wtorek, 6 kwietnia 2010

Misz masz - groch z kapustą - czyli wszystkiego po trochu

Przez ostatnie dwa tygodnie bardzo dużo działo się w naszej rodzinie. Właściwie to planowałam skupić się na dwóch sprawach: świętach Wielkanocnych i egzaminach Agatki. Ale cóż czasami okazuje się, że nie da się wszystkiego przewidzieć.

Tydzień przed feriami wylądowałam w szpitalu – nic mi się nagle nie stało – ale fakt faktem, że jeszcze jakiś czas temu nie wiedziałam, że to w ogóle będzie możliwe. Po prostu moja anemia, na którą skarżyłam się od jakiegoś czasu wynikała z tego, że mam mięśniaki. Należało je usunąć. U nas w szpitalu (i pewnie w innych) proponowano mi chirurgiczne usunięcie mięśniaków i całej reszty (bo „do czego to pani potrzebne, w tym wieku”), tylko klinika w Lublinie daje alternatywę, która nazywa się embolizacja. Generalnie polega ten zabieg na tym, że zamyka się tętnice mięśniaków jakimiś preparatami dostarczanymi przez wąziutką rurkę (obserwując cały proces pod tomografem) i one zaczynają „obsychać”. Kiedy zgłosiłam się do nich ileś tam miesięcy temu, to nie było wiadomo, kto miałby zapłacić za mój zabieg, bagatele 7 tysięcy z czymś. Ale kiedy 8 marca zadzwoniłam tak z głupia frant do szpitala okazało się, że płaci NFZ. Termin był wolny akurat przed świętami, więc oczywiście nie zastanawiałam się. W szpitalu byłam 4 dni. Embolizacja sama jest bezbolesna, ale potem…. podają na szczęście morfinę. Ale człowiek po tym zabiegu bardzo szybko dochodzi o używalności, poza tym moje mięśniaki już przy wyjściu okazały się ponad 3 razy mniejsze.

Z Lublina zabrał mnie samochodem Marek. Wziął z sobą Agatkę, a że przebywali tam 2,5 dnia więc przy okazji Aga zobaczyła lubelską starówkę i dom Palikota, a także obóz w Majdanku.

W każdym razie w czwartek byliśmy już w domu. A w piątek Marek rozbił auto – nie widział samochodu terenowego zjeżdżającego z ronda i wjechał mu w bok. Dobrze, że nic nikomu się nie stało, ale autko chyba do kasacji. A tu przede nami nie tylko święta, ale jeszcze wyjazd na koniec świata do szkoły Agatki na egzaminy. Zorganizować święta pomogły mi moje przyjaciółki – jedna upiekła dla mnie sernik, druga murzynka – dzięki dziewczyny. Były pyszne.

A do Krzyżówek Marek pojechał pożyczonym samochodem. Jeden z naszym przyjaciół zaproponował nam, że pożyczy. I tak oto wszystko jakoś się ułożyło. Od jutra Aga ma egzaminy (historia i polski), w czwartek egzamin po SP i przyroda, piątek: matematyka i angielski. Po powrocie zrobię jej ferie. Co najmniej tydzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz