niedziela, 6 lutego 2011

Powrót ze szpitala

Agatka przez całe 4 dni leżała (a raczej wariowała) w szpitalu. Jakiś czas temu pojawiły jej się zgrubienia na kostkach palców u stóp i rąk i nikt nie wie, co to jest. Najpierw chirurdzy się temu przyglądali. Wtedy był jeden guzek i chirurdzy potraktowali go tak, jak zwykli chirurdzy coś takiego traktować - wycieli i taki wycięty dali do badania. Mieli nadzieję, że to koniec. A tu niestety pojawiły się kolejne. Miałyśmy znowu wybrać się do chirurgów, ale najpierw skierowano Agę na oględziny do dermatologa. Czekaliśmy na te oględziny kilka miesięcy, dermatolog wysłał nas do innego dermatologa w Akademii Medycznej w Poznaniu.  Znowu trochę poczekaliśmy. Tam potraktowano Agę trochę łagodniej niż poprzednio - nie wycięto żadnego guzka tylko pobrano wycinek (ból i gojenie się prawie identyczne - więc właściwie nie wiem dlaczego nie poszli w ślady chirurgów, byłby jeden guzek mniej). Potem przyszedł wynik i wniosek dermatologa - obserwować i przyjść za parę miesięcy. Za te parę miesięcy byliśmy już w Warszawie i tutaj skierowano nas do reumatologów, którzy ponownie skierowali nas do dermatologów na konsultacje, a w końcu przyjęli do szpitala na badania. Badania jeszcze trwają, dotychczasowe nie przyniosły odpowiedzi na pytania: Co to jest? Skąd się wzięło? Jak to się leczy? Następne badania mają odległy termin, więc pani doktor stwierdziła, że Aga równie dobrze może czekać na to badanie w domu. 

I bardzo dobrze się stało, że jest już w domu. Efekty czterodniowego pobytu w szpitalu są zadziwiające - i nie mam  na myśli efektów medycznych. Moje dosyć posłuszne i zdyscyplinowane dotąd dzieciątko wróciło odmienione. Uczyć się? - a po co? W szpitalu jedna dziewczynka jest już 6 tygodni i nie była na żadnej lekcji. Bo przecież lepiej pograć sobie w karty, poflirtować z chłopakami, niż zawracać sobie głowę takimi błahostkami jak nauka (w 3 klasie gimnazjum). Do tego należy pyskować, drwić sobie z dorosłych i dobrze by było, aby się specjalnie nie wyróżniać trochę sobie poprzeklinać. Coś czuję, że moje poczucie konsekwencji zostanie poddane gruntownemu przeszkoleniu - bo z reguły jako typowy sangwinik, nie jestem za bardzo konsekwentna. 

Jak dobrze, że Aga była w szpitalu tylko 4 dni, a nie jak planowano 2 tygodnie. 

I jak tu takie podatne na wpływy dziecko posłać do szkoły? Nawet jeśli takie mrzonki chodziły mi przez chwilę po głowie musiałam je włożyć między bajki. Moje dzieciątko ewidentnie nie osiągnęło jeszcze "dojrzałości szkolnej" ;) - czyli takiej postawy, aby robić to co słuszne, bez względu na otoczenie.

1 komentarz: