piątek, 26 sierpnia 2011

Wybór szkoły

Rok szkolny już za progiem, a my? Jak zwykle u nas wszystko jakieś takie niezaplanowane - a ja tak kocham planować. W każdym razie jeszcze do przedwczoraj, nie wiedziałam do jakiej szkoły zapiszę Agatkę, czy też może zostanie w szkole, w której byliśmy do tej pory. W szkole tej, w Gorzowie Wlkp., nie było nam źle. Wręcz przeciwnie, spotkaliśmy tam się z ogromną życzliwością. Ale niestety szkoła ta jest zbyt daleko od Warszawy więc zaczęłam szukać szkoły tutaj na miejscu. Nie będę opisywać perypetii ze szkoła, z których zrezygnowałam już na samym starcie (a to miały strasznie wysokie wymagania odnośnie wyników egzaminów, a to zażądały bardzo wysokiego czesnego, a to jakieś inne dziwne wymagania). W każdym razie stanęło na tym, że złożyłam podania o ED do trzech szkół. Jedna w Nowej Iwicznej, druga lokalna na Ursynowie i prywatna szkoła "Kolorowy Czas". Dlaczego aż tyle szkół? Ano dlatego, że chciałam mieć szkołę życzliwą, ale jak najbliżej miejsca mojego zamieszkania (które znowu się zmieni ;). Aby Aga mogła korzystać ze szkoły, a także, aby dojazdy na egzamin nie były zbyt kłopotliwe. Nowa Iwiczna jest pod Warszawą, jesteśmy w trakcie kupowania własnego kąta, właśnie w tej miejscowości. Ale niestety, wbrew naszym oczekiwaniom, nie uporamy się z finalizacją transakcji do końca sierpnia, a niestety ze względu na ilość dzieci w szkole, gdzie na 300 miejsc, mają 700 uczniów, dyrekcja wymagała ode mnie zameldowania. 1 września na pewno nie będziemy go mieli, i z tego powodu szkoła ta odpadła. 

Odpadło też gimnazjum "Kolorowy Czas". Nie będę ukrywać, że szkoła ta miała najbardziej kuszącą propozycję dla rodziców uczących w domu. Niestety okazało się, że z formalnego punktu widzenia ta szkoła.... nie istnieje, przynajmniej na razie. Użyłam tego zwrotu dlatego, że szkoła po prostu nie została przez MEN wpisana do rejestru szkół, bo nie spełnili jakiś wymogów. Do dzisiaj nie dostali takiego wpisu, może w przyszłości dostaną, tego nie wiem. Ale panowie prowadzący tę szkołę, cały czas przekonywali mnie, że wszystko z prawnego punktu widzenia jest w porządku i już jest załatwione. Nie oceniam, czy robili to świadomie czy nie, ale niewiele brakowało, a obudziłabym się "z ręką w nocniku", bo właśnie tę szkołę wybrałam dla Agi. I co miałabym zrobić, gdyby tak okazało się np. w listopadzie, że niestety Agata nie figuruje w żadnej szkole mającej prawo prowadzić działalność edukacyjną na poziomie gimnazjum? Skrzywdziłabym swoje dziecko, ot co. Na szczęście dociekliwość jednej z mam, także zainteresowanych tą szkołą, kazał jej wykonać kilka telefonów i do kuratorium i do Ministerstwa. I okazało się, że póki co szkoła nie otrzymała stosownego wpisu, a nas uratowało przed fatalną decyzją.

Została nam więc jedna szkoła. Nasze rejonowe gimnazjum, ze względu na miejsce zamieszkania. Mające już doświadczenie z ED (niezbyt udane niestety). Może nie jest to szkoła moich marzeń, o ile w ogóle w Polsce taka istnieje, ale odczuwam w swoim sercu pokój i mogę już spokojnie myśleć o nowym roku szkolnym. Jakieś drobne formalności jeszcze trzeba załatwić, ale to już drobiazg.

Książki kupione, podstawa programowa rozpisana na ten rok. Przemyślenia jak pracować w swoim głównym zarysie też spisane (bo ja to jestem z tych, którzy muszą planować i to najlepiej na piśmie ;). Od przyszłego czwartku, spokojnie zabieramy się do roboty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz