poniedziałek, 20 czerwca 2011

Budowanie w rodzinie relacji opartych na miłości – część 3


Zachęta i kontakt

Kiedy napotykamy na jakieś kłopoty w rodzinie, naszą naturalną tendencją jest zamieść to pod dywan. Krótko mówiąc mamy nadzieję, że jest to coś przez co, ktoś przechodzi, ale co samo przejdzie. Ale zamiast uciekania przed problemami powinniśmy nauczyć się stawać z mini twarzą w twarz. Pamiętam jak w pierwszych latach naszego małżeństwa byłam sfrustrowana kwestiami związanymi z charakterem naszych dzieci, a także brakiem środków, których potrzebowałam by wykonać swoją pracę (takich jak brak półek na książki czy pojemników). Pewnego dnia Rick zachęcił mnie, abym spisywała wszystko, co danego dnia powodowało moją frustrację. Odkryłam, że nie było to 100 rzeczy, które działy się nie tak jak trzeba, ale raczej jakieś 2-3, które zdarzały się wciąż na okrągło, więc wydawało się, jakby było ich 100. Jeśli były to jakieś przedmioty fizyczne, których potrzebowałam (takie jak półki na książki), zapisywaliśmy je na liście priorytetów, aby zająć się tym wtedy gdy będziemy mieć czas lub środki na ich zakup. Poczułam się lepiej, tylko dlatego, że zostało to nazwane, a także widząc że Rick zajmie się tym, gdy tylko będzie mógł. W tamtym czasie usiedliśmy i znaleźliśmy rozwiązanie, związane z brakami w charakterach naszych dzieci, jakie wówczas zauważyliśmy.

Jedną z tych frustrujących spraw, które jak pamiętam wówczas zapisałam, był mój najstarszy syn, który wchodząc do domu, wrzeszczał do mnie z jednego końca domu na drugi, sprawiając, że pies zaczął szczekać, niemowlę płakać, a ja odczułam silną irytację. Kiedy spojrzeliśmy na ten problem separując go od innych, zdaliśmy sobie sprawę, że nasz syn nie chciał zrobić niczego złego, że to my nie nauczyliśmy go, aby zachowywał się inaczej. Użyliśmy wersetu z I listu do Koryntian 14:40 i sporządziliśmy tabelę, która miała krok po kroku pokazać mu właściwy sposób zachowania – wejdź do środka, po cichu rozejrzyj się za mamą, gdy ją znajdziesz poproś o to, o co chciałeś. Kiedy wyjaśniliśmy Rickowi czego od niego oczekujemy. bardzo chętnie zastosował się do tych wskazówek. Potem do naszej tabeli charakteru dodawaliśmy kolejne rzeczy, kiedy tylko dzieci potrzebowały konkretnego prowadzenia w jakiejś sprawie. Od tego czasu zmieniło się nasze spojrzenie. Zaczęliśmy się skupiać na tym, aby postrzegać problem bardziej jak prezentację (dzięki której możemy coś zauważyć i zmienić), niż coś co powoduje, że czujemy się pokonani.

Odkryłam, że bardzo pomocna jest próba postawienia się w miejscu dzieci i przypominanie sobie, jak to było, gdy sama byłam dzieckiem. Zamiast nieustannych prób przeciwdziałania, powinniśmy się zatrzymać i zastanowić się dlaczego czują to co czują, a następnie odpowiednio do tego zareagować. Rzeczy nie zawsze mają taką wartość jaką wydają się mieć. Zawsze starałam się, aby moje dzieci mogły wykorzystać moje wątpliwości odnośnie ich zachowania, i zachęcałam je, aby mi powiedziały jak się czuły i jak one same postrzegają daną sytuację. Mamy skłonność, by uważać, że każdy myśli tak jak my, ale nie ma nic bardziej błędnego. Wszyscy widzimy życie z własnej perspektywy i potrzeba czasu, abyśmy się nauczyli patrzeć na życie z punktu widzenia naszych dzieci. Powinniśmy dotykać ich serc przez współczucie i zrozumienie, a nie twardość i stanowczość. W danej sytuacji może tylko pomóc zadawanie pytań, a nie poczucie, że musisz wyrzuć z siebie wszystkie odpowiedzi, zanim rozważysz punkt widzenia swojego dziecka. Nie chodzi mi tutaj o usprawiedliwianie złego zachowania, czy złych postaw, ale uważam, że musimy najpierw zrozumieć zanim będziemy mogli skutecznie sobie poradzić z problemem. Serca naszych dzieci muszą być dotykane z troską. Kiedy to zrobimy, wówczas one będą zdolne by nam zaufać, że w ich najlepszym interesie zajmiemy się daną sprawą i podejdą do naszych instrukcji z zaufaniem.

Kiedy zajmujesz się konfliktami między rodzeństwem, zachęć każde z dzieci do rozmowy z tobą i ze sobą nawzajem, wówczas będziesz mógł spojrzeć na sprawę z punktu widzenia każdego dziecka zaangażowanego w ten konflikt, zanim pomożesz im wypracować rozwiązanie (Więcej na ten temat w późniejszym artykule).

Kiedy nasze dzieci dorastały, pytały dlaczego uznajemy takie a nie inne wartości, a my zamiast czuć się zagrożeni ich pytaniami nauczyliśmy się pozwalać im swobodnie zadawać takie pytania i wykorzystywaliśmy tę okazję, aby wyjaśnić dlaczego te akurat wartości są dla nas ważne. Czasami, gdy młodsze dzieci były już w łóżkach, zauważałam któreś ze starszych kręcące się po pokoju dziennym. Dla mnie był to znak, że prawdopodobnie nad czymś rozmyśla, o czym chciałby ze mną porozmawiać. Najlepsze rozmowy jakie miałam z moimi starszymi dziećmi odbywały się w nocy, kiedy wszyscy inni już spali, a nasz dom w końcu robił się cichy. Podwaliny jakie założysz, kiedy twoje dzieci są małe a ty próbujesz postawić się w ich miejscu, aby zobaczyć życie z ich punktu widzenia, sprawi, że kiedy staną się starsze, ciągle będą chciały do ciebie przychodzić. Będą wiedziały, że mogą zaufać twojemu sercu, że troszczysz się o nie bardziej, niż one troszczą się same o siebie.

Niech twoim celem będzie stanie się takim rodzicem, z którym dzieci chcą spędzać czas. Trzymaj się tej wizji, zanim przyjdzie trudny dzień, kiedy poczujesz, że drobiazgi życia przytłaczają cię. Robisz to, co robisz, aby służyć swojemu Zbawicielowi, który umarł, abyś ty mógł żyć! Twoje dzieci to Jego stworzenia, a On dał tobie ten przywilej, byś je wychował dla Niego! Jakiż to wielki zaszczyt!

~Marilyn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz