało mi się to, ale rozumiałem, że musimy iść na kompromis. Niektórzy z moich przyjaciół uczących się w domu, w okresie szkoły średniej, zapisywali się na zajęcia prowadzone na publicznych uniwersytetach i dzięki temu, od tego momentu mieli dostęp do wielu źródeł. Mi osobiście takie znalezienie „źródeł” także bardzo odpowiadało.
  3. Podobnie jak w przypadku tradycyjnej szkoły i życia „po” w domu, w edukacji domowej istnieje potrzeba czasowego rozgraniczenia. Czasami nie jest jasne, gdzie kończą się lekcje, a zaczyna „życie”. Nie lubiłem tego poczucia, że każda moja godzina jest związana z nauką. 
Rzeczy, które mi się podobają

Jestem miłośnikiem edukacji domowej. Kiedy w 2002 roku współpracowałem z telewizją NBC jako właściciel Little Oak Farms, odkryłem coś wyjątkowego. W programie tym brało udział pięciu młodych przedsiębiorców z różnych stron Ameryki. Próbowano sobie odpowiedzieć na pytanie, co ich charakteryzuje. Ale twórcy programu, przed jego zrealizowaniem, nie odkryli jednego: czterech z tych pięciu przedsiębiorców było uczonych w domu. Ludzie kształcący się w domu są niezwykle aktywni i nie obawiają się oczekiwań jakie są stawiane wobec pracy jaką jako nastolatkowie wykonają. Byłem zdumiony, kiedy słuchałem historii życia każdej z tych osób, która w ewidentny sposób była związanie z ich dorastaniem w domu. Od tego czasu w moim umyśle edukacja domowa jawi się jako droga do niezależnego myślenia, połączona z niezwykłymi możliwościami różnorodnych aktywności. 

Rodzina
Kiedy szukamy konkretnych korzyści wynikających z edukacji domowej, mamy wiele obszarów, które warto uwypuklić. Pierwszym jest rodzina. Rodzina jest darem i planem Boga dla nas. On wybiera nam rodziców, rodzeństwo i dzieci. Nie wydaje mi się, aby Bożym planem dla Ciebie było nauczenie się żyć bez twojej rodziny, nawet jeśli trudno z nią żyć dzień po dniu. Edukacja domowa zmusza członków rodziny, aby żyli ze sobą, obok siebie, wewnątrz rodziny 24 godziny na dobę, przez 7 dni w tygodniu. W tradycyjnej szkole odpowiedzialność związana z tym, aby żyć razem jest zdecydowanie mniejsza. Jeśli nie lubisz jakiegoś nauczyciela, czy wychowawcy, to możesz być pewien, że gdy skończysz szkołę już nigdy więcej ich nie zobaczysz. To zdejmuje z Ciebie obowiązek kochania kogoś nawet w chwilach, gdy się z nią czy z nim nie zgadzasz - a to jest niezbędna życiowa lekcja. Im szybciej nauczysz się tej lekcji, tym szybciej będziesz mógł budować głębokie i mające znaczenie przyjaźnie. Oczywiście, sytuacja każdej rodziny jest inna, a Ty powinieneś zrobić to co najlepsze z życiem, które Bóg Ci dał. 

Domowe ćwiczenia muzyczne
Inna korzyścią wynikającą z edukacji domowej jest możliwość elastycznego planowania czasu. Dla mnie pożyteczne okazało się poświęcanie czasu na naukę przedsiębiorczości i zdobywanie wiedzy, jak budować własny biznes. Jestem przekonany, że jeśli człowiek wcześnie i we właściwy sposób rozpocząłby budowanie firmy, miałby solidną platformę finansowej niezależności w czasie studiów na uniwersytecie lub w college’u. Dokładnie czymś przeciwnym jest czekanie, aż zdobędzie się dyplom, by dopiero wtedy rozpocząć budowanie własnego bogactwa czy majątku. Oczywiście rozpoczęcie biznesu niesie za sobą ryzyko i nie jest dla każdego. Edukacja domowa może jednak złagodzić to ryzyko, ponieważ rodzice wpierają dzieci w czasie, gdy te rozwijają swój biznes.


Jonathan z siostrą i siostrzeńcem
Myślę, że młody przedsiębiorca powinien najbardziej skupić się na nauce i powolnym wprowadzaniu do realnego życia tego, co się nauczył. Edukacja domowa pozwala na powolne dorastanie do brania odpowiedzialności w prawdziwym życiu, wraz z praktyczną obserwacją codziennego życia i potrzeb rynku. Dla młodego człowieka nauka stawiania jedzenia na stole i dbania o bezpieczną przyszłość rodziny jest bezcenną lekcją, bez względu na to czy uczy się w domu czy też nie. Ale czy jest lepsze miejsce do takiej nauki niż dom i to od najmłodszych lat! To nie muszą być egoistyczne czynności. Przedsiębiorstwo zanurzone w Bożych zasadach może być bardzo odpowiedzialnym zadaniem. W jaki sposób możesz komuś pomóc, jeśli nic nie posiadasz?

Ostatnią bardzo ważną korzyścią wynikającą z edukacji domowej jest możliwość budowania wiary. W edukacji domowej możesz naprawdę postrzegać życie z Bożej perspektywy, a podstawę swojej nauki budować zgodnie z Jego zasadami. Jest to dużo trudniejsze, jeśli przez 95% czasu jesteś nauczany tak, jakby Bóg nie istniał. Jestem przekonany, że gdy uczymy się o tym, co Bóg stworzył, On sam jest uwielbiony. Budowanie wiary jest istotną częścią naszego życia i edukacja domowa z łatwością może objąć jakościowo dobry czas budowania relacji z Chrystusem. 

Obecnie

Mam 24 lata i niedawno uzyskałem dyplom na stanowym Uniwersytecie w Oregon, w dziedzinie Zarządzania Przedsiębiorstwem. Obecnie jako młody przedsiębiorca uczę się produktywnego wykorzystania mojego czasu. Po ukończeniu studiów, wróciłem na farmę, aby założyć nową firmę GeoCatalyst. Poprzez tę firmę zamierzam wykorzystać moje techniczne doświadczenie i rozszerzyć działalność Little Oak Farms. Firma ta tworzy strony internetowe, kreuje marki i prowadzi marketing online dla małych przedsiębiorstw w Stanach Zjednoczonych. W tej chwili mam 19 klientów i stabilne dochody wystarczające na życie. Mam nadzieję, że pewnego dnia będę mógł dać pracę paru osobom. Little Oak Farms również rozwija się, jednak tutaj potrzebujemy więcej czasu, aby rozwój był znaczący. Zobaczymy, gdzie Bóg nas zaprowadzi. 

Wnioski

Kiedyś nie postrzegałem edukacji domowej w ten sposób, ale po fakcie, patrząc wstecz na moje doświadczenie, dyplom uniwersytecki, doszedłem do tego, że doceniam prawdziwą wolność jaką mi dała. Oczywiście wolność w edukacji przychodzi razem z wieloma obowiązkami, ale warto się tego podjąć. Możliwość życia i pracowania razem ze swoją rodziną jest wielkim błogosławieństwem.

sobota, 16 lipca 2011

Powsin

Obie córcie na obozach, więc mama z tatą zwiedzają "samodzielnie" ciekawe miejsca. Coś mi się zdaje, że z uwagi na wiek moich dzieci, coraz częściej będzie to tak wyglądać. Cóż, czas nie stoi w miejscu i chociaż wielu rodzicom maluchów wydaje się, że tak będzie już zawsze, że dzieciaczki zawsze (a przynajmniej przez wiele wiele lat), będą małe, to jednak tak nie jest. I dzieje się to o wiele za szybko - tak przynajmniej to wygląda z mojej perspektywy.
No ale nic to, trzeba się cieszyć tym co przynosi dzień dzisiejszy. A przyniósł piękną pogodę, wolny dzień, więc na rowerkach pojechaliśmy sobie do ogrodu botanicznego w Powsinie. Przepiękne miejsce, które chciałam odwiedzić już bardzo dawno temu. 



piątek, 8 lipca 2011

Rozkoszuj się swoimi dziećmi - klucz do ich serc – cz.4

Czas rodzinny

Bardzo lubimy bawić się razem jako rodzina, gdyż wspólna zabawa jest jak cement, który nas razem wiąże, w związku czym szukamy sposobów, aby w zwykłych dniach pojawiały się niezapomniane wydarzenia.

Oto niektóre pomysły, mogące być podpowiedzią dla waszej kreatywności.

  • Piknik z grillem na świeżym powietrzu. Lubimy wynieść na dwór grill, gotować tam i jeść. Każde z dorosłych dzieci przynosi jakąś potrawę, gramy w badmintona, krykieta, bawimy się w pociąg, wozimy na rowerach nasze wnuki. Uwielbiam patrzeć jak każdy się cieszy z obecności pozostałych, jak wszyscy „kuzyni” mają wspólnie świetny czas. Radością napawa mnie też, gdy patrzę na moje dorosłe dzieci wesoło bawiące się ze swoimi siostrzeńcami i bratanicami! Ty także możesz się tego spodziewać po swoich dzieciach, jeśli zainwestujesz w nie teraz, kiedy są małe, rozkoszując się nimi!
     
  • Podróże rodzinne – Kilka razy pojechaliśmy na zorganizowane wycieczki z innymi, ale porzuciliśmy to i w zamian podróżujemy jako rodzina do miejsc związanych z historią, muzeów itd. Odkryliśmy, że w czasie takich zorganizowanych przez tatę wycieczek każdy się czegoś uczy i odnosi korzyści. Jeśli jeździsz z wielką grupą, to zazwyczaj rodzice rozmawiają z rodzicami, a dzieci robią ogromny harmider nie wynosząc zbyt wiele z takiej wycieczki.
     
  • Zimowe, śnieżne dni – Rick ma kilka koni i jeden z nich jest specjalnie przeznaczony do ciągnięcia sań. Mamy wiele zabawy w czasie tych rzadkich dni, gdy sypie śnieg, a my zabieramy dzieci na farmę, gdzie trzymamy konie, zakładamy uprząż, mocujemy sanie i suniemy po śniegu! Mamy też kawałek pochyłego pola, który w takie dni zamienia się we wspaniały tor saneczkowy. Dzieci zazwyczaj sklecają jakieś „sanki” ze sklejki czy tego co znajdą w stajni i ruszamy!! Rick stawia ściany kartonowo - gipsowe, co oznacza, że mamy całe stosy kawałków kartonowo – gipsowych. Pamiętam taki rok, kiedy dzieci postanowiły zbudować igloo oblepiając śniegiem taki stos, a potem próbując pozbyć się ze środka płyt. Ale była zabawa!
     
  • Pierwsze zimowe ognisko i wszystkie następne. Kochamy robić ognisko. Z pierwszego ogniska „jesiennego” robimy święto. Tata przygotowuje na ognisku gorącą czekoladę a my prażoną kukurydzę. Kukurydzę robimy na starej „zabytkowej” patelni z długą rączką.
     
  • Wieczory z książką – zaczęliśmy je kilkanaście lat temu. Wychodzimy z naszymi dziećmi na kolację do Golden Corral, co już samo w sobie jest przyjemnością. Mają tam wszystko, co nadaje się do jedzenie i to w różnych wariantach. Potem kierujemy się do biblioteki. Pomagam dzieciom wybrać książki, które mogłyby być dla nich interesujące. Książki bierzemy na 3 tygodnie, więc przez ten czas, Kelley czy Kasey przygotowują specjalne uczty na wieczór i robimy sobie „czytanie wieczorową porą”, w tym czasie każdy (włączając w to mamę i tatę) siada sobie wygodnie w salonie i czyta wybrane książki.
     
  • Rodzinne quizy biblijne – kiedy dzieci były młodsze każdego piątkowego wieczoru organizowaliśmy sobie quiz biblijny. Tata zadawał jakieś pytanie dotyczące Biblii, a dzieci zdobywały nagrody za udzielenie odpowiedzi – jakieś drobne smakołyki, batoniki czy rodzynki. Było to bardzo fajne dla wszystkich, a dla dzieci było zachętą, aby uważnie słuchały, gdy każdego wieczoru przed rodzinną modlitwą czytaliśmy głośno Biblię.
     
  • Wieczory rodzinne – W każdy piątek wieczorem, w naszym domu, zbiera się cała nasza rodzina. Każdy przynosi ze sobą jakąś potrawę. Czasami my robimy coś włoskiego, meksykańskiego, jakąś pieczeń, czy kurczaka, a dorosłe dzieci, które już z nami nie mieszkają, przynoszą jakąś przystawkę czy deser. Cieszymy się ze swojego towarzystwa. Często po prostu rozmawiamy, bawimy się z wnukami, czasami nawet śpiewamy.
     
  • Specjalne wieczory – Aby mieć szczególny czas z każdym z naszych dzieci, wprowadziliśmy zwyczaj regularnego wychodzenia na kolację z jednym z nich. Miejsce wybierają same (w granicach zdrowego rozsądku). Spędzamy taki wieczór rozmawiając z nim na interesujący go temat. Zauważyliśmy, że te z naszych dzieci, które w domu są raczej milczące, stają się całkiem rozmowne, gdy wiedzą, że poświęcamy im całą swoją uwagę. Dzieci często planują takie spotkanie np. wybierając restauracje, na wiele dni wcześniej.
     
  • ”Happy hour” w restauracji Sonic – w naszym mieście, restauracja fast food Sonic, oferuje wszystkie napoje za pół ceny od godziny drugiej do czwartej po południu. Kiedy załatwiam jakieś sprawy w mieście, a któreś z dzieci jest ze mną, czasami wchodzimy tam, by się czegoś napić. Za każdym razem, gdy idę np. na zakupy, staram się brać ze sobą inne dziecko, po to, abym miała z nim wartościowy czas, jak również po to, aby nauczyło się jak robić zakupy.
     
  • Zapraszamy do naszego domu Bożych ludzi. Zaczęliśmy od zapraszania naszych bliskich krewnych, aby nasze dzieci mogły im usłużyć oraz uczyć się z ich mądrości.
     
  • Coroczne ognisko z okazji Bożego Narodzenia – stało się naszą tradycją. Zapraszamy naszych przyjaciół, ktoś opowiada o Bożym Narodzeniu, śpiewamy Kolendy stojąc dookoła ogniska, oczywiście mamy mnóstwo dobrego wigilijnego jedzenia.
     
  • Gościmy w naszym domu różne osoby. Staramy się, aby nasz dom był otwarty dla innych, naszych „adoptowanych dzieci”, studentów, którzy mieszkają daleko od swojego domu, starszych ludzi z naszego kościoła itd.
     
  • Jesienny dzień spadających liści z Emmą – Pewnego jesiennego dnia, razem z Emmą zrobiłyśmy sobie „dzień wolny” by pojechać w góry. Zatrzymałyśmy się i zaczęłyśmy robić zdjęcia. To był wspaniały dzień, który zapamiętałam na zawsze i mam nadzieję, że w przyszłości uda się go powtórzyć.
     
  • Piknik w górach – mieszkamy w pobliżu szczytów „Peaks of Otter” znajdujących się w górach Blue Ridge (Błękitne pasmo Apallachów). Wiosną, latem i jesienią jeździmy tam na piknik i piesze wędrówki.
     
  • Truskawkowy piknik połączony z pieczeniem ciasta i smażeniem dżemu.
     
  • Zwykłe, cotygodniowe wyjście na zakupy – Biorę ze sobą jedno z dzieci i czynię to tak, aby nasze wyjście było dla niego czymś szczególnym.
     
  • Wyjście na obiad tylko z dziewczynkami – staram się wyłapać wszystkie aluzje, które wskazują, że jedna z moich dziewcząt miała ciężki dzień. Lub po prostu poświęcam czas, by być z nimi i zobaczyć „co siedzi w ich głowach”. Wychodzimy razem na „małe co nieco” i po prostu cieszymy się ze swojego towarzystwa.

To wszystko komunikuje twoim dzieciom, że cieszy Cię ich towarzystwo. Wymyśl jakieś inne, twoje własne sposoby fajnego spędzania czasu z rodziną!

~Marylin

poniedziałek, 4 lipca 2011

Rozkoszuj się swoimi dziećmi - klucz do ich serc – cz.3

Praktyczne wskazówki

Co mam na myśli, kiedy mówię „rozkoszować się kimś”?
W języku hebrajskim słowo to oznacza – być zadowolony, zaspokajać potrzeby, z przyjemności być z, doskonalić, okazywać przywiązanie, chwalić, cieszyć się z, być przychylnym dla, lubić, zauważać, wybaczać, znajdować przyjemność w.

Definicja słownikowa: doświadczać wielkiej przyjemności, być bardzo zadowolonym. Rozkoszowanie się jest bardziej trwałą przyjemnością niż radość i nie zależy od nagle pojawiających się emocji/ekscytacji.

Pozwólcie, że przedstawię kilka konkretnych pomysłów, w jaki sposób możemy rozkoszować się swoim dzieckiem:

  • Kiedy Kasey była małym dzieckiem często w nocy schodziła na dół do naszej sypialni, i wspinała się do naszego łóżka, by przytulić się do mamy i taty. Pozwalaliśmy jej przytulać się do nas przez kilka minut, jednocześnie pokazując jak bardzo się cieszymy, że ją widzimy. To był nasz szczególny czas i Kasey do dzisiaj ciągle lubi się przytulać.
  • W naszej rodzinie każdy z nas ma jakieś „zwierzątkowe” przezwisko. Tak naprawdę to każdy ma swoje własne nazwy dla wszystkich pozostałych. Pamiętam jak kiedyś zapytałam małą Kasey, w jaki sposób poszczególni członkowie rodziny ją nazywają. Kiedy doszła do mamy powiedziała „luv oo luv oo” (koam cie, koam cie). To jest bardzo ważne, abyśmy mówili naszym dzieciom, że je kochamy i że są dla nas cenne. Jest to bardzo łatwe do zrobienia, a skutek jaki osiągamy trwa całe życie!!

    Właśnie ozdobiłam metodą scrapbookingu kartę albumową dla Kelley, dookoła na brzegach zrobiłam obwódkę, na której wypisałam wszystkie jej przezwiska. Mamy wystarczająco dużo przydomków, aby wykorzystać cały brzeg dookoła, ponieważ każdy z nas ma specjalne imię dla wszystkich pozostałych.
     
  • Bądź podekscytowany tym co i dla nich jest ekscytujące – tymi wszystkimi małymi rzeczami, o których myślisz, że nie masz na nie czasu. Pamiętam jak Tuck poprosił mnie o słone krakersy, aby „nakarmić” mrówki – dokładnie na frontowym ganku, nie gdzie indziej!! Nazwał je „duhs” i był tak rozemocjonowany patrząc jak dźwigają kawałek krakersa!! To była czysta przyjemność!
     
  • Poświęć czas, aby usiąść w piaskownicy i budować z nimi zamki. Kiedy tworzysz te zamki, tak naprawdę budujesz coś większego, coś ważniejszego, coś wiecznego!!
     
  • Już dawno zdecydowałam, że będę taką babcią, która siada na podłodze i bawi się ze swoimi wnukami. Bawię się domami dla lalek, samochodzikami zrobionymi z pudełek zapałek, a ostatnio nawet udawałam, że znajduję się w płonącym domu, a moje wnuki mnie ratują. (Kiedy już jestem uratowana, potrzebują chwili odpoczynku!!)
     
  • Zbierałam specjalne „dokumenty”, które moje dzieci zrobiły przez te lata. Zrobiłam kilka specjalnych ręcznie robionych albumów (ozdobionych metodą scrapbooking-u), w które powklejałam kartki, z którymi po prostu nie potrafię się rozstać. Aż do chwili, gdy znalazłam czas by zrobić taki album, przechowywałam wytwory ich pracy w pudełku. Dla każdego z nich miałam osobne pudełko. Jeżeli chodzi o album to najpierw robiłam zewnętrzne okładki, a kiedy wnętrze wypełniło się ich pracami, przenosiłam taki album do kartonu na strychu. Dla każdego dziecka miałam osobny karton. Oczywiście zanim taka praca trafiła do albumu, najpierw zazwyczaj wisiała na lodówce. Większość z moich dzieci już dorosła i dzisiaj te kartki są dla mnie czymś szczególnym. Chciałabym pewnego śnieżnego dnia usiąść, poprzeglądać te rzeczy, przypomnieć sobie i pokazać dzieciom, co kiedyś zrobiły, o czym być może już nie pamiętają.
     
  • Mieliśmy taki zwyczaj, że dzieci przepisywały wersety z Biblii, ćwicząc w ten sposób pisanie i często taką kartkę z wersetem wkładaliśmy w ramki i wieszaliśmy na ścianie. Jedna z nich zrobiona przez Nate wisiała tam przez lata, a tekst brzmiał „Radosne serce jest jak lekarstwo”.
     
  • Największym źródłem naszych rozrywek przez te lata, były te wszystkie słodkie rzeczy, jakie nasze dzieci, dorastając w naszym domu, zrobiły lub powiedziały. Teraz, kiedy nasze dorosłe dzieci same są już rodzicami robią to samo ze swoimi dziećmi, a my możemy usłyszeć zdania jakich się nauczyły, piosenki, ich cudowne komentarze itd.
     
  • Kiedy nasz najstarszy syn, Rickey miał około 3 lata, Rick pracował w biurze szeryfa. Zanim rankiem wyszedł do pracy siadaliśmy przy śniadaniu i w spokoju mogliśmy cieszyć się swoim towarzystwem. Jednak Rickey zaczął się budzić właśnie w tym czasie. Na początku odsyłaliśmy go z powrotem do łóżka, na kilka minut, ale Pan (Bóg) zaczął poruszać moje sumienie i wspomniałam o tym Rickowi. Tak więc następnego ranka, kiedy nasz synek zaczął jeszcze wpół śpiący, potykając się schodzić po schodach, Rick powiedział „Rickey, cieszymy się, że już wstałeś. Dobrze Ci się spało?”. Rickey z radością odpowiedział „Tak, dobrze spałem!”. Od tego czasu, każdego ranka, kiedy schodził i potykał się na schodach z podekscytowaniem wołał „Dobrze mi się spało!!!” Braliśmy go na kolana i pokazywaliśmy mu, że jesteśmy bardzo szczęśliwi widząc go. I wiecie co – to zadziałało!! Zmiana tego na czym się skupialiśmy wpłynęła na naszą postawę i radość jaką on nam okazywał była warta, aby zrezygnować z odrobiny „własnego” czasu.
     
  • Upewnij się, że chwalisz je przed innymi za charakter – nie wygląd, Pięknie odrobione lekcje czy talent. Dzieci potrzebują pochwał i odpowiadają na to. Bądź szczery, ale pamiętaj by szukać tego co pozytywne.
     
  • Nie bój się prosić. Jako rodzice często oczekujemy, że nasze dzieci będą zachowywać się jak mali dorośli i spodziewamy się, że wiedzą czego od nich oczekujemy, nawet wówczas, gdy tego nie mówimy. Niech twoje polecania będą jasne i proste.
     
  • Aby zbudować zaufanie w waszych relacjach, staraj się nie śmiać z nich i nie wprawiaj ich w zakłopotanie. Czasami, kiedy opowiadamy innym jakąś zabawną historię, nasze dzieci mogą myśleć, że wyśmiewamy się z nich, a nie dlatego, że coś było to bardzo „słodkie”, więc uważaj.

To tylko kilka prostych przykładów, które mogą pobudzić twoją kreatywność. W następnym poście kilka pomysłów jak to robić.



Rozkoszuj się swoimi dziećmi - klucz do ich serc – cz.2

Dla naszych dzieci jesteśmy obrazem Boga, w całej naszej niedoskonałości. Związek jaki mamy ze sobą (ojciec-syn; matka-córka) jest porównywalny do relacji jaką mamy jako Boże dzieci. To byłoby straszne, gdybyś nie zdawał sobie sprawy, że nasze relacje są taką właśnie ilustracją, gdyż świadomość tego jest dla nas wyraźną wskazówką i daje nam zrozumienie jak mamy postępować. Bóg wie, że jesteśmy tylko ludźmi.

Właśnie o tym przez lata mówiłam rodzicom – aby nauczyli się rozkoszować swoimi dziećmi, ale nie wiedziałam jaką taka postawa ma moc, aż do czasu gdy w zeszłym roku mój syn podczas rozmowy dobitnie mi to wyjaśnił. Posłuchajcie, co Nate ma do powiedzenia na ten temat: Nate opowiada o wpływie jaki ma rozkoszowanie się dzieckiem na to dziecko 

(Ten krótki fragment jest jednym z wielu, które znajdują się w serii DVD Homeschooling – Edukacja dla wieczności Są to trzy godziny wykładów prowadzonych przez Ricka, Marilyn i szóstkę ich dorosłych dzieci, a dotyczą tego, co robiliśmy wychowując dzieci i co one same chciałyby z tego przekazać swoim dzieciom) .

Robiliśmy to wszystko nie do końca świadomie, nie zdając sobie nawet sprawy, że jest to ważna zasada z Bożego Słowa i nie wiedząc, jak bardzo trwały wpływ ma na nasze dzieci. Gdy w końcu to zrozumiałam, zaczęłam studiować Biblię pod kątem tego, jak bardzo Bóg raduje się nami. Naprawdę jest to fascynujące!!!

cdn.