sobota, 13 września 2008

Początki...

Dwa tygodnie oficjalnej edukacji domowej za nami. Pierwszy tydzień to były jeszcze właściwie wakacje - bo Agatka spedziła je we Włoszech - taka edukacja jest bardzo przyjemna. W drugim tygodniu zabrałyśmy się już do bardziej formalnego uczenia się. Przygotowałam sobie taki roczny plan tego co chciałabym przeprowadzić z Agatką w tym roku szkolnym i zaczęłyśmy go realizować. Nasunęło mi się już kilka refleksji, być może oczywistych, ale potwierdzajacych to, że dla nas wybór ED był doskonały.

  • Uczymy się danej umiejetności dokładnie tyle ile trzeba - oczywiscie to nie jest możliwe w nauczaniu szkolnym - bo lekcja trwa 45 minut i ani minuty dłużej czy krócej. W domu widzimy, że coś opanowałyśmy to idziemy dalej. A jeśli Aga potrzebuje troche wiecej czasu na zrobienie czegoś, to ma go więcej. I to jest świetne.
  • Doskonale udaje nam się łączyć "przedmioty". Oczywiście każdy nauczyciel zdaje sobie sprawę z wagi takiej interdyscyplinalności, ale raczej jest to niemożliwe w szkole, chociaż na pewno są próby, aby tak było, choćby osławione wśród nauczycieli "ścieżki". W domu jest to bardzo proste. Rozmawiam sobie z Agatka o prehistorii, potem oglądamy książkę do plastyki, bo tam są też informacje i zdjecia dotyczące prehistorii ale w innym ujęciu - ujęciu sztuki. Tego samego dnia mówimy o ciałach stałych z podziałem na kruche, plastyczne i sprężyste. I znowu wracamy do prehistorii i do narzędzi z kamienia łupanego, które można było wykonać dlatego, ze niektóre kamienie są kruche.
  • Z punktu widzenia Agatki przyjenme jest to, że pracując nad jakimś zagadnieniem może mieć soczek na stole, że może zadawać pytania, że może komentować coś co przeczytała i wie, że w tym momencie nie rozprasza innych.
  • Aga ma wpływ na to od czego zaczynamy, a co woli zrobić później.

Powoli ustala nam się pewien rytm. Ponieważ ja do szkoły (pracy) chodzę prawie codziennie na późniejszą godzinę zaczynamy rano od kwestii trudniejszych, wymagajacych mojej asysty. Potem, gdy mnie już nie ma Aga robi sama jakieś ćwiczenia, czyta (podrecznik, encyklopedię, czy też po prostu jakąś ksiązkę). Jeśli czegoś nie potrafi zrobić samodzielnie, robimy to razem po moim powrocie. Oczywiście nie ma żadnych zadań domowych i po południu wybiega na podwórko do swoich kolegów - niech korzysta póki jest ciepło. To jeszcze nie jest taki rytm jaki będzie, ponieważ dopiero od tego poniedziału zaczyna gimnastykę korekcyjną, a od kolejnego tygodnia kurs angielskiego.Do tego te dwa tygodnie były dosyć pracowite dla mnie, ponieważ w szkole układam plan lekcji i zawsze zabiera to bardzo dużo czasu. Ale mam nadzieję, że poprawki wprowadzone w piątek są już ostatnimi w tym semestrze.

Mamy już ustalone wstępnie terminy egzaminów, dosyć fajnie rozłożone - dwa przed świętami i trzy po świętach. W jednym dniu może być jeden egzamin. Poznałam też panią, która będzie egzaminować Agatke z historii, przy okazji jest wychowawczynią klasy do której Aga została przeniesiona po rozwiązaniu jej klasy. Zapraszała Agatke na wycieczke klasową - oj, gdyby to była dawna Agatki klasa to na pewno byśmy skorzystali, ale niestety są to dzieciaki, których ona zupełnie nie zna (szkoła jest ogromna), mają one swoje sprawy i tematy, które Agatki nie dotyczą, więc chyba jednak Aga nie pojedzie. Muszę powiedzieć, że póki co współpraca ze szkołą układa się bardzo dobrze. Aga ma oczywiście wszystkie prawa ucznia tj. legitymacja, udział w konkursachczy kółkach zainteresowań. Z czego skorzysta, to się okaże, na razie musimy okrzepnąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz