czwartek, 23 czerwca 2011

Katherine Loop

Przedstawiam dzisiaj kolejną absolwentkę edukacji domowej Katherine Loop, założycielkę organizacji Christian Perspective. Poprzez swoją służbę Katherine zachęca niezliczone rodziny do podjęcia trudu edukacji domowej. Poniżej można znaleźć jej własną historię. Katherine pozwala nam spojrzeć na bardzo normalne zmagania osoby, która dzisiaj jest już dorosła, ale swoją edukację widzi jeszcze z perspektywy dziecka, którym była nie tak dawno. Przyjemnego czytania. 

Kiedy w 1991 roku moi rodzice rozpoczęli mnie kształcić w domu, nie mieli zielonego pojęcia dokąd ich ta podróż zaprowadzi. Tak naprawdę zaczęliśmy od „okresu próbnego” – mój tata dał nam trzy miesiące na wykazanie, że ten szalony pomysł zadziała. Jeśli by nie zadziałał, wówczas planował wysłać mnie do chrześcijańskiej szkoły.

Tak właśnie wyglądał początek tego przedsięwzięcia zwanego edukacją domową. Pan Bóg niezwykle błogosławił nam przez te trzy miesiące. W końcu doszliśmy do takiego miejsca, gdzie najpierw moja mama a potem tata, przestali brać pod uwagę inne sposoby edukowania mnie i mojego brata.

Rozpoczęliśmy edukację domową bardzo mocno związani z podręcznikami, szkolnym planem lekcji, na wiele sposobów naśladując tradycyjną szkołę, tyle że odbywało się to w domu. Wcześniej chodziłam do publicznego przedszkola i miałam własny zbiór wyobrażeń jak powinna wyglądać szkoła. Patrząc wstecz, widzę jak bardzo presja „by odnieść sukces” i by dobrze to wyglądało w oczach innych wpływało na sposób naszego kształcenia. 

Kiedy miałam 11 lat, Pan (Jezus) dotknął serca mojej mamy w nowy, świeży sposób i wszystko drastycznie się zmieniło. Zdała sobie wówczas sprawę, że chociaż myślała iż kształci nas dla Pana, tak naprawdę dążyła do innych celów, takich jak sukces akademicki, a także do tego byśmy się odpowiednio zachowywali i mówili to co „właściwe”, „bo co inni powiedzą”. Kiedy zaczęła się bardziej i bardziej rozkoszować niezasłużoną miłością Chrystusa, punkt ciężkości naszego kształcenia przesunął się w inną stronę. Nadał poznawaliśmy podstawy nauki akademickiej, ale skupialiśmy się coraz bardziej na tym, by w tym czego się uczymy zobaczyć i uwielbić Chrystusa. (Rodzice pamiętajcie, że waszym sercem i postawami przesiąkają Wasze dzieci! Kiedy zmieniły się priorytety mojej mamy, odczuliśmy niewyobrażalną zmianę).

Nasze kształcenie każdego roku było inne, często było mieszaniną wielu metod. Mama nigdy nie identyfikowała się z jakimś „stylem” czy „metodą”, raczej skupiała się na słuchaniu Pana i szukało tego, co w przypadku każdego z nas by działało (sprawdzała też, co nie działa). Mojemu bratu pozwalała przy odrabianiu lekcji wiercić się czy wchodzić pod stół, a kiedy musiał uwolnić swoją chłopięcą energię, kazała mu biegać tam i z powrotem, na dosyć długim dystansie. W tamtym czasie nie mogłam zrozumieć, dlaczego mojemu bratu pozwalano się wiercić – i dlaczego moja mama nie wymaga od niego tego samego, czego wymaga ode mnie. Teraz to rozumiem – i jestem wdzięczna, że do każdego z nas podchodziła indywidualnie, szukając Bożej odpowiedzi, jak ma z nami postępować. 

W programach, które mieliśmy realizować w danym roku często następowały jakieś zmiany, co sprawiało, że uczenie się było ciekawsze. Czasami zamiany oznaczały naukę latem – albo naukę w samochodzie. Dzięki temu dostaliśmy wiele bezcennych lekcji, których nigdy nie nauczylibyśmy się z podręczników. Odkryliśmy, że te ruchy, nawet wtedy gdy były po prostu „przerwami” w nauce, tak naprawdę były Bożym planem naszej nauki. Kiedy wspominam te „przerwy” to widzę, że każda z nich była cenną „lekcją” wybraną przez Boga. Jego plany są dużo lepsze niż nasze własne!

Nasza edukacja domowa nie zawsze przypominała żeglowanie po spokojnym morzu. Były także trudne dni – dni, kiedy postanowiła płakać przez trzy godziny zamiast przeczytać jakiś rozdział lub poćwiczyć ortografię. Były okresy buntu, kiedy poddawałam moją mamę próbie lub przekonywałam ją, że ona chce wysłać mnie do szkoły. Pewnego razu powiedziałam mojej mamie, że nie chcę mieć nic wspólnego z Panem (Jezusem). Były takie dni, że wzajemne relacje w naszej rodzinie nie były – uff… idealne. Były takie lata, kiedy mój tata jeszcze nie był człowiekiem nawróconym i nie znał Jezusa, więc popychał nas w innym kierunku niż mama. Ale Pan wiernie przeprowadził nas przez to wszystko. Jestem bardzo wdzięczna mojej mamie, że zdecydowała się podążać za Jezusem i być mu posłuszna, nawet wówczas, gdy nie było to przeze mnie akceptowane. Potrzebowałam jej, aby zmusiła mnie do ćwiczenia ortografii lub przeczytania rozdziału, a wszystko po to abym nauczyła się posłuszeństwa wobec autorytetów. Były to trudne dni, ale stawką było coś więcej niż lekcje ortografii. Moja mama i ja jesteśmy sobie bardzo bliskie, mamy wspaniałe relacje, których nigdy byśmy nie miały, gdyby ona nie była wierna Panu, pomimo tego, że ja robiłam ze swojej strony wszystko, aby było to dla niej trudne.

Kiedy ukończyłam naukę w 2003 roku, nie wiedziałam, co Pan ma dla mnie, co mam robić dalej.

Sprawdziłam kilka możliwości przyglądając się, jak Pan zamyka niektóre drzwi i otwiera inne. Przez kilka lat udzielałam lekcji fortepianu, aż do momentu rozpoczęcia działalności „Christian Perspective”, internetowej służby dla rodzin uczących swoje dzieci w domu. Do tej pory napisałam dwie książki o nauczaniu matematyki z biblijnego punktu widzenia, oraz kilka o celebrowaniu świąt. W tej chwili mieszkam razem z moimi rodzicami i bratem, a poza domem pracuję dla mojej firmy, HEAV. Pisuję też do www.christianperspective.net

Wdzięczność

Wspominam lata edukacji domowej z wdzięcznością. Nie wszystko było doskonałe – ale Pan działał poprzez naszą niedoskonałość, by nas ukształtować. Jestem pewna, że jeśli Pan pobłogosławi mnie rodziną i da mi możliwość uczenia dzieci w domu, pewne rzeczy zrobię inaczej – przede wszystkim – my każdego roku działaliśmy inaczej, niż w poprzednich latach. Mam nadzieję i modlę się o to, abym szukała Pana, Jego prowadzenia i łaski, ponieważ tylko On doskonale zna potrzeby każdego dziecka. 

Jedną z tych rzeczy, którą otrzymałam dzięki edukacji domowej, i którą bardzo doceniam jest nauczenie się jak się uczyć, a nie tylko połknięcie tych czy innych informacji. Ponieważ moja mama nie znała się na wszystkim, więc często uczyła się razem z nami! A dzięki temu nabyliśmy umiejętności jak zdobywać informacje – a także jak biec do Pana i szukać Jego mądrości. Nigdy nie zapomnę tej chwili, gdy moja mama położyła swoją głowę na książce do Angielskiego i prosiła Pana, aby pomógł mi zrozumieć, ponieważ ona nie zna odpowiedzi. Kiedy otworzyłyśmy swoje oczy, zrozumiałam to, z czym miałam kłopot. Bóg wiernie uczył mnie tego, co powinnam wiedzieć. Widziałam jak to robił, raz za razem – nie zawsze natychmiast i w taki bezpośredni sposób, ale zawsze w jakiś.
Kiedy Pan wskazał mi, abym otworzyła firmę, której celem będzie zachęcanie rodziców uczących swoje dzieci w domu, oraz abym napisałam książkę, nie miałam pojęcia jak otwiera się firmę, tworzy stronę internetową, czy piszę książkę. Ale wiedziałam jak się tego dowiedzieć – i wiedziałam, że jeśli Bóg mnie do czegoś powołuje, to On pokaże mi jak mam to zrobić i pomoże mi. Bóg użył edukacji domowej, aby przygotować mnie do życia, poprzez to, że nauczył mnie jak mam się uczyć, a przede wszystkim, nauczył mnie, abym zawsze biegła do Niego - Źródła wszelkiej mądrości. 

Dzięki edukacji domowej nauczyłam się również rozwijać tę jedną relację, z której wypływają wszystkie inne – moją relację z Panem – oraz relacje z członkami mojej rodziny. Ponieważ spędzaliśmy bardzo dużo czasu razem, nasze rodzina ma ogromną praktykę jak radzić sobie z różnicami i tarciami – zdobyłam w niej prawdziwe umiejętności społeczne. Ponieważ chodziliśmy z mamą na różne spotkania i mieliśmy czas, aby z nią rozmawiać o relacjach, jakie budowaliśmy z innymi ludźmi, uczyliśmy się jak odnosić się do innych ludzi (w każdym wieku) od naszej mamy, a nie od naszych rówieśników. 

Najbardziej wdzięczna jestem za duchowy fundament, jaki rozwinął się we mnie przez lata edukacji domowej. Jestem bardzo wdzięczna mojej mamie, że nie tylko uczyła nas umiejętności akademickich czy społecznych, ale starała się abyśmy rozumieli Boże Słowo. Jestem wdzięczna za to, że mogłam przyglądać się jej zmaganiom, że widziałam ją prawdziwą, gdy stała przed Bogiem, że pokazywałam nam Jego wierność i włożyła nasze ręce w Jego rękę. To właśnie tę wieczną lekcję, nie fakty i daty, noszę w swoim sercu każdego dnia.
Jeśli miałabym powiedzieć rodzicom o jednej rzeczy, powiedziałabym, aby skupili się we wszystkim na Chrystusie – aby szukali Go, na wszystkich drogach swojego życia. On jest Tym, który doskonale zna Ciebie i potrzeby twoich dzieci – a poznanie Jego jest ponad wszystkim innym, i tylko to tak naprawdę się liczy.
„Szukajcie Pana i mocy jego, szukajcie zawsze oblicza jego! (psalm 105:4)

Pytanie: Co było najgorszą rzeczą w czasie, gdy uczyłaś się w domu? Jak to widzisz teraz?

Kiedy myślałam o odpowiedzi na to pytanie, to na początku nic mi nie przychodziło do głowy. Ale gdybyś mnie zapytała wtedy, gdy byłam dzieckiem, to moja odpowiedź prawdopodobnie zależałaby od mojego wieku i nastroju. W okresie buntu, jestem pewna, że powiedziałabym, że najgorszą rzeczą jest przebywanie przez cały dzień w domu z moją rodziną i słuchanie, gdy mówią mi, co powinnam robić…. Innym razem mogłaby być to „ortografia”.

Ogólnie mówiąc, myślę, że najbardziej zmagałam się z tym, że mój dzień nie był tak poukładany jak potrzebowałam. Nie zrozumcie mnie źle – moja mama była bardzo zorganizowaną osobą i nasze dni były zaplanowane (mój brat pewnie by powiedział, że były za bardzo zaplanowane). Ale czasami czułam się sfrustrowana tym, że nie ustalonych godzin, punktu w którym kończę daną lekcję, planu na wszystko. 

Dzisiaj jestem zadowolona, że nie miałam tak ustrukturyzowanego czasu jak myślałam, że potrzebuję, ponieważ to nauczyło mnie brać odpowiedzialność za zaplanowanie sobie dnia, co stało się dla mnie nieocenione, gdy zaczęłam pracować na własny rachunek. Dzięki temu nauczyłam się także zarządzać czasem i być odrobinę bardziej elastyczną – życie nie zawsze układa się według planu. 

Patrząc wstecz, mogę powiedzieć, że najgorszą rzeczą było to, że straciłam wiele czasu – te dni czy lata, w czasie których po prostu chciałam przetrwać godziny nauki, zamiast uczyć się całym sercem dla Pana. Te przedmioty, którym mogłam poświęcić trochę więcej uwagi, a nie zrobiłam tego, a teraz żałuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz