Przez ostatnie dwa tygodnie bardzo dużo działo się w naszej rodzinie. Właściwie to planowałam skupić się na dwóch sprawach: świętach Wielkanocnych i egzaminach Agatki. Ale cóż czasami okazuje się, że nie da się wszystkiego przewidzieć.
Tydzień przed feriami wylądowałam w szpitalu – nic mi się nagle nie stało – ale fakt faktem, że jeszcze jakiś czas temu nie wiedziałam, że to w ogóle będzie możliwe. Po prostu moja anemia, na którą skarżyłam się od jakiegoś czasu wynikała z tego, że mam mięśniaki. Należało je usunąć. U nas w szpitalu (i pewnie w innych) proponowano mi chirurgiczne usunięcie mięśniaków i całej reszty (bo „do czego to pani potrzebne, w tym wieku”), tylko klinika w Lublinie daje alternatywę, która nazywa się embolizacja. Generalnie polega ten zabieg na tym, że zamyka się tętnice mięśniaków jakimiś preparatami dostarczanymi przez wąziutką rurkę (obserwując cały proces pod tomografem) i one zaczynają „obsychać”. Kiedy zgłosiłam się do nich ileś tam miesięcy temu, to nie było wiadomo, kto miałby zapłacić za mój zabieg, bagatele 7 tysięcy z czymś. Ale kiedy 8 marca zadzwoniłam tak z głupia frant do szpitala okazało się, że płaci NFZ. Termin był wolny akurat przed świętami, więc oczywiście nie zastanawiałam się. W szpitalu byłam 4 dni. Embolizacja sama jest bezbolesna, ale potem…. podają na szczęście morfinę. Ale człowiek po tym zabiegu bardzo szybko dochodzi o używalności, poza tym moje mięśniaki już przy wyjściu okazały się ponad 3 razy mniejsze.
Z Lublina zabrał mnie samochodem Marek. Wziął z sobą Agatkę, a że przebywali tam 2,5 dnia więc przy okazji Aga zobaczyła lubelską starówkę i dom Palikota, a także obóz w Majdanku.
W każdym razie w czwartek byliśmy już w domu. A w piątek Marek rozbił auto – nie widział samochodu terenowego zjeżdżającego z ronda i wjechał mu w bok. Dobrze, że nic nikomu się nie stało, ale autko chyba do kasacji. A tu przede nami nie tylko święta, ale jeszcze wyjazd na koniec świata do szkoły Agatki na egzaminy. Zorganizować święta pomogły mi moje przyjaciółki – jedna upiekła dla mnie sernik, druga murzynka – dzięki dziewczyny. Były pyszne.
A do Krzyżówek Marek pojechał pożyczonym samochodem. Jeden z naszym przyjaciół zaproponował nam, że pożyczy. I tak oto wszystko jakoś się ułożyło. Od jutra Aga ma egzaminy (historia i polski), w czwartek egzamin po SP i przyroda, piątek: matematyka i angielski. Po powrocie zrobię jej ferie. Co najmniej tydzień.
Etykiety
absolwenci
(6)
Agusia
(5)
angielski
(2)
Ania
(6)
artykuły
(8)
Budowanie w rodzinie relacji opartych na miłości
(3)
cała Polska czyta dzieciom
(1)
chemia
(7)
Co można zrobić z powieścią
(4)
Czas wolny
(29)
doświadczenia
(16)
ED
(122)
Edukacja domowa - pomyśla
(5)
Edukacja domowa nastolatków
(5)
egzaminy
(13)
fizyka
(1)
geografia
(3)
historia
(9)
kreatywność
(4)
Krzyżówki
(5)
Książka
(15)
matematyka
(2)
Montessori
(1)
nauka
(18)
plastyka
(10)
polski
(10)
Poradnia PP
(3)
prace pisemne
(4)
Rozkoszuj się swoimi dziećmi
(4)
Różnorodne wątpliwości związane z ED
(3)
skauting.
(6)
szkoła
(13)
Święta
(13)
teatr
(1)
the Boyer Blog
(17)
ustawa
(2)
video
(8)
Wakcyjna wyprawa
(5)
Warszawa
(17)
WOS
(1)
wychowanie
(9)
wycieczki
(28)
Zdjęcia
(4)
zgoda
(5)
zjazd
(9)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz